Kilka lat temu, letnim czasem, przemierzając wzdłuż i wszerz Polskę naszą całą trafiłem do małego miasteczka - Diplojmentowa. Szukając schronienia przed nagłą ulewą na skraju lasu dostrzegłem opuszczoną szopę. Spróchniałe filary nie zachęcały do przekroczenia jej progów, ale narastający deszcz i coraz bardziej przemakająca kurtka nie pozostawiły mi wyboru. Zarośnięte mchem wrota długo stawiały opór, ale w końcu coś w nich chrupnęło i znalazłem się w środku. Mokry i zmęczony przysiadłem na brzegu czegoś co kiedyś było pachnącą kopą siana. Rozejrzałem się wokoło. Mroczne wnętrze szopy nie nastrajało optymistyczne. Burza narastała, krople deszczu złowieszczo dudniły w dach mojego schronienia. Brakowało tylko wycia wilków za ścianą. Wkrótce zmęczenie wzięło górę nad strachem i zasnąłem… Obudziła mnie … cisza. Burza przeszła, deszcz ustał. Słońce radośnie wdzierało do środka przez zniszczone ściany. Już chciałem opuścić miejsce mojego ratunku, gdy coś przykuło moją uwagę. Spróchniałe deski odsłoniły cześć legarów, a w nich ukryte dziwne zawiniątko. Niezbyt ostrożnie wyszarpałem znalezisko i rozdarłem zmurszały papier którym było owinięte. Przysiadłem z wrażenia. Trzymałem w rękach stary rękopis z misternie wytłoczonym napisem „Wielka Księga Bluescreenów”. Ostrożnie odchyliłem grubą obwolutę. Pomiędzy stronami tkwiła mocno już wypłowiała kartka z takim oto tekstem:
Kilka lat temu, letnim czasem, przemierzając wzdłuż i wszerz Polskę naszą całą trafiłem do małego miasteczka - Diplojmentowa. Szukając schronienia przed nagłą ulewą na skraju lasu dostrzegłem opuszczoną szopę. Spróchniałe filary nie zachęcały do przekroczenia jej progów, ale narastający deszcz i coraz bardziej przemakająca kurtka nie pozostawiły mi wyboru. Zarośnięte mchem wrota długo stawiały opór, ale w końcu coś w nich chrupnęło i znalazłem się w środku. Mokry i zmęczony przysiadłem na brzegu czegoś co kiedyś było pachnącą kopą siana. Rozejrzałem się wokoło. Mroczne wnętrze szopy nie nastrajało optymistyczne. Burza narastała, krople deszczu złowieszczo dudniły w dach mojego schronienia. Brakowało tylko wycia wilków za ścianą. Wkrótce zmęczenie wzięło górę nad strachem i zasnąłem…
Obudziła mnie … cisza. Burza przeszła, deszcz ustał. Słońce radośnie wdzierało do środka przez zniszczone ściany. Już chciałem opuścić miejsce mojego ratunku, gdy coś przykuło moją uwagę. Spróchniałe deski odsłoniły cześć legarów, a w nich ukryte dziwne zawiniątko. Niezbyt ostrożnie wyszarpałem znalezisko i rozdarłem zmurszały papier którym było owinięte. Przysiadłem z wrażenia. Trzymałem w rękach stary rękopis z misternie wytłoczonym napisem „Wielka Księga Bluescreenów”. Ostrożnie odchyliłem grubą obwolutę. Pomiędzy stronami tkwiła mocno już wypłowiała kartka z takim oto tekstem:
„Wstrzymaj konie, Panie!
Komentarz usunięty przez autora