Tymczasem o mnie w skrócie: Mam 25 lat, jestem fizycznie zdrowy, pracę dobrą mam. Miesiąc temu minął rok odkąd dowiedziałem się, że tkwiłem od paru lat we friendzone, ale go "nie czułem". Nieraz się spotykałem z jedną znajomą, grill, piwo itp. Dopiero jak mi przypadkiem powiedziała, że kogoś ma (na fb) to świat się posypał, liczne myśli samobójcze, próby naprawienia tego na różne sposoby, psychoterapie, rzucenie magisterki (zmarnowane 1.5 roku), finalnie szpital psychiatryczny na ponad 2 miesiące. Obecnie na lekach, które nie działają a dodatkowo trochę przymulają.
Po szpitalu zabić się już nie chcę, po prostu nie mam najmniejszej ochoty żyć - pragnę umrzeć, ale nie chcę dokładać do tego żadnej cegiełki. Spotkania rodzinne? Irytują mnie, bo widzę same szczęśliwe pary i jak mam możliwość idę do pokoju obok leżeć. Znajomi? Prawie nikt, mała garstka ze studiów
@AnonimoweMirkoWyznania Widzisz przyjacielu, dla normikow jestesmy po prostu zerami. Chcialbym zebys byl szczesliwy, przeszedles przez takie gowno ze ci sie to naprawde nalezy
@AnonimoweMirkoWyznania: ehh anonie, wiem co czujesz bo podobnie tutaj, tylko bez psychiatryka. Normiki mówią, że bycie singlem jest fajne, a dziwnym trafem ciągle tkwią w związkach. Są zakłamanymi bydlakami i tyle. Apropo oksytocyny- ja też się czułem jak Bóg jak byłem z jedną różową. Może normiki tego nie czują, bo mają to codziennie, ale dla takich samotników jak my jest to pewnie jak strzał heroiny.
Jutro druga zmiana. Warto wstać wcześnie i przejść się rano do sklepu. Może zapoznam jakąś licealistkę #szaramyszkadlaanonka ( ͡° ͜ʖ ͡°)