Pani Barberka zrobiła kawał dobrej roboty, i dzięki nowemu cięciu miałem przypływ pewności siebie, więc stwierdziłem że dzisiaj podbije do mojej meksykańskiej miłości życia na pakerze. I oczywiście kolejny raz jak mam dobry dzień to akurat jej nie będzie o tej porze co zawsze. Widocznie los nie chce dać szansy tej miłości. Is it my destiny to live and die a life of blonde fragility?
Jutro po robocie udaję się do fryzjera, zwanego również barberem. Z jednej strony spoko, bo bardzo lubię chodzić na cięcie, cała usługa jest dla mnie mega przyjemna a jak ci przejeżdża maszynką po karku to jest uczucie 10/10. Ale z drugiej strony z powodu że się przeprowadziłem idę do kogoś innego niż mój stały od 7 lat fryzjer i autentycznie czuję się jakbym dokonywał zdrady.
Ehhh, chłop zażył dzisiaj trochę wolności, przemierzając bezkresne przestanie ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Jutro trzeba wstać i harować na prywaciarza. Jest jak jest.