Idę na imprezę pożegnalną kumpeli, która wyjeżdża na kilka lat ze swoim facetem do ZEA bo on dostał tam fantastyczną pracę.
Wzięło mnie z tego powodu na życiowe przemyślenia. Z jednej strony kompletnie nie rozumiem jak można tak po prostu rzucić tu wszystko: fajnie rozwijającą się karierę, pasję, przyjaciół itd., by po prostu siedzieć na tyłku całymi dniami w domu, bo ona nie ma tam żadnych perspektyw na pracę.
Z drugiej strony
Wzięło mnie z tego powodu na życiowe przemyślenia. Z jednej strony kompletnie nie rozumiem jak można tak po prostu rzucić tu wszystko: fajnie rozwijającą się karierę, pasję, przyjaciół itd., by po prostu siedzieć na tyłku całymi dniami w domu, bo ona nie ma tam żadnych perspektyw na pracę.
Z drugiej strony
W niezbyt dużej sali konferencyjnej stłoczonych ponad dwadzieścia osób. Zaduch, upał, zapach ewidentnie przepoconych, ale wyprasowanych koszul. Okna nie otworzysz, klimatyzacji nie włączysz. Bo Grażynom przeszkadza. Przewieje je, przewiew potarga fryzurę, a poza tym jak im w tweedowych marynarkach nie jest za gorąco, to nikomu innemu nie może być.
Dupa zaczyna mi się przyklejać do fotela.