The Biuro #3 Pięciowymiarowe szachy kontra Głodne Hipcie w Grze o Krzesła

Space_Gopnik
Space_Gopnik

Serwus Mirki i Mirabelki.


Jako, że święta już za nami to opowiem Wam jak wyglądał ten okres u mnie. Poruszę też parę innych wątków, więc nalejcie sobie kawusi i usiądźcie wygodnie. Zapraszam.


W wigilię, kiedy siedziałem sobie wygodnie na kanapie u "teściów", oglądając film z moją drugą połówką, dostałem wiadomość od Mimi. Napisała mi, że zostali wyrzuceni z domku letniskowego, który wynajmowali i prosiła mnie o pieniądze. Miałem tą wątpliwą przyjemność być bezdomnym na święta, kiedy miałem 17 lat i matka wyrzuciła mnie z domu, bo stwierdziłem, że "skoro jedziemy na święta do babci to nie ma sensu ubierać choinki" (matka miała poważne problemy z alkoholem i głową), więc serce mi zmiękło i jak normalnie bym tych pieniędzy nie pożyczył (dobry zwyczaj nie pożyczaj, jeszcze lepszy nie oddawaj), to tym razem ubrałem się i pojechałem do najbliższego bankomatu.


Wkrótce Mimi i jej chłopak (rudzielec, który goli łeb na łyso bo się wstydzi tego, że jest ryży) zjawili się na parkingu, daję im pieniądze i mówię, że jak chcą, to mogą zostać parę dni u mnie w mieszkaniu, skoro ja i tak siedzę u "teściów". Ryży odmówił. Zbyt dumny, by przyjąć ofertę. Widzicie, Ryży jest głównym problemem Mimi. Emigrowali ze swojego kraju razem, i tak sobie żyją.


Pare miesięcy wstecz, zaczęły się ich problemy. Ryży założył kanał na YouTube i zgłosił to jako działalność. I jako, że kanał nie przynosił żadnych zysków, Ryży zrezygnował z miesięcznego rozliczenia się z tutejszą skarbówką, myśląc "nie ma zarobków, nie trzeba wypełniać dokumentów". No skarbówka ma jednak inne zdanie na ten temat xDDDD Więc pewnego dnia dostali pismo, że muszą zapłacić 9 tysięcy euro TERAZ, albo smutni panowie zabiorą lodówkę, telewizor, komputer, itp. W efekcie stracili mieszkanie, i teraz tułają się od hotelu do hotelu. 


No, w każdym razie - Ryży mówi "hehe słyszałem, że lubisz zapalić czasami śmiesznego papieroska, if you know what I mean, weź się odezwij ziomo to zapalimy razem na mój koszt" xD kurwa musisz się u ludzi zapożyczać, ale na zioło cię stać?! XD No ale chuj, powiedziałem, że dzięki za propozycję, ale niech najpierw ogarną ten burdel.


No nic, pojechali dalej, szukać nowego hotelu xD


W poniedziałek, 28.12 - przychodzę do biura, później niż zazwyczaj, widzę tylko Cynamonkę. Widzę, że wkurwiona strasznie, no to siadam przy swoim biurku i nic nie mówię, żeby po łbie nie dostać. Otwieram maila, loguje się na zooma, bo wiadomo meeting, a tam nikogo nie ma, najman.jpg xD


Cynamonka wybucha: KURWA NIKOGO DZISIAJ NIE MA! MAMY PRZEJEBANE! PRZYLEPA MA WOLNE, DZIUNIA I MEXICANO TEŻ! MIMI W OSTATNIEJ CHWILI NAPISAŁA, ŻE NIE MOŻE PRZYJŚĆ, A ADRIAN RZYGA W DOMU BO CHŁOPAK JĄ W WIGILIĘ RZUCIŁ I ONA JUŻ WIĘCEJ NIE PRZYJDZIE DO PRACY! - w tym momencie mam w sumie wyjebane na wszystko inne bo i tak nie jestem w stanie zmniejszyć poziomu naszego ujebania i skupiam się na najbardziej pozytywnej rzeczy miesiąca - Adrian rzuci robotę xD


No to z szerokim uśmiechem jak Piotr Cyrwus w filmie "Fanatyk" myślę sobie no i kurwa bardzo dobrze.


No, dzień generalnie spierdolony. Robić w dwie osoby robotę dla 6-osobowej ekipy, to możecie się domyślać jak jest. No, ale 200 deklaracji celnych, 27 telefonów, 3 panic orderach i jednym opóźnionym samolocie (no tutaj to akurat zajebałem) i jakieś trzy nadgodziny później, daliśmy radę.


