Cześć Mirki i Mirabelki, jak minął dzień?

Taki spokojny kawałek na dobranoc, uprzedzam od razu, że mizoginom się nie spodoba.

#janepoleca
janeeyrie - Cześć Mirki i Mirabelki, jak minął dzień?

Taki spokojny kawałek na dob...
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Z ciekawostek - pani Maryla grała wtedy na gitarze 12-strunowej, a w jej zespole była druga taka gitara + akustyczna basówka. Wzięło się to podobno z fascynacji amerykańską muzyką folkową.
  • Odpowiedz
#janepoleca

Denerwują mnie zawsze znaleziska, w których grane na pianinie maksymalnie uproszczone covery popowych utworów spotykają się, nie wiedzieć czemu, z niekończącymi się zachwytami wykopowiczów.
Tym bardziej, że przecież jest tyle genialnych utworów na fortepian i tylu wybitnych pianistów, że dla słuchania słabej muzyki na fortepian po prostu nie ma usprawiedliwienia.

Tu jeden z przykładów - Lubomyr Melnyk, kompozytor wykonujący własne utwory, na dodatek oparte na wymyślonej przez niego samego, absolutnie unikalnej technice gry. Do tego stopnia niezwykłej, że nie ma na świecie drugiej osoby grającej w podobny sposób, więc kiedy Melnyk wykonuje na żywo którąś ze swoich kompozycji na dwa fortepiany, to musi sam (bezpośrednio przed koncertem) nagrać partię jednego z instrumentów.
janeeyrie - #janepoleca 

Denerwują mnie zawsze znaleziska, w których grane na pian...
  • 7
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

Nie ma na mirko prawie wcale wpisów o muzyce, żadnego tagu, pod którym można by posłuchać czegoś ciekawego (chyba że ja o czymś nie wiem, wtedy mnie poprawcie), więc postanowiłam, że coś tam od czasu wrzucę. Jeśli ktoś lubi rzadką/ciekawą/nieco hipsterską muzę, to niech wbija.

Na początek moje niedawne odkrycie - The Crazy World of Arthur Brown. Powrót do korzeni. Jeśli zastanawialiście się, czym inspirowali się muzycy takich zespołów, jak Deep Purple, a wizualnie np. Marilyn Manson czy Kiss, to macie odpowiedź. Arthur Brown zrobił to samo nie dość, że wcześniej, to jeszcze lepiej. ;) Szczególnie interesująca jest historia płonącej ozdoby, którą nosił na głowie (wynikały przez nią różne wypadki, kiedy np. zapaliła się cała jego głowa). Brzmienie absolutnie unikalne, nawet dzisiaj. Oprócz charyzmatycznego wokalisty mamy genialnego Vincenta Crane'a na organach Hammonda. Przez chwilę na perkusji grał Carl Palmer (tak, ten z Emerson, Lake & Palmer).

W komentarzu wrzucam cały album (z roku 1968).

Prowizoryczny
janeeyrie - Nie ma na mirko prawie wcale wpisów o muzyce, żadnego tagu, pod którym mo...
  • 4
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach