Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Będzie długo. Ma końcu dam tl'dr ale wolałbym żeby każdy zainteresowany przeczytał żeby mieć pełen obraz sytuacji

Z anonimowych bo trochę osób stąd znam na żywo a to dla mnie jeszcze zbyt świeże i nowe żeby gadać z każdym. W czerwcu 2021 stuknie nam 5 rocznica ślubu, więc teraz jesteśmy 4 lata po ślubie z groszem. Mam super żonę, tak serio i bez ściemy. Jest ładna, zadbana, zabawna, ma bardzo ok pracę raczej szanowaną (ona farmaceutka ja product owner), potrafimy gadać do rana, seks dalej fajny chociaż wiadomo, nie jest to nigdy to co w pierwszych miesiącach, po prostu zdrowa relacja dojrzałych ludzi.
Ożeniłem się kilka miesięcy przed 30, ona dwa lata młodsza. Biorąc ślub oboje mieliśmy podobne podejście do życia i wspólne cele. Jednym z naszych dość nietypowych jak na młodych ludzi zdaniem było to, że oboje nie chcemy dzieci. Kategorycznie.
Wiadomo, długo nam wszyscy suszyli głowę, ale i przed i po ślubie byliśmy pewni że nie jest to dla nas.
Nie że jesteśmy antynatalistami, nic z tych rzeczy. Przed ślubem byliśmy już kilka lat razem i nie wyobrażaliśmy sobie żeby mieć dziecko bo za bardzo cenimy sobie wygodę, sen, wolność typu wyjazd kiedy chcemy gdzie chcemy bez planowania (lubimy wyskoczyć czasem na spotkanie na jakiś last minute kiedy u mnie w pracy trafi się leniwy okres), tak zwyczajnie z egoistycznych pobudek jesteśmy trochę zbyt leniwy na taką odpowiedzialność jaką są dzieci. Nawet pies to dla nas zawsze był za duży obowiązek i jesteśmy team koty. Do tego ja też nie jestem jakimś okazem zdrowia (duża wada wzroku i łuszczyca) i nie chciałem jakoś tak mieć na sumieniu tego, że mógłbym przekazać to dalej.
Żyjemy sobie tak naprawdę szczęśliwie. Mamy pieniądze, spłacamy własne spore mieszkanie, każde z nas ma kilkuletnie auto, wakacje raz do roku zawsze są, mamy dwa syjamy (koty) no wszystko co by sobie mogło młode małżeństwo zamarzyć.
Tylko że no właśnie. W okresie kiedy był nasz ślub posypały się też śluby dookoła. Tak ogólnie wszyscy się mniej więcej w podobnym czasie wiązaliśmy na zawsze, było po kilka wesel w roku. Typową też koleją rzeczy wszyscy znajomi zaczęli mieć istny baby boom. Na początku było mi źle bo przestali mieć dla nas czas, paczki nam się rozjechały, oni gadali w zasadzie o jednym, potem zaczęli spotykać się głównie ze sobą (dzieciaci) pomijając nas bardzo często (co też rozumiem, nie zapraszali nas na wspólne zakupy wyprawowe czy pikniki z maluchami). Było przykro ale rozumiem, trochę inne priorytety mieliśmy i tematy do rozmów.
Zresztą ja to im wtedy bardziej współczułem słysząc o tych nieprzespanych nocach, ząbkowaniach, bieganiu po lekarzach, jakichś wysypkach cudach na kiju. Do tego jak spotykaliśmy to zawsze ograniczenie czasowe, trzeba się było strzelić a to w karmienie a to w drzemkę a jak widziałem te leżące dzieciaki z nieobecnym wzrokiem to czułem się, może to dziwnie zabrzmi, jakby to byli niedorozwinięci ludzie. Odrzucało mnie to.
Moje utwierdzenie w tym że mam idealną żonę i życie rosło. Nie chciałem dzieci jeszcze bardziej.
Ale do brzegu.
Zaczęły mijać lata i jesteśmy tu i teraz, w momencie kiedy zderzyłem się ze ścianą.
Po pierwsze, nasze życie z żoną jest... nudne. Czuję się jakbym grał w simsy na kodach, gdzie mam szczyt kariery, super żonę, chatę, wszystko co zechcę i rozgrywka robi się po prostu nudna. Nasze życie jest codziennie takie samo. Praca dom hobby. Mamy czas na nasze zainteresowania, jeździmy oczywiście i na wyjazdy i wycieczki jednodniowe, spędzamy aktywnie czas. Ale jak się robi to od kilku lat to już człowiek młodych dostaje.
Już na siłę szukamy co tu robić w weekend, co tu zobaczyć, szukamy sobie jakichś dodatkowych zajęć nawet jakieś głupoty jak kolacja z zasłoniętymi oczami, ale to wszystko jest "bez ognia" i już na siłę.
