Przypomniało mi się, jak kumpel (nazwijmy go oryginalnie Mirek) dostał na przerwie w liceum wpierdziel od jakiegoś koksa Seby. Stałam akurat obok z koleżanką paląc papierocha, drechol podchodzi, sprzedał kumplowi dwa kopy w brzuch, walnął z pięsci w twarz, i odszedł. Tak bez powodu.

I sytuacja rozwinęła się tak, że na drugi dzień zostałyśmy zawołane do pokoju dyrektorki. Co się okazało, ojciec Mirka był gliną i na wieść o #!$%@?, jaki zgarnął