Jeśli kiedykolwiek zastanawiałeś się nad wkroczeniem w świat B--M-u, ale nie byłeś pewien czy jest sens, w tym wykopie możesz znaleźć odpowiedź. Oczywiście tego co tu znajdziesz nie musisz traktować zbyt serio, cała treść poniższego artykuły będzie do bólu subiektywna i okraszona logiką różowego paska.
B--M rozumieć można dwojako. Z jednej strony to zbiór zachowań i aktywności seksualnych, z drugiej życiowa filozofia. Nie zawsze idzie to w parze i nie zawsze musi. To, że ktoś lubi dostać szpicrutą po udach nie oznacza od razu, że ma ochotę się komukolwiek podporządkowywać. Z drugiej strony fakt, że ktoś czuje potrzebę oddania i poddania, nie oznacza wcale, że lubi gdy smaga się go pejczem. Jak to wygląda, a jak wyglądać powinno w teorii i praktyce?
Gdy sama wkraczałam w „klimatyczną społeczność” zasady były dość jasne i klarowne, a wszyscy zainteresowani starali się ich przestrzegać. Mowa tu oczywiście o ludziach, którzy B--M traktują jako życiową filozofię.
Tych, którzy po prostu lubią czasem dostać lanie pominę, gdyż w moim odczuciu i w mojej opinii, z B--M wiele wspólnego nie mają. Jest to dla nich czysto fizyczne urozmaicenie i nie interesują się niczym poza tym. Nie uważam tego absolutnie za coś złego, zwyczajnie nie wiem co więcej można o tym powiedzieć.
Zatem zasady, lub jak kto woli – panujące ówcześnie standardy, opierały się na pewnych schematach relacji między dwojgiem (lub więcej) ludzi. Była osoba dominująca i osoba uległa. Pan/Pani i suka/pies. Co jakiś czas pojawiał się niezdecydowany i nieokreślony Switch, który deklarował, że ma w sobie oba pierwiastki. Osoba dominująca to ta, która w moim odczuciu ma gorzej – na niej spoczywa odpowiedzialność i ona jest całym „mózgiem” związku. Określa jakie ma oczekiwania, jaki zasady jej odpowiadają i nadaje wszystkiemu kierunek. W przypadku uległych sprawa jest prostsza – zasad wystarczy przestrzegać, w zamian otrzyma się wikt i opierunek. Wbrew temu co niektórzy mogą sobie wyobrażać nie działa to na zasadzie: „Dwa razy dziennie zrobisz mi loda, a co drugi wtorek będzie anal”, nie. To bardziej podstawa całej relacji, a więc bliżej temu do: „Ja mam zawsze ostatnie słowo, jeśli zamierzasz się wdawać w zbędne dyskusje, możesz od razu spakować swoją szczoteczkę do zębów, ja się Ciebie prosić nie będę.” - mamy tu do czynienia z przejaskrawieniem, nie działa to do końca tak, gdyż wszystko jest dokładnie wyjaśnione i ustalone. Nie bierze się znikąd. Przedstawiam to w dużym uproszczeniu i jest to kwestia dość indywidualna, niemniej jednak jeśli miałabym podać różnicę między związkiem standardowym, a tym opartym na zasadach B--M, zaczęłabym od faktu, że w zwykłym związku władza jest podzielona na pół, a najczęściej kobieta co jakiś czas zabiera coś z połówki partnera i w końcu czyni go swoim małym, schowanym pod pantoflem misiem przytulakiem. Wiecie, „dziś boli mnie głowa”, „jak mogłeś spojrzeć na tą blondynkę, jadę do mamusi”. W tym momencie warto wspomnieć o słynnym na cały świat Christianie Grey’u, który był książkowym przykładem misia przytulaka ;) Grey B--M popsuł, wypaczył i zbezcześcił, dając o nim błędne wyobrażenie. Grey stworzył stereotyp domina za dębowym biurkiem i uległej, która wszystkim steruje naprawiając chorego p----a. Tu pragnę zauważyć, że dominujący to nie chory p---b, który biega w skórzanych majtkach i każe kobiecie jeść z podłogi. Uległa to nie idiotka, która nie wiedziała co zrobić ze swoim życiem, więc została posłuszną marionetką w cudzych rękach.
Kim więc są?
Cały „klimat” opiera się na instynktach pierwotnych. Tak sądzę. Mamy silnego przywódcę i słabą, wymagającą opieki osobę, która tego przywódcę dopełnia. Neandertalczyk w końcu zabijał Tygrysy, ale to jego niunia odzierała je ze skóry (nie jedzcie mnie, jeśli się mylę, neandertalczycy w sumie średnio mnie obchodzą). Sens pozostaje taki, że od zarania dziejów istniał jasny podział ról, który później zaburzyły feministki i książki o Grey’u. Ten podział ról stosujemy w B--M. Strona uległa dopełnia więc stronę dominującą, obie strony wzajemnie zaspokajają swoje potrzeby, bez zbędnych niesnasek wynikających z nieporozumień dotyczących władzy z związku. Ktoś uległy o władzę zabiegać nie będzie, nawet nie dlatego, że dostanie w------l, a dlatego, że gdy wszystko jest jak być powinno, darzy dominującego zbyt dużym szacunkiem. Między innymi dlatego B--M się nie uda bez szczerości, zaufania i jasnych zasad.
