Wpis z mikrobloga

✨️ Obserwuj #mirkoanonim
Osobisty post o byciu paradoksalną mieszanką chada i przegrywa.

W dużym skrócie, używając internetowej terminologii - jestem z wierzchu typowym chadem, który z uwagi na swój wygląd, przebieg życia i umiejętności nie powinien, ale jest - totalną #!$%@?ą.


Zacznę od przechwałek, żebyście mieli pełny obraz sytuacji. Dla tych, którzy tego nie lubią - nie martwcie się, w dalszej części przejdę do tego czego w sobie nienawidzę.

Nieskromnie mówiąc, trafiły mi się dobre geny. Jestem wysoki, zawsze dbałem o muskulaturę, nigdy nie miałem problemów z kobietami i uprawiałem dużo sportu. Zaliczyłem nawet epizod z kick-boxingiem, gdzie jeździłem na zawody amatorskie.
Poza tym jestem dość inteligentny i potrafię rozmawiać z ludźmi.
Okres imprezowy też miałem w życiu, jak na normika przystało.
Obecnie mam 30 lat, kick-boxingu już nie uprawiam od dwóch lat, ale formę fizyczną utrzymuję w domowej siłowni.

Co więc jest ze mną nie tak?
A no panicznie boję się niekontrolowanych konfrontacji z ludźmi.
Wychowywałem się na trudnym osiedlu. Teoretycznie, powinienem być zahartowany, bo krzywych sytuacji tam nie brakowało. I choć zmniejszyłem to ryzyko do minimum, bo byłem sprytny, wiedziałem z kim trzymać itd. To jednak jak już się zdarzały, byłem zesrany.
Świadomość tego, że tak reaguję dawała mi motywację do pracy nad sylwetką, a później też do kick-boxingu. W ringu w ogóle nie czułem strachu. Przyjacielska albo neutralna atmosfera sparingów czy walk sprawiały, że podchodziłem do tego jak należy, jak do sportu po prostu.

Jednak na ulicy, w klubie czy gdziekolwiek indziej, kiedy trafiam na agresywnego typa (obojętnie czy to jakiś dresiarz, czy janusz), do którego nie da się przemówić argumentami, to mam nogi z waty.
Łamie mi się głos i cały się robię zimny.
Zawsze starałem się to ukrywać (a byłem dobry w stwarzaniu pozorów).
Dochodziło jednak nawet do takich sytuacji, że gość mniejszy o głowę i conajmniej dwie kategorie wagowe potrafił mnie nastraszyć.

Zdarzyło mi się parę razy dostać #!$%@?, ale i też wychodzić zwycięsko.
Nie mam pojęcia skąd się bierze ten paraliżujący strach.

Ostatnio jadąc samochodem odwaliłem głupotę, bo wyjeżdżałem z parkingu i nie zauważyłem nadjeżdżającego samochodu. Gościu musiał zahamować, zatrąbił na mnie. A ja, poddenerwowany zrobiłem to samo, bo jeszcze do mnie nie dotarło, że to ja coś zrobiłem źle.
Patrzę, a facet otwiera drzwi i wysiada.
Ostatecznie pokrzyczał i pogroził mi palcem, nic wielkiego. Możliwe, że nawet się mnie wystraszył. Ale ja już się cały trzęsłem ze strachu przed konfrontacją z nim, nawet słowną.
Raz jak byłem ze swoją ówczesną dziewczyną, facet się do mnie spiął w supermarkecie, a ja zapomniałem języka w gębie. Dziewczyna miała niezły dysonans jak taki męski typ jak ja może być taki zesrany.

Post jest już długi, więc przejdę do stanu obecnego.
Doszło do tego, że stresują mnie wszelkie konflikty z ludźmi, a ja nie potrafię wyjść z uległej postawy jak już się w takich znajdę.
Dzisiaj trochę się wyalienowałem. Utrzymuję kontakty z przyjaciółmi, ale nie trenuję poza domem, nawet do żabki nie chodzę, tylko wszędzie jeżdżę samochodem.
Nie mam kobiety, bo przestałem wychodzić z domu wieczorami. Boję się nawet pijanych gówniarzy.

Podziwiam prostych ludzi, którzy potrafią walczyć o swoje, pokłócić z kierownikiem sklepu czy zwrócić uwagę obcej osobie na ulicy.
Ja potrafię co najwyżej odpyskować pod prysznicem kiedy jestem sam i przypominam sobie jak dałem się poniżyć w niektórych sytuacjach.

