Mam 27 lat i jestem od 6 lat w niby związku na troche odleglosc z 25 letnia dziewczyna. Ja mieszkam sam gdzies od ponad 2 lat w kawalerce w centrum Krakowa, ona troche poza miastem w domu z rodzicami (siedza większość czasu w domu) i psem. Jak zaczalem wynajmować to myslalem ze długo taka sytuacja nie potrwa, ale generalnie nic sie w tym temacie nie zmienia i raczej nie zmieni. Generalnie to widze sie z nia raz na tydzień czy dwa jak sie poklocimy przez smsy, tak to za daleko mam do niej żeby sie widywać czesciej i nie przepadam tez za jej rodzicami (jak czasem do przyjedzie to jeszcze dobrze nie usiądzie a oni już dzwonią z jakimiś ich gownoproblemami). Problem w tym ze tak na codzien jest mi zajebiscie samotnie i smutno, nie mogę nawet kota mieć bo alergie. Z kolegami widze sie raz na jakiś czas na piwie ale to nie zalatwia sprawy. Za każdym razem jak jej mowie o tym to mi mowi zebym poszedł do psychologa bo mój smutek nie jest normalny i na tym sie konczy temat, a jak ja proszę żeby mi chociaż napisala czasem co robi to sie oburza ze to nie moja sprawa (rownie dobrze to by mogla mieć codziennie inne bolca na boku, i tak bym o niczym nie wiedział), zero kontaktu przez caly tydzień. Zreszta wszystkie rozmowy z nia koncza sie na tym zebym "nie mowil jej jak ma żyć" i wszystko jest moja wina bo "jej nie wspieram". A to ze ja czasami przez caly dzień nie mam z kim zamienic słowa to nikogo nie obchodzi. Także pytanie wlasciwe, co w Krakowie można robic po pracy żeby zasilić troche swoja potrzebe kontaktow międzyludzkich?
To ja OP bo nie wiem do konca jak sie obsluguje te mirko wyznania.
@Klofta: Cięzko sie konczy zwiazek ktory tyle trwal chocby nie wiem jaki byl. Ciezko mi tez powiedziec na ile sytuacja jest zla bo nie mam porownania I trudno mi oceniac.
@NAGI: Jak jej mowie, ze nie tak wyglada zwiazek (jak ja to nazywam gimbozwiazek) to mi kazala isc do psychologa bo sie nie znam. Dla niej kontakt raz na tydzien to wystarczajaca, mnie skreca z samotnosci. Ciagle mi mowi ze wszystko jest wina tego ze jej "nie wspieram" I tyle. W ogole nie szanuje faktu ze ostatnie lata studiowalem dziennie na trudnym kierunku, jednoczesnie pracujac prawie na pelny etat I tylko dzieki temu udalo mi sie usamodzielnic. Wiele nieprzespanych nocy kosztowalo mnie to zeby teraz byc slynnym wykopowym informatykiem 15k, a ona ma mi to za zle bo twierdzi ze robie to dla siebie I nie wspieram jej. Dyskusje nie maja sensu bo mowie
Potrzebuje porady, glownie od ludzi z Krakowa.
Mam 27 lat i jestem od 6 lat w niby związku na troche odleglosc z 25 letnia dziewczyna. Ja mieszkam sam gdzies od ponad 2 lat w kawalerce w centrum Krakowa, ona troche poza miastem w domu z rodzicami (siedza większość czasu w domu) i psem. Jak zaczalem wynajmować to myslalem ze długo taka sytuacja nie potrwa, ale generalnie nic sie w tym temacie nie zmienia i raczej nie zmieni. Generalnie to widze sie z nia raz na tydzień czy dwa jak sie poklocimy przez smsy, tak to za daleko mam do niej żeby sie widywać czesciej i nie przepadam tez za jej rodzicami (jak czasem do przyjedzie to jeszcze dobrze nie usiądzie a oni już dzwonią z jakimiś ich gownoproblemami). Problem w tym ze tak na codzien jest mi zajebiscie samotnie i smutno, nie mogę nawet kota mieć bo alergie. Z kolegami widze sie raz na jakiś czas na piwie ale to nie zalatwia sprawy. Za każdym razem jak jej mowie o tym to mi mowi zebym poszedł do psychologa bo mój smutek nie jest normalny i na tym sie konczy temat, a jak ja proszę żeby mi chociaż napisala czasem co robi to sie oburza ze to nie moja sprawa (rownie dobrze to by mogla mieć codziennie inne bolca na boku, i tak bym o niczym nie wiedział), zero kontaktu przez caly tydzień. Zreszta wszystkie rozmowy z nia koncza sie na tym zebym "nie mowil jej jak ma żyć" i wszystko jest moja wina bo "jej nie wspieram". A to ze ja czasami przez caly dzień nie mam z kim zamienic słowa to nikogo nie obchodzi. Także pytanie wlasciwe, co w Krakowie można robic po pracy żeby zasilić troche swoja potrzebe kontaktow międzyludzkich?
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
@Klofta: Cięzko sie konczy zwiazek ktory tyle trwal chocby nie wiem jaki byl. Ciezko mi tez powiedziec na ile sytuacja jest zla bo nie mam porownania I trudno mi oceniac.
@NAGI: Jak jej mowie, ze nie tak wyglada zwiazek (jak ja to nazywam gimbozwiazek) to mi kazala isc do psychologa bo sie nie znam. Dla niej kontakt raz na tydzien to wystarczajaca, mnie skreca z samotnosci. Ciagle mi mowi ze wszystko jest wina tego ze jej "nie wspieram" I tyle. W ogole nie szanuje faktu ze ostatnie lata studiowalem dziennie na trudnym kierunku, jednoczesnie pracujac prawie na pelny etat I tylko dzieki temu udalo mi sie usamodzielnic. Wiele nieprzespanych nocy kosztowalo mnie to zeby teraz byc slynnym wykopowym informatykiem 15k, a ona ma mi to za zle bo twierdzi ze robie to dla siebie I nie wspieram jej. Dyskusje nie maja sensu bo mowie