Wpis z mikrobloga

Witam wszystkich po przerwie na tagu #wojnawkolorze, następcy #iiwojnaswiatowawkolorze

PROBLEMY I MITY HUTY PIENIACKIEJ

80 lat temu...

Był 28 lutego 1944 roku. Piętnastoletnia Janina Zacharczuk leżała w swoim łóżku, pomału się budząc. Trzeba było napalić w piecu, bo było bardzo zimno. Niby koniec lutego, a śnieg sięgał kolan... Cóż, i tak musiała wstawać, bo trzeba było oporządzić gospodarstwo. A ona i jej 13-letnia siostra pomagały mamie. Brata Niemcy wywieźli na roboty, ojciec został zamordowany... Nie roztrząsała tego, nie chciała myśleć o tym wszystkim.

Gdy się jednak podniosła, rozległ się terkot i eksplozje. Pociski uderzyły o ściany i dach, niektóre powybijały szyby w oknach. Garnki, talerze, kubki rozpryskiwały się na kawałki i spadały na ziemię. Krzycząc, upadła na podłogę i nakryła głowę rękoma. Potem wszystko ucichło. Po kilkunastu minutach do drzwi rozległ się łomot i krzyki:

- Aufmachen! Widkriwać!

Tak zaczął się koniec świata dla Huty Pieniackiej.

* * *

We wrześniu opisywałem Wam historię 14. Dywizji Grenadierów SS, zwanej ''Galizien''. Link w komentarzu. Wiele osób mnie wówczas pytało o najsłynniejszą sprawę ukraińskiej dywizji - o masakrę w Hucie Pieniackiej, której mieli dopuścić się żołnierze ''Hałyczyny''. Odpowiadałem - zgodnie z prawdą - że dywizja ta nie miała nic wspólnego z tym mordem. Co więcej, akcja ta w ogromnej mierze nie miała nic wspólnego z UPA. Ale - nie uprzedzajmy wypadków.

* * *

Huta Pieniacka była jedną z wielu Hut na Kresach. Ta bardzo popularna na Wołyniu i w Galicji nazwa brała się z faktu, iż w miejscowościach tych znajdowały się w XVIII i XIX wieku - a jakże - huty. W niektórych wytapiano żelazo z rud darniowych, ale w Hucie Pieniackiej funkcjonowała akurat huta szkła. Znajdowały się tam też murowane szkoła, kościół i cerkiew, a i wielu mieszkańców posiadało nowoczesne, murowane domy. Pracował młyn i młockarnia, była rzeźnia, cegielnie, zakłady garncarskie i tkackie, gorzelnia, pasieki, a także szkoła wyrobu koronek. Istniała nawet elektrownia, zapewniająca prąd. Lokalny XVIII-wieczny pałac pana Cieńskiego h. Pomian (który był wielkim dobrodziejem wsi i ją mocno zmodernizował) był ozdobą miejscowości, z oranżerią i kaplicą.

Była to więc wieś duża, bogata i samowystarczalna już od czasów zaboru austriackiego. Otaczały ją gęste i piękne lasy. Ucierpiała jednak bardzo w trakcie I Wojny Światowej i wojny polsko-bolszewickiej, obrabowana przez wojska rosyjskie, ale nadal była to spora osada.

Tak jak i inne miejscowości na Kresach, Huta Pieniacka najpierw była okupowana przez Sowietów po ich agresji na Polskę, a potem przez Niemców po inwazji III Rzeszy na ZSRR. Przez dwa lata panował względny spokój, chociaż wyraźnie było widać, że na terenach dawnego zaboru austriackiego Niemcy faworyzują Ukraińców, podczas gdy Polaków lepiej traktowano na Wołyniu. Było to zgodne z polityką gubernatora dystryktu Galicja, SS-Gruppenführera Ottona Wächtera.

''Względny spokój'' skończył się w lutym 1943 roku, gdy banderowcy wymordowali kolonię Parośla I, a potem latem 1943 roku przystąpili do masowej eksterminacji Polaków na Wołyniu.

