W latach 90., w przemysłowym mieście Gliwice, żył człowiek o nazwisku Antoni “Andrzej” Marcoń. Był on postacią znaną w lokalnych podziemiach, choć nie z powodów, które można by uznać za chlubne. Marcoń był człowiekiem o dwóch twarzach – dla niektórych był szanowanym biznesmenem, dla innych bezwzględnym przestępcą. Jego historia zaczyna się w mrocznych zakamarkach gliwickich ulic, gdzie zaczął jako drobny złodziej. Jednak ambicja i chęć szybkiego wzbogacenia się pchnęły go na ścieżkę
@TitanSlayer: Widzę, że jesteś zorientowany... Prawda jest taka, że ch*ja wiesz. Po pierwsze, topowi gangsterzy współpracują ze wszystkimi organami. Leszcze idą na pożarcie, to dla nich są zasady. Hierarchia tego biznesu przypomina kościół. Na dole rybki, wierzący. Na górze rekiny, drwiące z nich, dokonujące najbardziej ohydnych czynów. Więcej pytań masz prawilniaku jak to działa?
Jego historia zaczyna się w mrocznych zakamarkach gliwickich ulic, gdzie zaczął jako drobny złodziej. Jednak ambicja i chęć szybkiego wzbogacenia się pchnęły go na ścieżkę