Pobratymcy,
wielu z Was ciągle wątpi i zastanawia się czy podążając ścieżką wyznaczoną przez Mistrza i Rutyniarza dotrze do celu. Tego, jak już wcześniej pisałem nie mogę Wam zagwarantować, mogę za to opowiedzieć Wam Miernoty historię innego leszczyny, którego trapiły podobne wątpliwości.
Jakiś czas temu przemierzając świat natknąłem się na grupkę obwiesi butujących mężczyznę. Jako osoba wyjątkowo wyczulona na ludzką krzywdę postanowiłem interweniować.Tak postępuje bowiem każdy prawy człowiek, a nie stoi jak widły w gnoju. Podszedłem więc i grzecznie zagaiłem:
- Co jest psie syny ?
- Nie twoja sprawa chu.. - odburknął największy z nich. Ale nie dokończył, szybki plaskacz skutecznie go uciszył, a dwa szybkie buty na ryj zakończyły konwersację. Po tym krótkim pokazie siły reszta obwiesi z nagle przypalonymi gaciami szybko się oddaliła. Podszedłem wtedy do leżącego i powiedziałem możliwie ciepłym głosem:
- Nosz kur....a wstawaj, ile tak będziesz leżeć jak leniwa menda?!
- Ale przecież, ja nie mogę się ruszać, ja ....
- Tylko ja, ja, ja. Rusz w końcu dupę, bo zaraz dokończę co tamci zaczęli.
- Dlaczego mnie dręczysz? Myślałem, że chcesz mi pomóc, myślałem..
- Od myślenia to ja tu jestem głupcze, a teraz wstawaj bo rzeczywiście chcę ci pomóc Clark.
- Skąd wiesz jak mam na imię?- lękliwie wydukał - Kim jesteś?
- Jestem Mistrzem i Rutyniarzem, Tubą Prawdy, Siewcą Idei, twoja szansą na odmianę losu. Po tych słowach mężczyzna wstał a ja zobaczyłem, że na środku czoła obwiesie wymalowali mu wielki napis "sucker".
- Czemu im na to pozwoliłeś Miernoto? Zapytałem troskliwie.
- A co miałem zrobić? Nie jestem taki jak Ty!
- Nikt nie jest debilu! Jeśli jednak pójdziesz drogą, która ci wskaże, to może trochę się do mnie upodobnisz. Co prawda w małej części, ale zawsze.
- Ale czy dam radę? - trwożnie zapytał
- Tego nie wiem,a poza tym kogo to obchodzi - odpowiedziałem spokojnie - Jak chcesz to choć i nie pierd...l.
No i Clark poszedł, gorliwie słuchał mych rad i z dnia na dzień, zyskiwał na sile i na pewności siebie. Z gorliwością wypełniał wszystkie polecenia, aż któregoś dnia stwierdziłem, że choć dobry z niego chłopak to niestety niezbyt rozgarnięty (lubił przebierać się w rajtuzy i myślał że jak zakłada okulary to go nie rozpoznam) i więcej już się niczego nie nauczy. Zawołałem go więc i powiedziałem:
- No dobra Clark, wychodzi na to że od dziś musisz radzić sobie sam, to koniec twojej nauki.
- Ale Mistrzu i Rutyniarzu ciągle nie jestem jeszcze nawet w części taki jak Ty, przecież obiecałeś, nie zostawiaj mnie tu samego, proszę. Po tym słowach złapał mnie za nogi i zaczął mamrotać - nie puszczę, nie puszczę Cię nigdy ..
- Uspokój się kretynie, nie po to tyle czasu spędziłem na twoją naukę, żebyś mi teraz takie szopki odprawiał. Normalnie sprzedał bym ci liścia za haniebne zachowanie, ale ponieważ więcej już się nie spotkamy, chcę byś miło wspominał tę chwilę. Mam dla Ciebie prezent.
- Jaki? Jaki? Pokaż, pokaż... - No i kur...a nie wytrzymałem. Dostał cztery szybkie uspokajające liście, to go trochę ostudziło a ja wyciągnąłem marker z kieszeni i wypisałem mu wielka literę "S" na klatce piersiowej. Po tej czynności uczeń spojrzał na mnie smutno i zapytał:
- Czy to jest ten "prezent" Mistrzu i Rutyniarzu - myślał bowiem że to od słowa "sucker"
- Tak, to jest mój prezent dla Ciebie, od dzisiaj nadaję ci nową ksywę "superman" (debil wziął to na poważnie), celowo na tę samą literę byś pamiętał jak to się wszystko zaczęło. Pamiętaj też (tutaj pokazałem mu kawałek szkła z zielonej butelki po piwie), że choć dzięki mnie zyskałeś niezwykłą moc to nie jesteś niezwyciężony. Ten o to minerał - kryptonit (wymyśliłem nawę z dupy) - jak tylko znajdzie się w twoim pobliżu zabierze Ci wszystkie siły, strzeż się więc i z rozwagą używaj swych umiejętności. A teraz idź i czyń dobro.
- No ale dokąd mam iść? - zapytał Clark
- A to już twoja sprawa.
- Ale Mistrzu nadaj mi chociaż jeszcze nazwisko. Jestem prostym chłopem i mam tylko imię, a nie zawsze będę mógł się posługiwać moją nową ksywą - odpowiedział całkiem mądrze, widać czegoś tam się ode mnie nauczył
- Hmmm, w sumie czemu nie? - odpowiedziałem. Rozejrzałem się dokoła i zauważyłem znak drogowy "Kęty 10 km". - Kent (zmieniłem na angielską pisownie, bo Clark pochodził z wysp)
- Co? - zapytał zdziwiony
- Gówno, od teraz będziesz się nazywać Clark Kent. A teraz wynocha.
Tak zakończyła się nauka Clarka, człowieka, którego kiedyś uratowałem i to dwukrotnie. Część z Was pewnie się teraz zastanawia czemu wmówiłem mu, że straci siłę jeśli w pobliżu będzie kawałek zielonego szkła. No cóż, jak już wcześniej wspominałem niezbyt rozgarnięty był to uczeń i wymyśliłem taki "zawór bezpieczeństwa", aby się miernota nazbyt nie rozzuchwaliła. No i też trochę dlatego, że wydawało mi się to śmieszne.
Kliknij po więcej