We wtorek byłem całkiem zadowolony, bo byłem przekonany, że Adrian już się nie pojawi w biurze. Rozczarowanie ma gorzki smak. Spóźniła się 10 minut, jednak przyszła. Osowiała, zapuchnięte oczy itd., nic czym bym się szczególnie przejął. Nikt nie zapytał jak minęły jej święta xD (tutaj miałem dylemat rozkręcić gównoburzę i mieć bekę przez pół dnia czy nie rozkręcać gównoburzy i oszczędzić sobie chlipania biurko dalej przez resztę dnia). Rozsądek wygrał.

O 9:30, przyszedł czas na papieroska. Wstałem i spojrzałem na Cynamonkę, pytając czy idzie ze mną. Powiedziała, że Adrian poprosiła ją o rozmowę więc nie może. Od razu wiedziałem o co chodzi, Adrian chciała zepchnąć swój zawód miłosny na ramiona Cynamonki. Na przerwę poszedłem sam.

Cynamonka nie wspomniała słowem na kolejnych przerwach co u Adrian. Zapytałem tylko "czy Adrian ma się okej i zamierza pracować dalej", ta odparła, że tak. Ech. No trudno, trzeba będzie z tym żyć.


Z okazji świąt dostaliśmy oliebole - takie kurwa kulki ciasta wjebane w głęboki olej, posypane cukrem pudrem. Coś jak pączki, tylko bez nadzienia i chujowe.  

No to Adrian mówi, że nie lubi no ale jak za darmo rozdajo to grzech nie wziąć. Wjebała dwa, zaznaczając jakieś 3 razy jak chujowe są te "pączki". Jakieś 40 minut później mówi "strasznie ciężko mi na żołądku i źle się czuję". Co się stało potem? Tak, zgadliście - porzygała się.


Chyba nigdy nie widziałem osoby z mniejszą ilością instynktu samozachowawczego, bo na koniec pracy wzięła jeszcze 3, zawinęła je w serwetki i wepchnęła do torebki.

Ale pomijając to. Na ostatnią przerwę poszedłem sam. Wstałem od biurka, powiedziałem "idę zapalić". Nikogo nie pytałem czy idzie ze mną, nikogo nie zapraszałem, a w naszym biurze jest to wyznacznikiem, że człowiek nie ma ochoty na towarzystwo. Już jestem przy drzwiach i nagle słyszę za sobą szybkie kroki, jakby ktos chciał mnie dogonić. Zignorowałem je i wyszedłem na zewnątrz. Nie zdążyłem nawet odpalić papierosa, Adrian już tam była. 


No okej, spoko luksja, mam to ogarnięte. Idę sobie w najdalszy punkt palarni, nos w telefon słuchawki do uszu. TAKIEGO CHUJA!


Adrian: nie wiem czy ktoś ci już powiedział, ale zostałam rzucona w święta. Dlatego jeśli wybuchnę płaczem albo będę szorstka, nie bierz tego do siebie.

Patrzę na nią przez chwilę, zastanawiając się którą opcję dialogową wybrać. Ponad pół roku temu, po 5 latach związku zostawiła mnie narzeczona, w dzień kiedy przyjechałem do Polski się z nią spotkać. Nie robiłem z siebie męczennika. Przyszedłem do pracy normalnie w poniedziałek, nie powiedziałem nikomu, dopóki nie ułożyłem wszystkiego w głowie i dopóki ktoś mnie o to nie zapytał, konkludując, że wszystko ok, więc złapał mnie nerw - nie dość, że robiła z siebie męczennicę, to wyrzygała na mnie informacje, o które nie prosiłem, i które zupełnie mnie nie obchodziły. Po około 30 sekundach ciszy, przełknąłem swoją pogardę do niej i poszedłem w optymalną opcję dialogową, żeby mieć chociaż ten neutral ending (cena neutralności, dajcie mi pieniądze z góry, kurwa mać!)


Ja: przykro mi. (Że mnie kurwa angażujesz w swoje życie


Adrian: więc nie wiem dlaczego mnie rzucił (no ja chyba wiem dlaczego...), jestem przekonana, że nie znalazł sobie innej. Ale już od jakiegoś czasu były między nami zgrzyty, chciałam to naprawić, ale wróciłam do domu w wigilię a on już miał spakowane walizki. No i zrujnował mi święta, Bennemu nie, bo kupił mu Nintendo Switch, więc Benny się cieszy. Eddie zaczął pracę w swojej firmie rok temu i dostał awans więc pewnie rzucił mnie dlatego, że myśli, że jest taki ważny!

