Mija rok od rozpoczęcia wojny na Ukrainie...

h86Ilk
h86Ilk

Mija rok od momentu rozpoczęcia inwazji Rosji na Ukrainę. Zbyt wcześnie opublikowany artykuł przedstawiał cele i marzenia Putinowskiej polityki. Zapraszam do poczytania tłumaczenia tego artykułu:

https://web.archive.org/web/20220226051154/https://ria.ru/20220226/rossiya-1775162336.html

Na naszych oczach rodzi się nowy świat. Operacja wojskowa Rosji na Ukrainie zapoczątkowała nową erę - i to w trzech wymiarach jednocześnie. I, oczywiście, w czwartym, wewnętrznym wymiarze rosyjskim. Rozpoczyna się tu nowy okres, zarówno w ideologii, jak i w samym modelu naszego systemu społeczno-gospodarczego - ale o tym warto osobno opowiedzieć nieco później.

Rosja odbudowuje swoją jedność - tragedia 1991 roku, ta straszna katastrofa naszej historii, jej nienaturalne przemieszczenie, została przezwyciężona. Tak, wielkim kosztem, tak, poprzez tragiczne wydarzenia prawdziwej wojny domowej, bo teraz nadal strzelają do siebie bracia, których dzieli przynależność do armii rosyjskiej i ukraińskiej - ale Ukraina jako antyrosyjska już nie będzie istnieć. Rosja odbudowuje swoją historyczną całość, gromadząc rosyjski świat, rosyjski naród razem - w jego całości z Wielikorosjanami, Białorusinami i Małorosjanami. Gdybyśmy tego zaniechali, gdybyśmy pozwolili, aby tymczasowy podział trwał przez wieki, nie tylko zdradzilibyśmy pamięć naszych przodków, ale zostalibyśmy potępieni przez naszych potomków - za to, że dopuściliśmy do rozpadu ziemi rosyjskiej.

Władimir Putin wziął na siebie - bez żadnej przesady - historyczną odpowiedzialność, decydując się nie pozostawiać rozwiązania kwestii ukraińskiej przyszłym pokoleniom. Wszakże konieczność jego rozwiązania zawsze pozostawałaby dla Rosji poważnym problemem - z dwóch zasadniczych powodów. A kwestia bezpieczeństwa narodowego, czyli robienie z Ukrainy antyrosyjskiej placówki i przyczółka dla nacisku Zachodu na nas, jest dopiero na drugim miejscu.

Pierwszym zawsze będzie kompleks podzielonego narodu, kompleks narodowego upokorzenia - kiedy dom rosyjski najpierw stracił część swojego fundamentu (Kijów), a potem musiał pogodzić się z istnieniem dwóch państw, już nie jednego, ale dwóch narodów. Czyli albo porzucić swoją historię, zgadzając się z szalonymi wersjami, że "tylko Ukraina to prawdziwa Rosja", albo zgrzytać bezradnie zębami, wspominając czasy, gdy "straciliśmy Ukrainę". Odzyskanie Ukrainy, czyli zwrócenie jej Rosji, byłoby z każdą dekadą coraz trudniejsze - przekodowanie, derusyfikacja Rosjan i nastawienie przeciwko rosyjskim Małym Rosjanom-Ukraińcom nabierałoby rozpędu. A gdyby umocniła się pełna geopolityczna i militarna kontrola Zachodu nad Ukrainą, jej powrót do Rosji byłby w ogóle niemożliwy - byłaby ona w stanie wojny z blokiem atlantyckim.

Teraz tego problemu już nie ma - Ukraina wróciła do Rosji. Nie oznacza to likwidacji jej państwowości, ale jej restrukturyzację, odbudowę i powrót do naturalnego stanu jako części świata rosyjskiego. W jakich granicach, w jakiej formie będzie zabezpieczona unia z Rosją (poprzez CSTO i Unię Euroazjatycką czy Państwo Związkowe Rosji i Białorusi)? To się rozstrzygnie po zakończeniu historii Ukrainy jako antyrosyjskiej. W każdym razie okres rozłamu w narodzie rosyjskim dobiega końca.

I tu zaczyna się drugi wymiar nadchodzącej nowej ery - dotyczy on relacji między Rosją a Zachodem. Nawet nie Rosja, ale świat rosyjski, czyli trzy państwa: Rosja, Białoruś i Ukraina, działające geopolitycznie jako jedna całość. Stosunki te weszły w nową fazę - Zachód widzi powrót Rosji do jej historycznych granic w Europie. I głośno ma o to pretensje, choć w głębi duszy musi przyznać, że nie mogło być inaczej.