Ponieważ zarówno Delegatura Rządu na Kraj, jak i Armia Krajowa były raczej bierne (!) wobec ludobójstwa Polaków (o czym będę pisał niebawem), mieszkańcy wsi rozpoczęli organizować samoobronę wiejską, mającą ochronić cywilów przed mordami. Jak wiecie z mojego wpisu o samoobronach - ich komendanci sięgali po wszelkich możliwych sojuszników. W tym - najczęściej - Sowietów.

Sowieckie oddziały partyzanckie na Wołyniu i w Galicji, podległe Ukraińskiemu Sztabowi Ruchu Partyzanckiego, były obecne od jesieni 1942 roku, choć dopiero w 1943 roku zostały rozbudowane i stały się poważniejszą siłą. Będę o nich pisał dokładniej wkrótce, bowiem jest to kwestia dość skomplikowana, a dzisiejszy wpis jest pewnym przyczynkiem do problemu. Niemniej należy podkreślić, że Polacy - w obliczu bestialskiego ludobójstwa - Sowietów traktowali bardzo dobrze. Wielu zgłaszało się do ich oddziałów, a i sowieckie oddziały mogły liczyć na schronienie, żywność i informacje w polskich miejscowościach. Dla Polaków byli to niejednokrotnie jedyni możliwi sojusznicy, a stawianie im jakiegokolwiek oporu mogłoby skończyć się tragicznie.

Jednak, jak zawsze, sojusz z Sowietami nie był darmowy i miał swoją cenę...

Przez pewien czas zdawało to skutek. Banderowcy zbytnio obawiali się konfrontacji z sowieckimi partyzantami - dalece lepiej uzbrojonymi i wyszkolonymi od nich samych. Jednak latem i jesienią 1943 roku doszło do wielkiego rajdu gen. Sydora Kowpaka, dowódcy 1. Ukraińskiej Dywizji Partyzanckiej, po terenach Galicji, podczas którego zniszczono 50 mostów i składów, zakończony wysadzeniem rurociągu w Jabłonowie. Swoje rajdy odbyli także płk Aleksandr Saburow, dowódca Żytomierskiego Zgrupowania Partyzanckiego, oraz major Iwan Fiodorow i płk Dmitrij Miedwiediew z 4. Zarządu NKGB. Rajdy te były niczym walec - miażdżyły nie tylko niemiecką administrację i posterunki, ale przede wszystkim uderzały w logistykę. Swoje żniwo zebrały także w ukraińskich wsiach, sympatyzujących z UPA.

Walec to dobre określenie. Sowieci bowiem, wykonując swoje zadania, nigdy nie przejmowali się losem ludności cywilnej. Grabili ją, wykorzystywali, a przy oporze - mordowali. Wiedzieli też doskonale, że Niemcy stosują krwawe represje dla wszystkich pomagających ''bandytom''. Jednak ani USzRP, ani Centralny Sztab RP, ani nikt w Moskwie, nie przejmował się cywilnymi stratami. Te były wpisane w modus operandi Sowietów, którzy liczyli, że niemiecki terror skłoni cywilów do większej aktywności.

Dla Niemców i Ukraińców był to szok. Okazało się bowiem, że Sowieci bez większych przeszkód operują na bardzo głębokich tyłach wojsk niemieckich. Dla Ukraińców szok był tym większy, że na terenach Galicji UPA jeszcze nie istniała, więc wsie były całkiem bezbronne. Na gwałt przystąpiono do formowania tzw. Ukraińskiej Narodowej Samoobrony - formalnie osobnej organizacji, w rzeczywistości części UPA, działającej w Galicji. Jednym z pierwszych oddziałów był kureń (batalion) ''Siromanci'', dowodzony przez Dmytro Karpenkę ''Jastruba''.

* * *

Na początku 1944 roku UPA, a raczej UNS, przystąpiła do eksterminacji Polaków w Galicji vel Małopolsce Wschodniej. Jest to zapomniana, rzadko omawiana część Ludobójstwa Wołyńskiego, jednak główny badacz zagadnienia, dr Damian Markowski, rozgranicza te ludobójstwa. Banderowcy wówczas przystąpili do ''oczyszczania'' terenu z Polaków. Teoretycznie UNS nie miała już mordować wszystkich, a jedynie mężczyzn, a resztę zastraszać i zmuszać do wyjazdu, aby zdepolonizować tereny Małopolski Wschodniej. W rzeczywistości, tak jak na Wołyniu, doszło tu do masowych mordów na Polakach - także starcach, kobietach i dzieciach. Będę o tym pisał jeszcze wiosną.

