"Bosko tak było nam, czy to nie mogło trwać?" Śpiewa Ewa Farna w piosence "Tajna Misja". Ładnie śpiewała, tańczyła, fajnie zrobiona; a na koniec teledysku (z lokowaniem francuskiego produktu samochodopodobnego), złośliwie zostawiła przystojnego chłopa na odludziu i odjechała. Pewnie w krzakach czekała laweta przystosowana do francuskich aut; no cóż, prawdziwy facet jeździ tylko koreańcem, jak ja.
Lew w klatce
Byłem tak smutny, że się nawet nie zdenerwowałem. George Clooney wczoraj się ohajtał... co to się porobiło z tym światem? Ostatni wolny mężczyzna złapany na lasso ciasnej okrutnej? Lew wzbudza podziw, gdy żyje na wolności gdzie dostojnie żyje i umiera, a zamknięty w klatce traci swą dumę.
To wielki cios dla nas, prawdziwych braci samców. Jedyny promyk nadziei dla nas to ten, że ohajtał się z nią dla kasy; to potrafię zrozumieć. Ale jeśli dla ciasnej okrutnej, nie wybaczę mu tego nigdy.
Więc, czy mogło to trwać? Nie, nie mogło. "Pod kopułą" to świetna książka Kinga, a także całkiem fajny serial zrobiony na jej pomyśle. Miasteczko zostaje przykryte przezroczystą kopułą, która nic nie przepuszcza. Pod nią toczy się zwykłe życie, pełne tajemnic i skrywanych namiętności. I gdy tak wieczorem patrzę w niebo, analogia nasuwa się sama; my też żyjemy pod kopułą, tylko w trochę większej skali. I owszem, można ją przekroczyć, ale to zabawa tylko dla nielicznych jednostek.
Nie zatrzymasz przyjemności
Pod tą kopułą, gdzie jesteśmy zamknięci jak rybki w akwarium, by zewnętrzne warunki nas nie zadusiły, toczy się gra pełna namiętności i tajemnic. Jedną z nich, szeroko opisywanych w książkach od psychologii i medycyny, jest zjawisko habituacji i tachyfilaksji. Każdy bodziec zewnętrzny musi osłabnąć, KAŻDY. Piszę o tym wielokrotnie, bo to zmienia dosłownie wszystko. Te niezwykłe zjawisko widać najczęściej wtedy, gdy oglądam jakąś fajną, "ruszającą" mnie piosenkę. Po czterdziestym odtworzeniu mam jej dość, a przy pierwszych dziesięciu mocno na mnie wpływała. Każdy bodziec (facet, kobieta) który na nas wpływa, będzie coraz słabiej przez nas odbierany, a z czasem pojawi się poczucie że w ogóle na nas nie działa. Tego prawa nie da się w żaden sposób ominąć.
Odpowiem więc na pytanie Pani Ewuni, a odpowiedź nie spodoba się wychowanym na romantycznych bzinach i solonych solą drogową chipsach zapasionym nastolatkom; Nie, to nie mogło trwać. Na tym świecie nie można zatrzymać przyjemności - wiem że wielu zdesperowanych Panów, hajtających się by mieć zapewniony wieczorny seks, nie uwierzy mi. Nie uwierzysz mi, to uwierzysz za dwa, trzy lata jak nieustająca migrena wieczorna Twojej małżonki zmasakruje Twoje jądra. Im mocniej chcemy zatrzymać przyjemność, tym bardziej mniejszy ma na nas wpływ. Można kombinować, stosować triki (np. rozstawać się od czasu do czasu, narkomani i alkoholicy chodzą na detoks) ale prawo i tak nas przejedzie jak walec. Wszystko co nas kręci i rajcuje, daje przyjemność, ekstazę, euforię, traci na mocy z czasem bądź częstotliwością cieszenia się tym.
Ta jedna jedyna, wyśniona
Im bardziej jesteś nieszczęśliwy, tym bardziej wierzysz w to że gdy spotkasz tę jedyną, Twoje życie będzie przyjemnością. Zasilany obrazkami z teledysków, komedii romantycznych i opowieści kolegów wierzysz, że ta przyjemność będzie trwała wiecznie, że przepędzi nieszczęście i dół który odczuwasz. Pakerzy wierzą że gdy wyhodują na sobie mięso, będą szczęśliwi, a cwaniaczki że ilość zer na koncie da im poczucie spełnienia. Tachyfilaksja... Pamiętasz? Myślisz że złamiesz prawo według którego działa Twoje ciało i umysł? No cóż, nie Ty jeden. Później są depresje, złamane życia i dramaty. Ludzie myślą że coś z nimi nie tak, albo oskarżają przedmioty i inne osoby, które przecież miały dać wieczne szczęście. No cóż, nie ma tu winnych - winne jest tylko nieprawdziwe założenie, że coś, cokolwiek może Ci te spełnienie dać. Podziw ojca, matki, rodziny? Pieniądze? Wielki członek? Każdy utożsamia swoje szczęście z jakimś obiektem, który znajduje się na zewnątrz i w bliżej nieokreślonej przyszłości. A czym Ty się oszukujesz?
