Ponieważ wczoraj poziom patologii (na tagu i przy ulicy szkolnej 17 w Białymstoku) stuknął o wieko trumny dobrego smaku - publikuję trzecią część mikro-powieści (mirko-powieści) "Starosielskie sioło". Dwa poprzednie odcinki dostępne na tagu #starosielskiesiolo. Zapraszam do lektury

3.
Major Suchodolski był średniego wzrostu, wychudłym nieco gentlemanem o twarzy pooranej głęboko bruzdami czasu. Lecz czy tylko czasu? Dokąd zmierzają te zmarszczki pokrywające tę nobliwą twarz? I skąd przychodzą? Moje rozmyślania nad fizjognomią Majora Suchodolskiego zostały jednak - choć delikatnie, to jednak - przerwane przez małe nieporozumienie, które wdarło się między nas. Otóż szanowny czytelnik wiedzieć musi, że w myśl carskiego ukazu z roku Pańskiego 186X każdy kombatant wojny w B., który w dniu zawieszenia działań wojennych pozostawał w randze przynajmniej starszego sierżanta sztabowego - musi zapisać się w odpowiedniej gubernianej księdze i co kwartał uiszczać stosowną, choć stosunkowo niewielką opłatę. Taki los w myśl rzeczonego dekretu spadł i na głowę Majora Suchodolskiego, który myśląc, iż jestem urzędnikiem przysłanym w celu egzekucji zaległych podatków, miast zwyczajowego dla naszego spotkania pozdrowienia, powiedział:
- Dzień dobry, ja podatki płacę, ogółem...
I tutaj urwał. Wyraźnie wyczekiwał mojej odpowiedzi. Ja tymczasem miałem sposobność lepiej przyjrzeć się jego twarzy. Choć nie straciła ona żołnierskiej ostrości - pozostawała nieco nieobecna - jakby rozpuszczona w smutku. Trzymałem w mej ręce jego dłoń być może zbyt długo, niż nakazują tego dobre obyczaje, jednak jego słowa wybiły mnie nieco z rezonu. Zreflektowałem się jednak po
  • 6
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@ziggas666 tak pytam z ciekawości bo zanim Starosielce były miastem i zanim zostały włączone do Białegostoku to była wsią a jej nazwa to Stare Sioło, od tego wzięła się nazwa Starosielce :) temu tak pytam bo dziwnie DLA mnie to wygląda Stare Sioło Sioło :)
  • Odpowiedz
Ponieważ wczorajszy wpis spotkał się z jako takim odzewem - postanowiłem (nieregularnie) publikować fragmenty wielkiej powieści "Starosielskie sioło" Poniżej publikuję wpis wczorajszy oraz nową cząstkę. Będzie to wykopowa mikro-powieść w fragmentach.

1.
Działo się to w połowie lipca roku 18XX. Przebywałem podówczas w majątku profesora Kononowicza na wypoczynku psychicznym, na który zesłany zostałem niemal siłą przez władze mojej uczelni. "Pojedziesz Pan, panie asystencie, do profesora Kononowicza, a tam odpoczniesz. Jeżeli jednak nie odpoczniesz - co wszelako też może się zdarzyć - to wrócisz odmieniony" rzekł do mnie mój bezpośredni pryncypał, profesor Tomasz na dwa dni przed moją peregrynacją. Wówczas nie przypuszczałem jak profetycznymi okażą się te słowa.
Z majątkiem w Starosielcach komunikacja kolejowa była niezgorsza. Stacja znajdowała się bowiem trzy wiorsty ledwie od pałacu. Planowałem drogę tę przebyć na własnych nogach, ale mój gospodarz (uprzedzony o moim przyjeździe przez profesora Tomasza, który wysłał telegram) nalegał, by posłać po mnie poczciwego Janka - służącego, lokaja, ale i przyjaciela, który drewko porąbie, a i potrafi czas umilić uczoną pogadanką. Gdy wysiadłem z wagonu klei żelaznej, na peronie czekał na mnie już Janek - choć było to nasze pierwsze spotkanie - od razu mnie poznał. Miał on bowiem niezwykle wyczulony zmysł na odczytywanie z twarz ludzkich wszelkich frasunków. Jakie wyczytał z mojej? Trudno orzec.
- Janek jestem, tu tego, de best - powiedział i poprawił lekko wypłowiałą liberię - białą we wrzosowe kwiaty. No to jedziemy - Asterka już czeka, tu tego.
  • 9
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach