Już jutro największa demonstracja wymierzona w Leroy-Merlin w Europie.

595870315951554841684578_1648195926NnlITILMwSZ7mQDyek7JLf.jpg


Już jutro największą demonstracja wymierzona w Leroy-Merlin w Europie. Godzina 14:00, Malborska 35, Warszawa.


Nie ukrywam, tytuł tego postu jest mocno clickbaitowy, ale niekoniecznie nieprawdziwy. Kiedy Putin zaczął inwazję na Ukrainę, a Leroy-Merlin postanowił wyłamać się z zachodniego bojkotu rosyjskiego rynku, wkurzeni ludzie na całym świecie postanowili się temu przeciwstawić. Jak donosiła prasa, pewien Francuz schwycił za kij od szczotki, zdobył ukraińską flagę i postanowił protestować przed siedzibą firmy Mulliez w Lille. Firma Mulliez to właściciel takich podmiotów jak Leroy-Merlin, Auchan i Decathlon. Grupa demonstrantów do której dołączył liczyła około 10 osób. W zeszłym tygodniu z kolei odbył się protest w Gdańsku. Według prasy uczestniczyli w nim głównie Ukraińcy mieszkający w Polsce. Zgromadził kilkanaście osób. Inna akcja odbyła się w Warszawie przed sklepem Leroy-Merlin w centrum handlowym Arkadia. Brałem w niej udział więc mogę poświadczyć, że całe 4 osoby stawiły się na posterunku. Rozdawaliśmy ulotki i kłóciliśmy się z obsługą sklepu, która była zniesmaczona naszym happeningiem. Mimo tych dość marnych efektów postanowiliśmy powtórzyć akcję wychodząc z założenia, że nie od razu Rzym zbudowano. Przez cały zeszły tydzień starałem się w miarę intensywnie informować w mediach społecznościowych o naszym następnym proteście 26 marca. Na stronie poświęconej temu wydarzeniu na razie zgłosiło się około 50 osób. Informacje były podbijane w serwisach społecznościowych kilka tysiące razy. Bardzo trudno mi więc powiedzieć ile osób się zjawi, ale jest duża szansa że więcej niż 10, co powinno pobić dotychczasowe „rekordy”. Reakcje internautów pod postami były bardzo różne, wiele z nich negatywnych.
 


595870315951554841684578_1648195952joLVSCHI8glOODaWXgXhU3.jpg



Powtarzały się następujące argumenty. I chciałbym się do nich odnieść.
 

Po co bojkotować sklep od mebli ogrodowych, skoro cały czas korzystamy z ropy i gazu ziemnego z Rosji. Czy to nie jest hipokryzja? Dlaczego bojkotujecie Leroy-Merlin, a nie na przykład Google? A może spróbujcie zbojkotować Steam, gdzie gracze z Rosji cały czas się świetne bawią? Ten bojkot nic nie da. Ludzie i tak wrócą do starych przyzwyczajeń. Wystarczy, że rzucą wiadra za złotówkę w promocji i wszyscy polecą. Bojkoty konsumenckie nigdy nie działają. Po co bojkotować Leroy-Merlin? Nie lepiej realnie pomagać uchodźcom z Ukrainy? To znacznie ważniejsze i szlachetniejsze zadanie.
Czy bojkot konsumencki nie zaszkodzi przede wszystkim polskim pracownikom? Powinniśmy dbać o swój rynek, a nie dawać się podpuszczać ukraińskiej propagandzie. To jest ich wojna, a nie nasza.
Kolejny podnoszony argument. Łatwo mówić, że Leroy-Merlin i inne firmy z tej grupy powinny się wycofać. Oni zainwestowali tam ogromne pieniądze. Zatrudniają mnóstwo ludzi. Konkurencja nie jest aż tak stratna po wycofaniu się z rynku.   

Wydaje mi się, że teza zawarta w tym oskarżeniu jest fałszywie postawiona. To, że jakaś inna firma zasługuje na potępienie nie znaczy chyba, że cel tego protestu jest niewłaściwy. Odcięcie Europy od dostaw energii z Rosji to proces. Nawet dzisiaj rosyjski gaz jest przecież transportowany przez Ukrainę. Chodzi o wieloletnie umowy, zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego krajom Europy. To wszystko odbywa się na poziomie rządów, które w dodatku deklarują chęć uniezależnienia się od Rosji. Osobiście nie mam nic przeciwko bojkotowaniu Google, czy Steam jeśli ktoś uważa, ze zachowują się nieetycznie. To się chyba nie wyklucza.
 