Polacy byli jednak już nieco lepiej przygotowani, niż na Wołyniu, dlatego we wsiach powstały liczne samoobrony, współpracujące z AK i sowiecką partyzantką. W lutym 1944 roku miał miejsce tzw. rajd Polski 1. Ukraińskiej Dywizji Partyzanckiej, którą, wskutek choroby gen. Kowpaka, dowodził płk Petro Werszyhora. Dywizja przetoczyła się przez Wołyń, do Galicji, a potem na Lubelszczyznę. Równocześnie działały także oddziały NKGB, w tym wspomnianego płk Miedwiediewa.

I teraz wracamy do dywizji ''Galizien''.

Niemcy, formując wspomnianą dywizję, do jednostek liniowych skierowali 15 tysięcy z 82 tysięcy ochotników ukraińskich. Kolejnych 30 tysięcy, jako niemieszkających w Galicji, odrzucono. Pozostali zostali wcieleni do galicyjskich pułków policyjnych SS o numerach od 4. do 8. Pułki te zostały oddane do dyspozycji Wyższego Dowódcy SS i Policji ''Wschód'', SS-Obergruppenführera Wilhelma Koppego. Ten natychmiast wysłał jednostki do walk z partyzantami (konkretnie 4. i 5. pułk). Pułki 6. i 7. trafiły do Francji, a 8. - do Holandii. Pułki te zostały błędnie zidentyfikowane przez Delegaturę Rządu na Kraj jako jednostki dywizji ''Galizien''.

Podkreślę to jeszcze raz: żaden z galicyjskich pułków policyjnych SS NIE BYŁ częścią dywizji ''Galizien''. Ta w tym okresie szkoliła się na poligonie Heidelager w Dębicy. Pułki zaś były formalnie częścią policji Ordnungspolizei, a nie SS.

4. i 5. pułki zostały rozmieszczone po wschodniej stronie Bugu w rejonie Tarnopola i Radziechowa. Tam przystąpiły do działań przeciwpartyzanckich.

23 lutego 1944 roku patrol z 6. kompanii II. batalionu 4. pułku galicyjskiego znalazł się pod Hutą Pieniacką. Ukraińcy nie znaleźli się tam przypadkowo. Kureń ''Siromanci'' doniósł ''życzliwie'', iż we wsi znajduje się baza sowieckich partyzantów i istnieje polska samoobrona. Ta faktycznie tam istniała (wspierana przez Inspektorat AK w Złoczowie), a dzień wcześniej rzeczywiście przebywali tam sowieccy partyzanci z oddziału płk Miedwiediewa z NKGB (konkretniej Borysa Krutikowa, udający oddział UPA). Polscy mieszkańcy wsi zidentyfikowali policjantów jako Ukraińców i założyli, że atakują ich przebrani banderowcy. Samoobrona więc nakazała otworzyć ogień. Wskutek wymiany strzałów zginęło dwóch Ukraińców, 12 zostało rannych, a oddział został odparty. Dla Niemców był to jasny znak, że wieś jest pod kontrolą ''bandytów'' i należało przeprowadzić jej pacyfikację. Nie wiadomo natomiast, czy Huta Pieniacka była zgłoszona Niemcom jako ''wieś uzbrojona'' (Wehrdörf), dowódca samoobrony nie złożył władzom niemieckim meldunku ze strzelaniny 23 lutego.

27 lutego do Huty przybył kurier Armii Krajowej i przekazał dyspozycje, aby wieś nie stawiała oporu na wypadek nadejścia Niemców i opuściła ją samoobrona. Liczono, że to ułagodzi okupanta i nie dojdzie do pacyfikacji. Przypadek taki, nastąpił wcześniej we wsi Majdan, gdy Niemcy po sprawdzeniu wsi, po prostu ją opuścili. Wobec tego Hutę opuścili głównie młodzi mężczyźni, a pozostawiono w niej kobiety, starców i dzieci. Broń została ukryta.

