#anonimowemirkowyznania
Tak sobie często przeglądam internet i jak pewnie welu z Was widzę, jak starsi ludzie po 50 albo nawet po 40 czy 30 wspominają swoje młodzieńcze lata. Jak to w komentarzach pod piosenkami z ubiegłego wieku wspominają, jak to były najlepsze czasy ich życia i tak dalej...

Jakie to #!$%@? depresyjne. Czy naprawdę musimy jako społeczeństwo tak gloryfikować młodzieńcze lata? Każdy powtarza, że w szkole średniej/na studiach to najlepszy czas i żeby go nie zmarnować, bo potem już jest tylko gorzej. Czyli co, ktoś kończy studia i właściwie już może kłaść się do trumny, bo nic mu z życia nie zostało? Po co ktoś żyje, skoro najlepsze już za nim?

Ja właśnie jestem na tym przełomie. Właśnie skończyłem 5 lat studiów i nie czuję, żeby ten okres był jakoś szczególny. Choć od części moich znajomych wyczuwam, jakby dla nich już tylko śmierć została. Nie rozumiem tego. Może to przez to, że w sumie moje dzieciństwo było zupełnie niejakie, a na studiach tylko ciągły #!$%@? i mało czasu nawet na wyjście na piwo. A może to ich życie opierało się tylko na beztroskich imprezach i nic im innego nie zostało?
Wszystko pewnie zależy od człowieka, ale dla mnie życie na dobre zaczęło się właśnie wtedy kiedy skończyło się "dzieciństwo". Bycie dorosłym jest dużo fajniejsze, jesteś niezależny i możesz w pełni o sobie decydować. Chcesz mieć bałagan to masz, chcesz rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady to jedziesz, chcesz grać przez noc i być nie wyspanym w pracy twój wybór. Oczywiście dorosłe życie to masa odpowiedzialności i poważnych decyzji, ale mimo wszystko bycie
  • Odpowiedz