 

To z kolei jest podejście fatalistyczne. Nie uda się, bo nigdy się nie udawało. Lepiej nic nie robić, niż się rozczarować. Wydaje mi się, że ludzie którzy tak mówią nie biorą pod uwagę kilku czynników. Ta wojna jest inna niż poprzednie. Dzieje się w świecie, gdzie komunikacja jest natychmiastowa. Ukraińscy żołnierze wrzucają raporty ze swoich działań na Twittera, Tik-Toka i Facebooka. Zwykli ludzie prowadzą wideoblogi dokumentujące codzienne życie w realiach bestialskiej wojny, pokazują jak rakiety niszczą ich podwórka, zabijają bliskich. Nigdy wcześniej całe okrucieństwo konfliktu zbrojnego nie było tak łatwo dostępne dla opinii publicznej. To się dzieje tu i teraz, w środku Europy. Mimo całego cynizmu zawartego w stwierdzeniu, że oddolne protesty nic nie dadzą, pojawiają się kolejne fakty, które temu przeczą. Korporacje, która przecież muszą dbać o swój wizerunek jedne po drugiej zaczęły się wycofywać z rynku rosyjskiego. Profesor Sonnenfeld z Uniwersytetu Yale, który na bieżąco aktualizuje listę tych podmiotów mówi o ponad 450 firmach, które opuściły rynek rosyjski. Te, które początkowo się przed tym wzbraniały, pod wpływem presji zaczęły zmieniać stanowisko. W zeszłym tygodniu najpierw Nestle zapowiedziało wycofanie większości swoich marek z rynku rosyjskiego, potem Renault oświadczyło że rezygnuje z planów ponownego uruchomienia fabryki samochodów. Prezes polskiego oddziału Leroy-Merlin zaczął zaś wysyłać dość rozpaczliwe listy do prasy w których wskazywał, że firma w Polsce nie ma nic wspólnego z firmą w Rosji i stara się na różne sposoby pomóc pozbawionym dachu nad głową Ukraińcom. Nie ma przy tym żadnego wpływu na politykę globalną firmy. Bank PKO opublikował zaś dane wskazujące na to, że niektóre sieci handlowe, które nie wycofały się z Rosji cierpią na znaczący spadek obrotów. No więc może… jednak… presja konsumencka ma jakiś sens?

 

 

Z tym trudno się kłócić. Pytanie jednak znowu czy to się wyklucza? W pomaganiu uchodźcom z Ukrainy zaangażowały się tysiące Polaków. Albo dosłownie przyjęli ich pod swój dach, albo przekazali pieniądze na organizacje, która niosą taką pomoc. Jest nas prawie 40 milionów. Czy nie można wysłać trochę sił na inny odcinek? To prawda, że w grę wchodzi pewne negatywne emocje, mniej szlachetne. Ale czy firmy, które współpracują z reżimem Putina nie liczą właśnie na naszą obojętność? Że to jakoś minie, jakoś się wszystko poukłada, zgodnie z zasadą „business as usual”.
 

 

Tu jest rzeczywiście ciężki orzech do zgryzienia. Gdyby bojkot był skuteczny, oznaczałoby to straty polskiej filii Leroy-Merlin. Oddział mógłby wręcz upaść i zniknąć z polskiego rynku. Pracownicy stracą pracę, a przecież sytuacja i tak nie jest łatwa. Rodzi się jednak podstawowe pytanie. Kiedy w takim razie należy poddawać ostracyzmowi niemoralne korporacje? Bo przecież nawet piramida finansowa, której celem oszukiwanie ludzi zatrudnia pracowników. Nie należy jej bojkotować, bo ludzie stracą pracę? Często pada argument, że polska filia zachowuje się przyzwoicie i nie ma nic wspólnego z francuską centralą, ani rosyjskim oddziałem. Taka jest między innymi treść kolejnych oświadczeń polskiego zarządu. Czy naprawdę nie czujecie, że właśnie ta linia rozumowania śmierdzi na kilometr hipokryzją? Niemieckie firmy, które w czasie II wojny finansowały przemysł wojenny też pewnie dbały o swoich pracowników na miejscu. A może jeszcze bardziej adekwatny przykład? Historycy mówią, że niektóre amerykańskie firmy pomagały Niemcom w organizacji Holokaustu. IBM dostarczało maszyny do ewidencjonowania wywożonych ludzi, Associated Press redagowało swoje enuncjacje prasowe pod dyktando nazistowskiej cenzury, a Chase Manhattan Bank sprzedawało niemieckie obligacje wojenne na terenie USA. Wiecie jaka jest różnica między wtedy, a dziś? Wtedy opinia publiczna była w dużej mierze nieświadoma. Czy gdyby zwykli ludzie wiedzieli o kolaboracji tych firm ze zbrodniczym reżimem powinni je bojkotować? Czy też powinni dbać tylko o swój lokalny rynek pracy?
 