Tak jednak się nie stało, cud się nie powtórzył...

* * *

O czwartej rano 28 lutego 1944 r. Huta Pieniacka została otoczona przez II. batalion 4. pułku galicyjskiego. W akcji uczestniczyło ok. 600 ukraińskich policjantów, dowodzonych przez niemieckich oficerów. Dla Polaków noc była straszna. Zdawano sobie sprawę, że oddziały pacyfikacyjne są niedaleko. Wiele osób nie spało. Ukraińcy i Niemcy po odpaleniu sygnału z rakietnicy ostrzelali wieś z moździerzy i broni maszynowej, a następnie ruszyli do niej. W akcji brali też udział cywilni Ukraińcy, oraz członkowie wspomnianego kurenia UNS-UPA ''Siromanci''.

To, co nastąpiło później, było typowym, bestialskim horrorem niemieckiej okupacji. Standardowym scenariuszem potwornych hitlerowskich pacyfikacji wsi.

Policjanci po wejściu do wsi wyciągali brutalnie ludzi z ziemianek, schronów i piwnic. Nierzadko z łóżek. Wiele osób było niekompletnie ubranych, bo wrzeszczący na nich Niemcy i Ukraińcy nie pozwalali się ubrać, więc szli w śniegu i błocie w samych koszulach i skarpetkach. Ci, którzy próbowali uciekać, albo się ociągali, byli mordowani na miejscu. Któryś z Niemców, rozzłoszczony płaczem dziecka, wyciągnął pistolet i zastrzelił je na oczach matki. Siedemdziesięcioletniej Rozalii Sołtys mordercy rozcięli brzuch bagnetem i zostawili w błocie, aby skonała. Dowódca samoobrony, Kazimierz Wojciechowski ''Satyr'', został oblany benzyną i podpalony. Przedtem Ukraińcy skatowali na śmierć jego żonę, córkę i ukrywanych przez niego Żydów. W stodole rodziny Relichów zamknięto 40 osób, po czym i ją oblano benzyną i podpalono. Ze stodoły Relichów uciekło dziesięć dziewcząt, ostrzeliwanych przez policjantów. Wśród ocalałych były m.in. Janina Zacharczuk, oraz Wanda Gośniowska, której córka prowadzi stowarzyszenie upamiętniające ofiarę mieszkańców Huty.

Większość cywilów zapędzono do kościoła i tam trzymano przez kilka godzin. Dzieci i kobiety płakały, modlono się, przepraszano siebie nawzajem za jakieś dawne krzywdy i kłótnie, błagano oprawców o litość.

Jest jeden aspekt tej historii, który nawet teraz mnie łamie. Babka Sulimira Stanisława Żuka, najbardziej znanego mieszkańca Huty, była akuszerką i odbierała poród w kościele. Nowonarodzone dziecko jeden z Ukraińców... rzucił o podłogę i rozdeptał butami. Gdy akuszerka rzuciła się na niego z pięściami, zastrzelił ją, a potem także leżącą w połogu matkę. Policjant wybrał jedną z polskich dziewcząt i kazał jej wynieść rozgniecione ciałko dziecka. Zalewając się łzami dziewczyna przytuliła niemowlę i ochrzciła, jak umiała, wychodząc ze świątyni. Potem pochowała je w śniegu.

Po południu oprawcy zaczęli wyprowadzać Polaków w kilkudziesięcioosobowych grupach i zamykać w drewnianych budynkach. Potem policjanci strzelali do nich przez ściany. Gdy Ukraińcy i Niemcy słyszeli już tylko jęki konających, oblewali budynki benzyną i podpalali.

Opuszczone domy były grabione przez ludność ukraińską z wszelkiego dobytku. Spalono prawie wszystkie budynki, ocalały tylko kościół, szkoła i kilka zabudowań na uboczu. Rzeź wsi trwała do godziny 17. Zamordowanych zostało 868 osób.

868.

