Słońce szybuje ku górze, miota ogień w półkule. Czubki betonowców - pochodnie, psują oniryke, Twoją również, budzisz się, widzisz dwa ślepia wpatrzone, I snujesz mysli, głębokie, czarna Hańcza w psychice. Lecz wzrok, zauważyłem, szklistą przybiera formę. Czyżby kruchość uczuć miotała tobą bezkarnie? Łza w kąciku oka, otarłbym ją, podał podporę, Pokrzepił Mickiewiczem, uśmiech wywołał zdalnie, Bullocka wosk zakręcił, topił się z tobą w dźwięku. Poszedłbym do świątyni i składał
Słońce szybuje ku górze, miota ogień w półkule.
Czubki betonowców - pochodnie, psują oniryke,
Twoją również, budzisz się, widzisz dwa ślepia wpatrzone,
I snujesz mysli, głębokie, czarna Hańcza w psychice.
Lecz wzrok, zauważyłem, szklistą przybiera formę.
Czyżby kruchość uczuć miotała tobą bezkarnie?
Łza w kąciku oka, otarłbym ją, podał podporę,
Pokrzepił Mickiewiczem, uśmiech wywołał zdalnie,
Bullocka wosk zakręcił, topił się z tobą w dźwięku.
Poszedłbym do świątyni i składał