Te wszystkie rzeczy nie mają najmniejszych szans powodzenia. Szczęście to dwa nawyki - jeden to nauka życia tu i teraz (ludzie żyją i reagują nie a to co się naprawdę dzieje, a na swoje myśli i wspomnienia o tym), a drugi to nauka cieszenia się małymi rzeczami. To nie przyjdzie samo, musisz po to sięgnąć, trenować, wyrabiać nowe nawyki. Tylko wtedy możesz doznawać coraz większego poczucia satysfakcji i spełnienia - nic do tego nie mają mięśnie, luksusowe przedmioty, kobiety ani nawet rodzina. Nawyk trzeba stworzyć i dbać o niego, by był coraz silniejszy. Trzeba wykonać pracę, tym większą, im mocniej wierzymy że coś na zewnątrz da nam szczęście.
Bezustanny strach, na jawie i śnie
Szczęście jest Twoim sposobem patrzenia, a nie tym na co patrzysz. Masz je sam w sobie wypracować, a nie liczyć że nagle spadnie z nieba kobieta, da Ci szczęście i będziesz żył jak w raju. Pomyśl - jeśli ona da Ci szczęście (zakochanie, euforia, haj hormonalny) to będziesz się bezustannie bał że ona odejdzie, zabierze przyjemność którą kojarzysz z nią i jej bliskością - tą przyjemność od której jesteś uzależniony, nazywasz miłością. Na jawie i śnie będziesz tworzył w wyobraźni przerażające wizje, że ma kogoś, że właśnie daje komuś zadek. Strach i zazdrość sprawią, że będziesz w kiepskim stanie - będziesz despotą, który z całych sił pilnuje swojego blond przedmiotu, który daje mu szczęście. A jak odejdzie? Zostaniesz w stanie nieszczęścia sprzed związku, plus dojdą różne duchowe boleści; upokorzenie, poczucie bycia oszukanym oraz że Cię zostawiła, może zdradziła z kolegą, świadomość że jesteś w czymś gorszy, bezwartościowy. To ma być ten raj? Do tego dążysz? Obudź się ku... chłopie, to życie a nie bajka!
Jeśli nie wytworzysz w sobie co najmniej życzliwości i szacunku dla siebie, będziesz niewolnikiem ludzi bądź przedmiotów, które na chwilę dają Ci euforię. Nie masz w sobie poczucia przyjemności? Proszę bardzo, świat da Ci substytuty. Fajki zmniejszą lęk, alkohol pozwoli być radosnym i pełnym energii w towarzystwie, narkotyki zmienią Cię w cool gościa, do czasu aż zrąbiesz się w gacie w czyimś mieszkaniu, a dziewczyna poprawi Ci humor hormonami zakochania. A co później? Paliłem kilkanaście lat, więc wiem co piszę - fajki za chwilę relaksu rozwalą Ci płuca, zasmrodzą ciało, sprawią że będziesz się uśmiechał nakładając wargi na zęby, bo te będą obrzydliwe i wstrętne. Po czasie może przyjść rak, a na pewno obturacja płuc i bieda, bo fajki dziś to trzysta złotych miesięcznie. Po dziesięciu latach palenia, przepuściłeś nową fabię z salonu. Alkohol? Narkotyki? Chyba nie trzeba mówić o kacach, rozwalonym zdrowiu, zniszczonej rodzinie, wybitych zębach, konfliktach czy wreszcie więzieniu. Kobieta z którą się nie dopasowałeś? Idziesz pod most, a dzieciaka wychowuje "wujek" z tatuażami. Gdy nie wytworzysz w sobie szczęścia, w większości wypadków źle skończysz. W najlepszym będziesz maszyną do zarabiania na Tobie, bo nieszczęśliwi ludzie kupują chłam, by polepszyć sobie nastrój.
Pier... narcyz, za kogo on się uważa?
