Przypomniało mi się, jak chodziłem po kirgiskich górach. Zszedłem ze szlaku, by pójść malutką, przez nikogo nieuczęszczaną, ścieżką. Po dwóch godzinach postanowiłem wrócić, bo na tej ścieżce nie było nic. Po powrocie na szlak dostrzegł mnie jakiś ruski turysta i od razu zagadał:
Po powrocie na szlak dostrzegł mnie jakiś ruski turysta i od razu zagadał:
[rusek] - czto tam?
[ja] - iditje iditje, oczeń haraszu
Turysta ochoczo poszedł, a ja wróciłem do hostelu zjeść kirgiskiego szaszłyka. Zapytacie jaki z tego morał? Nie mam pojęcia.