Do tego gwóźdź do trumny, o ile te kilka lat wstecz przerażały mnie te małe dzieci, tak teraz mają już po kilka lat i no kurczę, fajne to są bąble.
Znam większość od urodzenia, wiadomo że widuję ich tam, dajmy na raz na miesiąc, ale jakoś obserwuję ten ich rozwój i jest to fascynujące dla mnie. Jak się zmieniają, nabierają umiejętności, jak raz przyjeżdżam a młody leży i tylko macha rękami a przyjeżdżam znowu a ten już po stoliku się wspina. A przecież ledwo się widzieliśmy.
Z początku myślałem że to tylko taka fascynacja obserwatora (podobają mi się duże psy ale sam bym nie chciał mieć takiego) ale ostatnio zdałem sobie sprawę, że ja im zwyczajnie zazdroszczę. Tego że mają dzieci, że patrzą jak rosną, jak ich praca przynosi owoce i wymierne efekty widoczne gołym okiem, tego że ciągle mają coś do roboty bez wymyślania na siłę, że jakoś im ten "poziom trudności rośnie", zmienia się, że ich życie jest dynamiczne samo w sobie a nie że bo oni muszą pruć żeby było dynamiczne.
Nie wiem do końca jak to opisać, to jest coś czego nie rozumiałem bardzo długo.
Zazdroszczę im tego że mogą sobie wychować syna, swojego kumpla, jak widzę jak razem grają w gry, jak biegają razem na placu zabaw.
Pierwsze myśli zaczęły się jakoś na wiosnę aż doszliśmy do aktualnej jesieni że już wiem na sto procent, że pragnę mieć dziecko.
Niestety, moja żona absolutnie tego nie podziela. Mało tego, jest wściekła na moją zmianę decyzji, za co jej nie winię i wiem że ma pełne prawo do tego. Ona nie chce nic zmieniać, jest jej dobrze jak jest.
Ja coraz bardziej czuję się nieszczęśliwy. Każde spotkanie ze znajomymi i ich dziećmi, czy też z moim bratem który też ma cudowną trzyletnia córeczkę - po prostu rozdziera mi to serce że czas zapieprza, starszy jestem coraz bardziej, mam zasoby i to naprawdę rewelacyjne zaplecze żeby dać potomkowi świetne życie w dobrobycie.
Uważam też że jestem dobrym człowiekiem, pełnym empatii i aż mnie rozdziera żeby się tą miłością podzielić, pokazać komuś świat, być mentorem.
Jestem na rozdrożu. Kocham żonę nad życie, nie wyobrażam sobie być z nikim innym, nie chcę nawet tego. Ale z drugiej strony pragnienie by mieć potomka jest tak mocne, że jestem na nią wściekły że nie chce zmienić zdania. Już czasem uciekam się do jakichś żałosnych sztuczek, potem samemu jest mi wstyd (wybieram jakieś filmy związane z dziećmi, pokazuję na ulicy jakieś urocze scenki - ale jej to nic a nic nie rusza).
Nie wiem co zrobić. Wiem też, że tutaj nie dostanę od Was żadnej złotej rady.
Żałuję decyzji jaką podjąłem kilka lat wstecz, teraz uważam że byłem wtedy zbyt niedojrzały na takie długofalowe deklaracje. Nigdy nie brałem pod uwagę tego że może mi się odmienić i to był mój błąd przed który cierpię teraz i ja i moja żona która też odczuwa nadchodzący konflikt.
To jest też sytuacja gdzie nie ma dobrego rozwiązania, w której nie istnieje kompromis.
Myślałem też na pomocą, może ktoś z Wrocławia kojarzy dobrego terapeutę do takich spraw bo ja czuję się za głupi żeby znaleźć rozwiązanie.
Nie przedłużając, wygadałem się. Jest mi ciut lepiej ale dalej bez szans na lepsze. Dzięki za uwagę

#dzieci #rodzice #malzenstwo #dylematy #gorzkiezale

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #5f87438d605297c54a62c5be
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: LeVentLeCri
Doceń mój czas włożony w projekt i przekaż darowiznę
  • 31
SpienionaEskimoska: Przerąbana jest decyzja o macierzyństwie/ojcostwie, jeśli nie ma się od początku takiego instynktu. Można się wpakować w dzieci i żałować, można się zdeklarować tak jak Ty, że dzieci nie chcesz, i czuć, że wiele tracisz.
No nie wiem, miras, idź do psychologa, może z żoną na terapię małżeńską, ale prawda jest taka, że nie ma kompromisu w tej kwestii. Jeśli się żadnemu z was nie odmieni w ciągu powiedzmy roku,
Wali mi to ściemą. Albo nie podales calej prawdy. Moze ona nie moze miec dzieci. Moze miala skrobanke i teraz juz nie moze miec dzieci.