Szacunek i życzliwość wobec siebie, to wielka przyjemność - która nigdy nie mija. Nie mija dlatego, ponieważ jest naturalna, całkowicie przypisana człowiekowi od urodzenia. Stan absolutnej życzliwości i akceptacji dla siebie, to stan naturalny - ale społeczeństwo nieszczęśliwych ludzi szybko zmienia dziecka z radosnego bez przyczyny, w smutnego i poszukującego gdzieś na drugim końcu świata swego szczęścia. Kochając siebie nie robisz manipulacji na swej psychice, tylko wyrzucasz śmieci którymi Cię napchano (w formie przekonań i wierzeń), by ukazało się to, co zawsze tam było. Odkopujesz skarb, nic więcej, bo wszystkie wspaniałości są ukryte w Tobie, nigdzie indziej.
Im więcej jej masz, tym mniej jesteś zależny od przyjemności z zewnątrz. Dlatego właśnie o ludziach którzy skupiają się na sobie, mówi się z takim jadem, wręcz nienawiścią. Narcyz, za kogo on się uważa, ważniak - to najdelikatniejsze ze słów, ukazujące strach osoby która je wypowiada. Strach że utraci władzę nad kimś, możliwość kontrolowania jej. Jeśli masz przyjemność w sobie (wywołaną miłością do siebie), komplement i krytyka (broń otoczenia) nie ma już na Ciebie wpływu. I gdy się zakochasz a kobieta odejdzie, nie przeżyjesz tego zbyt mocno, bo ona nie zabierze Ci wszystkiego - swoją przyjemność przecież masz, nikt Ci jej nie może zabrać.
Dwudniowy dołek i wracasz do gry
Nie będziesz chlał, ćpał, ciął się i skakał z mostu - podołujesz się dwa, trzy dni i koniec, zacznie się wszystko od nowa. Wyobrażasz sobie wściekłość i niedowierzanie partnera/partnerki którzy odchodzą by Cię rzucić na kolana, zmiażdżyć, patrzeć jak się czołgasz i błagasz o powrót, a Ty się bawisz i świetnie czujesz? Czy wyobrażasz sobie tę nienawiść, rozbicie psychiczne i szok u manipulanta? Miałeś być na dnie po zabraniu Ci zabawek, a Ty się cieszysz życiem. Dlatego manipulanci (często pobożni ludzie, patrioci, miłośnicy zwierząt, nadopiekuńcza rodzinka żyjąca z Ciebie, czyli wilki w owczej skórze wierzące w swoją dobroć i prawość, wariujące gdy odczuwasz prawdziwe szczęście) tak szaleją gdy słyszą o tych "głupotach" i "kretynizmach". Przestań się zajmować miłością do siebie, pracuj, żryj sól drogową i słuchaj żoneczki, bo ona zna życie; poznała je z telenowel, opowieści mamy rozwodniczki, babci alkoholiczki oraz od księdza.
Miłość do siebie, to najwyższy etap mądrości. To załatwia wszystkie Twoje problemy - wszystkie. Oczywiście osiągnięcie tego poziomu zajmie Ci lata, może nawet dziesięciolecia, ale to słuszna, prawa ścieżka. I właśnie dlatego otoczenie nie chce byś kochał siebie. Masz kochać Jezusa, rodzinę, Ipoda - ale nie siebie. Masz skierować uwagę na zewnątrz, na cokolwiek, byle nie na siebie i swoją moc. Bo gdy kochasz siebie, stajesz się całkowicie wolną jednostką, na którą nie można wpłynąć, którą nie można manipulować. Najczęstszy trik manipulantów, to płacz. Masz poczuć litość i wyciągnąć pieniądze, albo podpisać jakąś umowę, zawsze niekorzystną dla siebie. Ale ktoś kto wie że szczęście jest stanem ducha, zależy od naszej pracy w tym kierunku, doskonale wie że płaczesz, bo utożsamiłeś szczęście z czymś, czego nie masz. Autem, kobietą, facetem, pieniędzmi... gdy je dostaniesz, będziesz się bał o utratę jego, więc spełnienie Twego pragnienia obetrze łzy tylko na chwilę, a strumień łez z czasem będzie coraz większy. Płaczem człowieka który kocha siebie, nie zmusisz do niczego. Jest absolutnie poza wszystkimi manipulacjami. Im większa miłość do siebie, tym większa niezależność od wszystkiego na zewnątrz. Oczywiście taki człowiek nie chce już przynależeć do ludzkich stad - państwa, miasta, drużyny piłkarskiej. Nie pójdzie na wojnę w cudzych interesach, nie ohajta się bo rodzina tego chce, nie będzie ćpał, palił ani chlał, bo i po co skoro jest wyluzowany i zadowolony, ma bardzo wysoki poziom energii? To są rzeczy dla ludzi, którzy są nieszczęśliwi, sfrustrowani, żyjący w niekończącym się dialogu myśli, które są dziećmi przekonań, a te są stworzone przez nauki chorego społeczeństwa. Myślisz że społeczeństwo jest zdrowe? To skąd wojny, rzezie, nienawiść, przestępstwa?
