Łączność w wojsku podczas wojennych wypadków jest taką samą bronią jak armata, karabin maszynowy, jak kuchnia polowa, jak wóz amunicyjny kompanji.(...) Bez łączności bowiem niema i być nie może skoordynowanej pracy wojska, niema złączenia wysiłków krwawych żołnierza dla odniesienia zwycięstwa i krew ludzka leje się darmo, leje się niepotrzebnie, tak jak w jakiejś awanturze karczemnej bezcelowe i bez żadnej korzyści dla celu postawionego wojska szukania zwycięstwa nad nieprzyjacielem. Dlatego też powtarzać zawsze
@oruniak: Przecież "wroga" trzeba zawsze zdyskredytować, szczególnie jak się zasłużył dla danego kraju specjalnie i jest bohaterem takiej miary, że tamci mu nie nawet nie mogli butów pucować.
Mój dziadek był w łączności w '39 w bitwie pod Młąwą. Dzięki za link, może jakieś nowe wspomnienia albo historie się pojawią kiedy razem będziemy przeglądać tę stronę. Jeszcze raz dzięki.
Chciałbym tylko wspomnieć, że podczas kampanii wrześniowej łączność z dowództwem (marszałek Rydz-Śmigły) była fatalna. Na początku jedyna radiostacja znajdowała się w Warszawie! W tym przekaźnik znajdował się w jednym miejscu stolicy, a odbiornik w osobistym bunkrze Rydza-Śmigłego. Nadajnik został błyskawicznie zniszczony przez Luftwaffe. Marszałek cofnął się do Twierdzy Brzeskiej, gdzie łączność była zerowa. Przestał on faktycznie kierować działaniami wojennymi.
Komentarze (14)
najlepsze
(źródło: "Czerwony Blitzkrieg" Beshanova)