"Wpadło mi w ucho...", odcinek: 9, Lamb. Subskrybuj tag: #wpadlomiwucho
Moim celem będzie przedstawienie tu utworów muzycznych oraz artystów, których ciężko byłoby znaleźć w radiu czy tv, a którzy tworzą na tyle interesującą muzykę, że warto ich posłuchać. A listę artystów, którymi chciałbym się podzielić mam długą. Miło też będzie jeśli okaże się, że artystę którego prezentuje - Ty doskonale znasz. Zatem, zaczynam...
W dzisiejszym wydaniu WMWU udamy się na wycieczkę do Wielkiej Brytanii, gdzie w Menchesterze powstał zespół o nazwie Lamb. Tworzy go duet: Andy Barlow i Lou Rhodes. Lamb działał od roku 1996, w którym to wydał swoją debiutancką płytę. Potem poszło już z górki, kolejne płyty i rosnąca popularność. Aż tu nagle w 2004 roku postanowili zakończyć działalność i zabrać się za solowe projekty. Przerwa trwała do 2009 roku a w międzyczasie Andy i Lou wydali swoje solowe płyty. W 2009 roku nastąpił też przełom i duet zaczął tworzyć ponownie pod szyldem Lamb a przy okazji zapowiedzieli szereg koncertów. Tu zacznę trochę przynudzać wspomnieniami, bowiem Lamb wystąpił też w Polsce. I tak 14 sierpnia 2009 zagrali swój pierwszy koncert w Polsce, w Warszawskim klubie Palladium a gościnnie towarzyszył im na kontrabasie Jon Thorne. Ludzie! Co tam się działo to jest nie do opisania. Totalny kosmos, magia. Jeden z lepszych koncertów na jakim byłem. Tutaj możecie się z nim zapoznać jak chcecie. W dużej mierze przyczynił się do tego świetny kontakt zespołu z publicznością. Wymiana zdań między utworami, opowieści Andy'ego i tak dalej. Zwłaszcza jeden jego tekst wpadł mi w pamięć. Gdy powiedział, że każdy koncert grają tak, jakby miał to być ich ostatni. I faktycznie dało się to odczuć po występ był niesamowity. Po koncercie sami zapowiedzieli by na nich chwilę poczekać, bo każdemu chętnemu podpiszą się na biletach, czy plakatach. Do dzisiaj z uśmiechem wspominam sytuacje, gdy dałem swój plakat do podpisu a potem musiałem drzeć się na cały klub, że ten plakat jest mój. Bo Andy po podpisaniu przekazał go Lou, a ta nie wiedziała komu ma go zwrócić, bo ręce po niego wyciągał każdy. Jest co wspominać, solówki Barlowa na djembe, wygibasy Thorne'a na kontrabasie, przeszywający wokal Rhodes. Moc. No dobra, ale kończymy wspominki i jedziemy z treścią właściwą.