I tak gadała przez następne 10 minut. A ja tam stałem i paliłem papierosa za papierosem. Łącznie chyba ze cztery sfajczyłem.


Ja: wiesz, nie jestem zbyt dobry w tych tematach, ale...


Adrian: oh to nic, to nic nie szkodzi! Ważne, że słuchasz! Jesteś naprawdę dobrym słuchaczem. I to najważniejsze.


Ja: ...ale wydaje mi się, że rzadko wina jest tylko po jednej stronie.


Pokiwała głową i powiedziała, jaki to ze mnie inteligentny gość XDDD No inteligencją bliżej mi do cocker spaniela niż do Stephena Hawkinga, no ale co ja tam wiem, skoro Adrian tak mówi, to musi tak być XD


***


Półtora miesiąca temu złożyłem wniosek urlopowy na 31.12. Prawo w skrócie rzecze tak: jeśli wniosek leży dłużej niż 14 dni roboczych bez jego zatwierdzenia lub odrzucenia, wniosek jest uznawany za zatwierdzony". Przez calutkie półtorej miesiąca nie dostałem jakiejkolwiek odpowiedzi, więc pomyślałem sobie "kurde, na święta wolnego nie dostałem to mi się należy wolny czwarteczek przed Sylwestrem" xD


Dziś jest środa. Okazuje się, że w robocie jutro będą tylko: Cynamonka, Adrian i Przylepa. Czwartki są najbardziej pracowite, zazwyczaj dostajemy dwa razy tyle roboty co w normalne dni. I o ile wiem, że Cynamonka i Mimi bez problemu poradziłby sobie same, jestem świadom, iż nie można powiedzieć tego o reszcie zespołu.

Porozmawiałem z Cynamonką czy mnie jutro potrzebuje. Powiedziała, że tak, ale na moim miejscu wzięłaby ten dzień wolnego, żeby pokazać jak bezużyteczne są Adrian i Przylepa xD Cynamonka jest wciąż zła o ten wyżej wspomniany poniedziałek, bo Nowa Szefowa powiedziała, że Cynamonka nie zrobiła N I C, i że to ja odwaliłem całą robotę xD (oczywiście, zaprzeczyłem na miejscu i powiedziałem, że Cynamonka naprawdę uratowała poniedziałek, ale Nowa Szefowa nie słuchała xD

Zatem Cynamonka, za to, że jej zasługi zostały umniejszone postanowiła sabotować czwartek. Przypisała Adrian zadanie, które wykonywała w poniedziałek (printing - wspomniałem o tym w poprzednim wpisie, no generalnie PRZEJEBANE, bo trzeba być skupionym cały dzień i trzymać rękę na plusie albo się ten pociąg spierdolenia wykolei) aby pokazać Nowej Szefowej, że to nie jest takie hop-siup. A jako, że mnie nie będzie w pracy, Cynamonka będzie jedyną osobą, która będzie w stanie uratować ten cholerny czwartek xD No normalnie jak pięciowymiarowe mentalne szachy w Grze o Tron (chociaż im dłużej o tym myślę, to tym bardziej dochodzę do wniosku, że to nie gra w szachy, a w Głodne Hipcie od Hasbro xD)


Ale niech grają, jak wrócę z urlopu, to może się trochę pośmieję.

Adrian strasznie się obruszyła i jest rozsierdzona jak niedźwiedź wybudzony ze snu zimowego. Mówi, że ona nie ma ochoty jutro być printerem, bo ją Eddie rzucił(pewnie zrozumiała jak bardzo ma przejebane i próbuje się wymigać). Cynamonka na to, że niestety jesteśmy dorośli i to jest praca a nie przedszkole. Adrian burkneła "don't school me" i teraz skaczą sobie do gardeł, pierwsza krzyczy, że drugiej brak szacunku, a druga krzyczy, że pierwszej brak empatii xD


15 minut krzyków minęło, i padło magiczne "to jest praca, a nie gabinet psychoterapeuty" - 15:44, widać pierwsze łzy. Cynamonka zmiotła przeciwniczkę z planszy, GG WP xD


Teraz, skoro już wiem jakie cyrki będą działy się jutro, żałuję, że wziąłem ten urlop - a Wy na pewno mielibyście ciekawą lekturę.

No, ale jak mawiał trener Piechniczek „Nie da się drugi raz wykorzystać niewykorzystanej sytuacji”.


No, a jak tam u Was święta?