Jesli chodzi o instynkt to zawsze odpala u takich babek co sie boja dzieci. A depresja poporodowa trafia sie takim co wszystko wiedza o dzieciach bo np pomagaly swojej matce. Nie wiesz jak to bedzie. Moze niech Ci urodzi i jak sie jej nie spodoba to pozwolisz
@AnonimoweMirkoWyznania przeczytałam całość z zaciekawieniem, bo mam podobną sytuację jak u Was tylko wcześniej, oboje z niebieskim raczej też nie widzimy się w roli rodziców i dotychczas nadal w niej trwamy po 4 latach. Czy to jest dobra decyzja, czy ktoś nie zmieni zdania jak Ty? Czy po latach nie uznamy, że zajmowaliśmy czasu na wychowanie potomka? Nikt niestety nie da ani nam, ani Tobie odpowiedzi jaką droga jest najlepsza, pozostaje Ci
OdległyBaran: Ja mam prawe 2 letnie dziecko, super Żonę i generalnie wszystko sie fajnie układa. Wszystkie nasze mniejsze i większe cele bez presji realizujemy. mimo iż nie zawsze jest łatwo, dziecko jest to duży obowiązek...wiadomo. Kiedyś nie byłem w 100% przekonany. Myślałem że nie jestem jeszcze gotowy. Chciałem mieć dzieci, ale z drugiej strony chciałem jeszcze chwilę pokorzytsac z wolności.... ostatecznie jednak się zdecydowaliśmy (oczywiście żona była tutaj przekonana na 100%).
@AnonimoweMirkoWyznania nic na siłę, ale nie widzę też powodu, by nie próbować rozmawiać. Wielu rzeczy w życiu sobie nie wyobrażałem, przerażało mnie, że mogę nie dać drugiemu dziecku miłości, bądź pierwszemu ją odbiorę i będę faworyzował drugie. Marzyłem o domu, teraz marzy mi się mieszkanie, bo mam dość ogrodu ;) Ja wiem, że to nie ten kaliber, ale jeśli się kochacie, to rozmowa jest najważniejsza. I nie chcąc cię dołować jeszcze bardziej,
@AnonimoweMirkoWyznania: prawda jest taka, że u niektórych kobiet instynkt pojawia się wcześniej, u innych później. Co gorsza, sądzę, że Twojej kobiecie kiedyś jednak ta ochota przyjdzie na dziecko, ale może być za późno. Zobaczcie jak to wygląda np. USA, pierwsze dziecko wieku 40 lat i wtedy starania, stres, problemy. Na siłę jej nie przekonasz, podstępem raczej też ją tylko będziesz denerwował. Zabieraj ją w towarzystwo znajomych którzy są szczęśliwymi rodzicami. Dzieci
DobraKaryna: Dzieci też by cię prędzej czy później znużyły, idź do psychologa żebyś umiał być samowystarczalny, a nie wiązał nudę czy nie nudę z innymi osobami. Można różnie urozmaicac dni, książki, gry, gotowanie, dzień jest krótki. Z dziećmi często jest mniejszy seks od żony albo i wcale, 80% ojców których znasz zdradzą swoje żony albo rozwalą te związki z braku seksu. Ty widzisz tylko ładny obrazek tych dzieci, wyrywek z życia
OP: @hitherto: nie przemawia do mnie ta logika, tak, dziecko może się urodzić chore (chociaż z obecną wiedzą medyczną i badaniami prenatalnymi można wiele choróv z sukcesem leczyć od razu po urodzeniu lub podjąć decyzję o terminacji. Znajomi mieli taką sytuację, płód z Zespołem Downa. Trudna decyzja była przed nimi ale zakończyli ciążę.
Zresztą życie strachem to nie coś z czym mi po drodze. Wsiadając do samochodu nie myślę o
OP: @anonimowy_demaskator: tak jak pisałem i we wpisie i w odpowiedziach, mamy kontakt z dziećmi i dzieciatymi znajomymi i to regularny. Tylko my zostaliśmy bezdzietni ( taka jeszcze jedna para ale z nimi nigdy nam nie było po drodze). W pracy też wszyscy w moim wieku są rodzicami. Otaczają nas tylko tacy ludzie, tak się jakoś złożyło.
Mimo tego, jak pisałem wyżej, żona jest na nie i ma awersję do
@AnonimoweMirkoWyznania ok, rozumiem.
Niemniej jednak zapamiętaj też jedno: dzieci kiedyś wyfruną z gniazda, a żona (miejmy nadzieję ;) ) zostanie z tobą na zawsze. Bądź super wujkiem, takim co to dzieciaki sikają z radości jak go widzą. Choć namiastka rodzicielstwa ci się trafi. I na przyszłość, adopcje też nie są źle. Brzuch bez rozstępów, bez cesarki, bez dziewięciu miesięcy z ciężarem. Znam dwie pary adopcyjne i sobie chwalą. Życzę jakiegokolwiek powodzenia.