 

To prawda, że Francuzi mocno zaangażowali się w rynek rosyjski. Można nawet powiedzieć, że na własną zgubę. Wynika to chyba z faktu, że w ogóle jest to tradycyjnie prorosyjski naród. Wystarczy powiedzieć, że na czterech głównych kandydatów do prezydentury Francji, trzech z nich jest otwarcie prorosyjskich. Leroy-Merlin ma w Rosji około 100 sklepów, a obrót stanowi 20 procent globalnych zysków. Dla porównania Obi ma tych sklepów 27, a Ikea 17 w największych miastach. Te dwie sieci, które dość szybko wycofały się z rosyjskiego rynku po inwazji na Ukrainę mogłyby jednak łatwo odbić ten argument. Przecież wycofując się z Rosji zostawiają wolne pole Leroy-Merlin. Nawet jeśli do tej pory przegrywali z francuską konkurencją to jako łamistrajk Leroy-Merlin zdobędzie pozycję quasi-monopolityczną. Nie jest przy tym jeśli chodzi o obroty wcale największą firmą na rynku rosyjskim. Pod względem obrotów większe były takie firmy jak Philip-Morris, Coca-Cola czy Pepsi. Wszystkie te podmioty w ten czy inny sposób ograniczyły swoje działania na rynku rosyjskim co znacząco zmniejsza wpływy podatkowe Rosji i utrudnia Putinowi spięcie wojennego budżetu. Philip Morris, który wnosił najwięcej pieniędzy do rosyjskiego budżetu ze wszystkich podmiotów zagranicznych właśnie zapowiedział całkowite wycofanie się. Jeśli firma, która codziennie sprzedaje klientom raka płuc uznaje, że coś jest niekorzystne dla jej wizerunku, to o czymś świadczy…

 

W końcu zasadnicze pytanie: dlaczego akurat Leroy-Merlin ma być celem tej całej hejterskiej kampanii? Wydaje się, że odpowiedź nie jest taka trudna. Wracając do tej swoistej „listy hańby” sporządzonej przez Uniwersytet Yale, Leroy-Merlin figuruje w ostatniej rubryce. Są to firmy, które wobec zachodniego bojkotu rosyjskiego rynku przyjęły postawę wyzywającą na zasadzie „nie, bo nie”. Do tego dochodzi dodatkowa okoliczność. Rosyjskie reżimowe media poinformowały, że „Leroy-Merlin po odejściu konkurencji, jest otwarte na zwiększenie dostaw i asortymentu". Warto się nad tym punktem zatrzymać. Sam fakt, że rosyjskie agencje prasowe podały taką informację, a Francuzi się od niej nie odcięli jest bardzo znaczący. To przecież przejrzysty szantaż wobec konkurencji – jeśli się wycofacie z rynku rosyjskiego, mamy kolaboranta, który zajmie wasze miejsce. Jeśli ktoś myśli, że to są zbyt daleko idące wnioski, warto zapoznać się z ujawnionym przez "The Telegraph"  listem szefów rosyjskiego oddziału Leroy-Merlin do lokalnych dostawców. Menadżerowie wskazują, że od czasu inwazji na Ukrainę "sprzedaż znacznie wzrosła". Dlatego też są „otwarci na propozycje dotyczące zwiększenia towarowania i poszerzenia asortymentu". Czy to nie jest najbardziej dosadny przykład tego co anglosasi nazywają „war profiteering” czyli żerowaniu na wojnie?

 

595870315951554841684578_164819605828dbSJBVGGdWBaw69dxmdj.jpg



Istnieje więc aż nadto powodów, żeby sprzeciwiać się polityce prowadzonej przez właścicieli sieci Leroy-Merlin. Nie protestowali gdy Rosjanie równali z ziemią Charków i Mariupol. Nie mówili nic kiedy bombardowane były szpitale położnicze i schrony dla ludności cywilnej. Nie sprzeciwiali się użyciu bomb kasetowych, których jedynym sensem działania jest zabijanie ludności cywilnej, użyciu bomb termobarycznych, które dosłownie wysysają ofiarom powietrze z płuc, strzelaniu do ludności cywilnej która próbuje się ewakuować przez tzw. korytarze humanitarne. Nie zdobyli się na protest nawet wtedy, kiedy Rosjanie zbombardowali ich własny sklep w Kijowie.
 
Jeśli zaś nadal nie wierzysz w skuteczność bojkotu konsumenckiego przyjdź na nasz protest po prostu w imię zasad. Żeby mówiąc górnolotnie wyrazić prostą myśl – nie ma naszej zgody na skurwysyństwo.
 
Spotykamy się o 14:00 przed sklepem Leroy-Merlin na Malborskiej 35 w Warszawie. Jeśli nie możesz przyjść powiedz o proteście znajomym, albo po prostu upubliczniaj to wydarzenie. Jeśli będzie nas dużo pchniemy jeden batalion pod Decathlon. Jest dosłownie po drugiej stronie ulicy.
 
Link do wydarzenia:

https://fb.me/e/27xoiZ7IK


 

595870315951554841684578_16481963370JU8jKRIXQHYIA48reZTPU.jpg