#anonimowemirkowyznania
TLDR: Rzuciłem pracą #programowanie i w końcu stałem się szczęśliwy.

To tak a propo tych hurra optymistycznych wpisów pt: "nie mam pomysłu na siebie, mam #!$%@?ą pracę, nie mam pasji więc pójdę do IT zarabiać 15k". Z góry zaznaczam - mam świadomość, że u każdego sytuacja jest inna nikt nie musi się ze mną zgadzać ani z moimi spostrzeżeniami na temat pracy w IT.

Powyższe stwierdzenie pasowało w pełni do mnie. Miałem 18 lat, byłem dobry z matematyki i nie widziałem co chcę w życiu robić. Każdy mój rówieśnik miał jakieś plany - jeden chciał być strażakiem, inny prawnikiem, koleżanka pielęgniarką. Ja nie wiedziałem kim chcę być. Byłem jedynie dobry z matematyki więc na co mogłem pójść? Rodzice kazali iść na informatykę, wtedy jeszcze nie było boomu na programowanie, ale każdy wiedział że w IT jest kasa. Studia w ogóle mi się nie podobały, nigdy nie pasjonowało mnie nic co związane z IT i programowaniem, ale trudno, rodzice płacili, wolałem studiować i balować zamiast pracować w jakichś sklepach czy magazynach. Dostałem się jakimś cudem na staż, potem junior, regular, senior. Przez pierwsze dwa lata nawet byłem trochę tym zafascynowany. Umiałem wytrzymać te 8 godzin w pracy i nawet pouczyć się po pracy. Po 2 latach przyszło pierwsze wypalenie - nie podobała mi się ta praca, a bardziej otoczenie cichych, spokojnych facetów z aspergerem, który żyli tylko w trybie praca-dom-piwnica. Z nikim nie mogłem nawiązać nici porozumienia, wtedy praktycznie byli w IT sami pasjonaci bo to było przed boomem, więc ciągle rozmowy o jakichś nowinkach, nowych procesorach, kartach, grach, technologiach. Zero small talku, imprez, męskich rozmów o kobietach - siadało mi to na banie strasznie, bo z natury jestem żywiołowy, towarzyski i lubię ciekawych ludzi, rozmawiać itd. Pensja co prawda rosła, coraz bardziej się przyzwyczajałem do zarobków. Stwierdziłem - trudno, spoko płacą to jakoś zagryzę zęby i tak do emerytury. Z każdym kolejnym miesiącem trudno było wytrzymać te 8 godzin przed kompem i środowisku ludzi, do których nie pasowałem i nie mogłem porozmawiać. Ja chciałem tylko zarobić hajs i po pracy poimprezować ze znajomymi, pochodzić na siłownie, basen, kluby itd. W IT tak się nie da. Trzeba się dokształcać, rozwijać. Nici z normalnego życia. Ta praca mnie zmieniła, powoli wypalało się we mnie to wszystko i stawałem się aspołeczni jak przegrywy pracy. Przesiąkłem tą negatywną energią, znajomi nie chcieli się ze mną zadawać, stałem się nudziarzem, młody chłop, ledwo 26 lat po studiach, mentalnie 40-50 latek. Z pewnego siebie, nabuzowanego testosteronem samca stałem się ciepłą kluchą z negatywną energią. Po paru latach przyszła anhedonia i depresja - tak się kończy zmuszanie się do pracy, której się nie lubi. Po kilku latach byłem wrakiem człowieka - niby dobra kasa, ale bez znajomych, chęci do życia po pracy, związek mi się sypał, tragiczna samoocena.
  • 15
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@AnonimoweMirkoWyznania po przeczytaniu początku miałam dać plusika, że postanowiłeś nie oglądać się za siebie i podążać za swoimi marzeniami. Ale to stawianie zerojedynkowe ludzi i stereotypowanie ludzi...
IT to nie tylko korpo i nie tylko nerdy. Oczywiście zdarzają się wyjątki, ale jest to tak znikoma część... Widocznie trafiłeś na zły zespół. Teraz liczą się też umiejętności miękkie i mało kto chce mieć w drużynie "aspergera" (jak to ująłeś) z którym się
  • Odpowiedz