Wyćwicz szczęście jak pompki
Taki człowiek jest wrogiem koncernów (bo nie kupuje opętańczo, nie ma potrzeby wstawiać swoich fotek na fejsa by pokazać jaki jest cool i szczęśliwy, bo to pokazują tylko ludzie nieszczęśliwi), polityków (bo nie pójdzie na wojnę, nie da się podjudzić do nienawiści i żarcia jabłek, jak dziś się jątrzy między nami a Rosją dla cudzych interesów), wszystkich romantyczek (bo nie zakocha się na maksa, oddając wszystko co ma ze strachu, że kobieta mu nie da tyłka), lekarzy i finansujące im wczasy z chlaniem i dziwkami koncerny farmaceutyczne (bo radość to odprężenie i brak blokad emocjonalnych, brak konieczności zażerania frustracji, a więc zdrowie). Mam wymieniać dalej?
Ćwicz to jak pompki. Najpierw boli, ale później jest coraz łatwiej. Stań przed lustrem, i zacznij wychwalać Boskość w sobie. Nie siebie - bo to stworzy silny opór podświadomych wzorców (stworzonych przez otoczenie, że jesteś brzydki, nieudacznik, daleki od sztucznie napompowanych ideałów), ale Boskość. Istnieje bądź nie, nie ma to żadnego znaczenia. Liczy się że kojarzysz siebie z najwyższą ideą; radości, miłości, szczęścia, bogactwa, hojności, błogości. Ludzkie Ja, to suma tysięcy nawyków i skojarzeń. Albo tworzysz je sam, albo stworzą Ci inni, kojarząc Ci samego siebie z niedoskonałością, poczuciem winy, cierpieniem. Twój wybór, oraz Twoje konsekwencje.
Bądź sobą, bądź zadowolony
Poćwicz tak dwa tygodnie, po pięć, dziesięć minut dziennie - i zobacz co się stanie. A to tylko nieśmiałe początki. Ta przyjemność i szok jest tak wielki, że często ludzie z lęku rezygnują. Spokojnie - gdy raz poczujesz jak można żyć, kiedyś do tego wrócisz. Za rok, dwa a może dziesięć, to nie ma żadnego znaczenia. To nie da Ci spokoju - gdy wszyscy będą Ci obiecywać szczęście za zrobienie czegoś, Ty będziesz czuł że nie potrzebujesz nic robić, zmieniać się - że szczęście to Twoja głęboko ukryta pod gnojowiskiem cudzych przekonań natura. Nie da się tego stłumić, zapomnieć, bo to jest prawdziwe, a Twoje przekonania o dającym szczęście czymś na zewnątrz Ciebie, poza Tobą - sztuczne, nieprawdziwe.
Komentarze (5)
najlepsze
pozdrawiam. :)
p.s. jeszcze dodam, że Twój-mój pierwszy artykuł przeczytałam chyba na interii, a potem doszukałam informacji, nie pamiętam dokładnie, ale znalazłam się w końcu też tutaj.
no i swoje konto też tu zrobiłam, bo chciałam też czasem Cię skomentować. ;D
tu nie chodzi o zmianę zdania. ;p naprawdę nie mam słuchawek z mikrofonem, na skypie się nie znam. mogłabym w sumie kupić sprzęt, ale przecież nie będę z tego więcej korzystała. dla jednej rozmowy niezbyt mi się opłaca.
muszę kupić jeszcze nowe douszne słuchawki do telefonu/pc (bardzo często słucham muzyki/audiobooków itd.), bo znowu mi się zepsuły (najczęściej "działa" tylko jedna słuchawka). nie chcę wiedzieć, ile już łącznie na nie wydałam.
jeszcze panna, no i nie jestem taka stara, żebyś musiał nazywać mnie panią. ;D
niestety, ale nie korzystam z tego komunikatora. nie pokazuję się w internecie. nie mam nawet mikrofonu, słuchawek itd.
możesz mi wierzyć lub nie, ale nie miałam też konta na fotce, nk itp. nie mam facebooka ani instagrama, żeby chwalić się swoimi "słit fociami", dużą ilością znajomych (to nic, że czasem widzieli się raz w życiu, ale