A jak już mówię o wstydliwych rzeczach to innym razem widziałem starszą kobietę, która czekała na córkę przed toaletą publiczną, pilnując jej psa. Ewidentnie ta babcia miała jakieś zaburzenia i wyżywała się na tym psie pod nieobecność córki. Ciągnęła zrywem za smycz, dawała siarczyste klapsy i pieprzyła jakieś głupoty do niego.
Nie jestem miłośnikiem psów, ale gdyby mnie kiedyś ktoś zapytał czy zareagowałbym na krzywdę zwierzęcia, bez wahania odpowiedziałbym, że zawsze tak.
W tamtej sytuacji nie powiedziałem nawet słowa.
Jak ostatni śmieć, udałem, że tego nie widzę.
Nawet jak jej córka wróciła (ok. 40 lat na oko), kiedy miałem już pewność, że co najwyżej konfrontowałbym się z dwiema kobietami, bez ryzyka rękoczynów, a jeszcze możliwe, że jej córka by mi uwierzyła i się przejęła, to nie. Wolałem święty spokój.
Długo nie mogłem przestać o tym myśleć.
Możliwe, że ta babcia znęcała się nad tym psem zawsze pod nieobecność córki, a ta niczego nieświadoma miała szansę się tego dowiedzieć ode mnie.

To była w zasadzie, idealna sytuacja do pracy nad moim problemem. Mogłem zwrócić uwagę obcej osobie, bez poczucia zagrożenia, ewentualnie się pokłócić, ale ze świadomością, że mam rację.
Mam nadzieję, że następnym razem zachowam się inaczej w takiej sytuacji.

Piszę to tutaj, nie z potrzeby atencji, a w nadziei, że ktoś powie mi coś co mi pomoże. W ostatnich latach, byłem u kilku psychologów. Niestety bez skutku.
Najbliżej rozwiązania był akurat psychiatra, który przepisał mi otępiające leki. Po nich, faktycznie nie bałem się niczego, bo chodziłem po ulicy jak ameba, ale to nie jest droga do rozwiązania problemu.
Zauważam do czego zmierza moje życie i jestem świadom problemu, choć umiejętnie go ukrywam przed moim otoczeniem.

Ktoś mi pewnie napisze, że takich problemów raczej nie rozwiązuje jedno zdanie czy w ogóle komentarz na portalu ze śmiesznymi obrazkami, ale ja uważam, że odpowiednie słowa wypowiedziane w danym momencie życia i dobrze zinterpretowane mają wielką moc.

Dla przykładu: mam wujka, który jest alkoholikiem, delikatnie mówiąc nie jest też zbyt bystrym człowiekiem, ale kiedyś na imieninach jak otwierał taką dużą flaszkę (miała ze dwa, trzy litry), mój ojciec rzucił do niego "jak my to wypijemy?", a ten zakręcił wąsem, rozstawił pięćdziesiątki i powiedział "wielkie rzeczy robi się małymi krokami". Ja przechodziłem wtedy okres dojrzewania i byłem jeszcze dosyć chudy, ale już sporo myślałem o poprawie sylwetki. Nie wiem czy to cytat, przekręcony cytat czy jego własne słowa, ale utkwiło mi to w głowie na resztę życia i wpłynęło na moją samodyscyplinę.

Z góry dziękuję za ewentualne porady.

#pytanie #anonimowemikrowyznania #psychologia #sztukiwalki



· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował: Nighthuntero
· Autor wpisu pozostał anonimowy dzięki Mirko Anonim

  • 3
Tutaj to jakaś praca z podświadomością by się przydała. Jak rośnie poziom stresu to mamy tendencję do zachowywania się w "wyuczony sposób". Twój jest tak wyuczony, że tracisz całą świadomość i wchodzisz w rolę ofary z całym pakietem negatywnych emocji. Może to jakaś pozostałośc po dzieciństwie? Co do sposobów na zmianę tego to nief widzę nic innego niż medytacje ze wczuwaniem się w rolę pewnego siebie gościa, i potem pamiętanie o tym
mam nogi z waty.

Łamie mi się głos i cały się robię zimny.

Nie mam pojęcia skąd się bierze ten paraliżujący strach.


@mirko_anonim: Mireczku czy w twoim dzieciństwie dom był bezpieczną ostoją, czy to jednak było miejsce pełne przemocy?
@mirko_anonim: super że piszesz, tak w skrócie: - pewne błędy niesiemy w sobie przez całe życie od dziecka jak u ciebie; pewne rzeczy się powtarza, są częścią nas; jeśli ktoś bał się od dziecka będzie mu trudno nie bać się w dorosłości; jeśli ktoś miał problem z relacjami od dziecka to w dorosłości też; szukaj dobrych relacji i szukaj dobrych wzorców na których będziesz opierał swoją zmianę; jak spotkasz kogoś kto