Czy ktoś w starych europejskich stolicach, Paryżu i Berlinie, poważnie wierzył, że Moskwa odda Kijów? Że Rosjanie na zawsze pozostaną podzielonym narodem? I to w tym samym czasie, gdy Europa się jednoczy, gdy niemieckie i francuskie elity próbują odebrać Anglosasom kontrolę nad integracją europejską i na nowo zbudować zjednoczoną Europę? Zapominając, że zjednoczenie Europy było możliwe tylko dzięki zjednoczeniu Niemiec, co było zasługą dobrej (choć niezbyt mądrej) woli Rosjan. Atakowanie po tym rosyjskich ziem to szczyt niewdzięczności, ale i geopolitycznej głupoty. Zachód jako całość, a tym bardziej Europa osobno, nie miał siły, by utrzymać Ukrainę w swojej strefie wpływów, nie mówiąc już o jej przejęciu. Trzeba być geopolitycznym głupcem, żeby tego nie rozumieć.

Mówiąc dokładniej, była tylko jedna opcja: postawić na dalszy rozpad Rosji, czyli Federacji Rosyjskiej. Ale fakt, że to nie zadziałało, powinien być jasny już dwadzieścia lat temu. A piętnaście lat temu, po monachijskim wystąpieniu Putina, nawet głusi słyszeli - Rosja wraca.

Teraz Zachód próbuje ukarać Rosję za powrót, za to, że nie usprawiedliwiła swoich planów zysku jej kosztem, za to, że nie pozwoliła jej rozszerzyć swojej zachodniej przestrzeni na wschód. Dążąc do ukarania nas, Zachód uważa, że stosunki z nim są dla nas niezbędne. Ale tak jest od dawna - świat się zmienił i nie tylko Europejczycy, ale i Anglosasi, którzy rządzą Zachodem, doskonale to rozumieją. Żadne zachodnie naciski na Rosję nigdzie nas nie zaprowadzą. Obie strony poniosą straty w wyniku eskalacji konfrontacji, ale Rosja jest na nią moralnie i geopolitycznie gotowa. Ale dla samego Zachodu zwiększenie stopnia konfrontacji niesie ze sobą ogromne koszty - i to wcale nie ekonomiczne.

Europa, jako część Zachodu, chciała autonomii - niemiecki projekt integracji europejskiej nie ma sensu strategicznego przy zachowaniu anglosaskiej kontroli ideologicznej, militarnej i geopolitycznej nad Starym Światem. Nie może się to też udać, ponieważ Anglosasi potrzebują kontrolowanej Europy. Ale Europa potrzebuje autonomii także z innego powodu - na wypadek, gdyby Stany Zjednoczone dążyły do samoizolacji (w wyniku narastających wewnętrznych konfliktów i sprzeczności) lub skoncentrowały się na regionie Pacyfiku, gdzie przesuwa się geopolityczny środek ciężkości.

Ale konfrontacja z Rosją, w którą Anglosasi wciągają Europę, pozbawia Europejczyków nawet szansy na niezależność - nie mówiąc już o tym, że w ten sam sposób Europa próbuje narzucić zerwanie z Chinami. Podczas gdy atlantyści cieszą się teraz, że "rosyjskie zagrożenie" zjednoczy blok zachodni, w Berlinie i Paryżu nie mogą nie zrozumieć, że po utracie nadziei na autonomię, projekt europejski w średnim okresie po prostu się załamie. Dlatego też niezależnie myślący Europejczycy są obecnie całkowicie niezainteresowani budową nowej żelaznej kurtyny na swoich wschodnich granicach - zdając sobie sprawę, że stanie się ona piórem dla Europy. Stulecie (a dokładnie pół tysiąclecia) globalnego przywództwa tego kraju w każdym razie dobiegło końca - ale możliwe są jeszcze różne warianty jego przyszłości.

Budowa nowego porządku światowego - i to jest trzeci wymiar bieżących wydarzeń - nabiera tempa, a jego kontury stają się coraz wyraźniejsze pod rozległym kocem anglosaskiej globalizacji. Świat wielobiegunowy stał się wreszcie rzeczywistością - operacja na Ukrainie nie jest w stanie zjednoczyć przeciwko Rosji nikogo poza Zachodem. Ponieważ reszta świata widzi i rozumie, że jest to konflikt między Rosją a Zachodem, jest to odpowiedź na geopolityczną ekspansję atlantystów, jest to Rosja odzyskująca swoją przestrzeń historyczną i swoje miejsce w świecie.

Chiny i Indie, Ameryka Łacińska i Afryka, świat islamu i Azja Południowo-Wschodnia - nikt nie wierzy, że Zachód rządzi światowym porządkiem, a tym bardziej, że to on ustala reguły gry. Rosja nie tylko rzuciła wyzwanie Zachodowi, ale pokazała, że era globalnej dominacji Zachodu całkowicie i ostatecznie dobiegła końca. Nowy świat zbudują wszystkie cywilizacje i ośrodki władzy, oczywiście wraz z Zachodem (zjednoczonym lub nie) - ale nie na jego warunkach i nie według jego reguł.