Gdy mamy już kogoś dominującego, kogoś uległego i gdy ustalimy zasady, można przejść do przyjemności. S--S w B--M. Wracamy do szpicruty i pejcza. W tej sferze najprawdopodobniej jest dokładnie tak, jak to sobie wyobrażacie. Skórzane kajdany, łańcuch między kostkami, knebel i jaaazda. Nie ma ograniczeń. Bo jeśli najdzie Cię ochota, żeby nasikać na swoją dziewczynę, ona zawsze się zgodzi. Istnieje szansa, że najpierw 50 razy zapyta czy jesteś pewien i spróbuje Twoją pewność zachwiać, ale się zgodzi. Bo uległa zawsze się godzi, a jest to zasługą dominującego, który wie jak działać, by zawsze osiągnąć swój cel. I nie będziesz już miała problemu z myśleniem o czwartkowym obiedzie podczas seksu. Nie starczy Ci na to czasu. Gdy nie mamy przed sobą nic do ukrycia, gdy nie istnieje tabu, gdy nie ma granic, s--s wskakuje na kolejny level. Co więcej – wbrew temu co pokazali scenarzyści pięćdziesięciu twarzy szarego, podczas seksu sado-maso nie ma tak sztywnej atmosfery i ciszy, która doprowadza do szaleństwa. Z tego seksu wszyscy są zadowoleni.
Temat jest tu potraktowany wyjątkowo po macoszemu, w dużym skrócie, uproszczeniu i jest w nim zawarty jedynie mój punkt widzenia. Pominęłam pseudo dominy oczekujące daniny za zdjęcie brudnych skarpet i mężczyzn, którzy myślą, że mogą być „panami”, podczas gdy boją się przyznać przed własną żoną, że mają ochotę dać jej klapsa. Pominę też tych, którym się wydaje, że raz nazwą się „panem” i od razu oczekują bezwzględnego szacunku i seksu, nie robiąc przy tym nic poza wyzywaniem i obrażaniem. Na szacunek w końcu obie strony muszą sobie najpierw zasłużyć. Jednakowoż… Nie będę wypływać na tak głębokie wody, bo nie jestem pewna czy sprawy te kogokolwiek interesują. Jeśli temat się przyjmie, chętnie z szesnastoletnich domin poheheszkuję i opowiem coś, co chcecie by opowiedziane było.
P.S. B--M w p---o też odbiega od rzeczywistości. W sumie każde p---o z rzeczywistością niewiele ma wspólnego.
Z fartem!
Komentarze (87)
najlepsze
B--M to część seksu i relacji międzyludzkich. S--s i relacje mają być przyjemne. Więc moim zdaniem każdy powinien się w to bawić tak, jak mu się podoba. Dla mnie relacja B--M która wychodzi poza łóżko jest zła, bo co by nie mówić jest to bardzo wyczerpujące psychicznie doświadczenie i
B--M to nie udawanie? Dla mnie to jest udawanie. Jeżeli ktoś naprawdę czuje się subem który nie tylko w łóżku, ale i na co dzień powinien być dominowany bo na to zasługuje itd, no to coś jest z nim nie tak. Wiele osób zainteresowanych tematem "udaje" i nie
@whiteglove: Może po prostu nie rozumiesz o czym mówię. Relacja poza łóżkowa to tak naprawdę normalna relacja, w której jest lider (zwykle facet). Sub nie jest subem, bo się tak umówili, tylko sub jest subem bo czuje, że jest to dla niego lepsze. Jednocześnie lider ma zawsze kogoś kto go wspiera - ale oboje mają wspólny cel.
@bamalisowa @xOlcia mnie interesuje skąd to pragnienie aż takiej uległości u kobiet? Co sprawia wam aż taką przyjemność? Co doprowadza was do totalnego szaleństwa? Czy uczucie bycia podduszaną, bitą jest samo w sobie fizycznie przyjemne czy może aspekt psychologiczny bycia uległą, bezbronną, poddaną agresywnemu zachowaniu, kontrolowanej przemocy...?
Dlaczego kobiety w to idą? Głównie ze względu na emocjonalną huśtawkę. Oczywiście są takie, które po prostu lubią ból i to nimi głównie kieruje gdy wkraczają w B--M. Jednak pomijając masochistyczne zapędy, chodzi o to, że większość kobiet
O matko, ratuj mnie przed takimi ludźmi...
@bamalisowa: No nie, ale chodzi mi bardziej o to, że w "tradycyjnym" związku facet będzie rządził i tyle. A w tym B--M odbędą ze sobą rozmowę, w której określą swoje role. Teraz jak o tym myślę, to ciężko wyartykułować tę różnicę i może wychodzi na to samo? Takie rodzinne New Age dla rozpustników ;). Wychodzi na to, że koncepcja "żony jako pola do orania" wychodzi z różnych systemów społecznych ale sprowadza się do tego samego.
Nigdy nie myślałem o tym w ten sposób, ale charektorologicznie to jest prawda, niektóre dziewczyny szukają kogoś kto zastąpi im ojca i jakiekolwiek decyzje ciężko im przychodzą. Mam wrażenie, że wynika to często z braku pewności siebie i to mnie raczej odrzuca. Związek z partnerką znającą swoją wartość, a jednocześnie pozwalającej
ciekawe co @DawidWarsaw o tym myslisz?
Mogę sobie mieć swoje zdanie. Inne niż ma mój niebieski. W takiej sytuacji, jeśli zdanie to dotyczy jakiejś związkowej kwestii, działamy zgodnie z jego zdaniem. Nawet jeśli mam co do tego jakieś obiekcje, to i tak zawsze okazuje się, że to on miał rację. W pewnym momencie przestałam mieć obiekcje.
Gdybym natomiast chciała dyskutować, kłócić się, obrażać i próbować żądać kompromisu - dobry w------l