Osiemset sześćdziesiąt osiem. To więcej niż w dwóch najbardziej znanych na zachodzie niemieckich pacyfikacjach - czeskich Lidic i francuskiego Oradour-sur-Glane - razem wziętych.

Sulimir Stanisław Żuk odwiedził Hutę 1 marca. Zastał tam jedynie zgliszcza i swąd spalonych ciał. ''Rozchyliłem gałęzie drzew i zamarłem. Ugięły się pode mną kolana, ukląkłem, zaparło mi oddech, łzy popłynęły po policzkach. Nie było stodół, nie było domów, tylko tlące się gdzieniegdzie zgliszcza i usmolone kominy sterczące ku niebu. Z domu dziadków, który był zbudowany na wysokiej podmurówce, zostały tylko popękane mury dolnej części.''

* * *

Masakrę Huty Pieniackiej przeżyło ok. 160 osób. Czternaście osób ukryło się w małej wieży kościelnej, starając się pozostać cicho. Inni ukrywali się w piwnicach, czy ziemiankach. Niektórzy, jak dziadek Sulimira Stanisława Żuka (który zmarł wkrótce potem, oszalał z powodu szoku), cudem przeżyli w spalonych budynkach. Ocalali uciekli do okolicznych miejscowości, w tym do Złoczowa, Lwowa, a niektórzy - do Warszawy. To właśnie oni, przerażeni pogorzelcy, opowiadali o ''wyczynach'' dywizji ''Galizien'' i stąd wzięła się legenda o udziale tej jednostki w masakrze.

Poza Hutą Pieniacką, 4. pułk wymordował także 854 mieszkańców wsi Chodaczków Wielki 15/16 kwietnia 1944 r. Scenariusz był identyczny. Analogiczne pacyfikacje przeprowadzał także 5. galicyjski pułk policyjny SS, najpierw przełamując zbrojne samoobrony wsi, a następnie mordując mieszkańców wsi Prehoryłe, Smoligów i Masłomęcz. Wielu członków pułków policyjnych zdezerterowało do UPA (tylko w marcu 1944 r. aż 136). Zbrodnię w Hucie Pieniackiej przypisywano Kampfgruppe ''Beyersdorf''. Ta w rzeczywistości operowała na Lubelszczyźnie i Chełmszczyźnie - po drugiej stronie Bugu. W składzie KG ''Beyersdorf'' faktycznie byli Ukraińcy z dywizji ''Galizien'', jednak przypisano im jedynie zabicie czterech Polaków w Tarnogrodzie w marcu 1944 r.

* * *

Z pewnością decyzja Armii Krajowej o tym, aby wieś opuściła samoobrona miała fatalne skutki. Spora część badaczy uważa, że samoobrona powinna pozostać i przynajmniej spróbować podjąć walkę, dając tym samym czas na ucieczkę cywilom, z których chociaż część zdołałaby przeżyć.

Cóż... kąśliwie mógłbym powiedzieć, że nie była to ani pierwsza, ani jedyna z bezmyślnych decyzji AK na Wołyniu i w Galicji w tym czasie...

Była to bestialska, okrutna zbrodnia na cywilach. Jednak nie była to zbrodnia UPA - choć wpisywała się w ich działania i bardzo im się przysłużyła - ani dywizji ''Galizien''. Była to typowa niemiecka operacja pacyfikacyjna, przeprowadzona za wiedzą, zgodą i na rozkaz niemieckich dowódców. Jej celem było starcie wsi z powierzchni ziemi.

4. i 5. pułki galicyjskie trafiły w szeregi ''Hałyczyny'' dopiero 9 czerwca 1944 roku. Mordercy z Huty Pieniackiej i innych miejscowości w Małopolsce Wschodniej niedługo cieszyli się życiem. 13-22 lipca 1944 roku dywizja ''Galizien'' została okrążona i niemal całkowicie zniszczona przez potężny walec Armii Czerwonej w kotle pod Brodami. Przepadło tam ok. 7 tys. żołnierzy dywizji.

Dziś nie ma już Huty Pieniackiej. Istnieją tylko pomniki. Pierwszy z nich postawiły w 1989 r. władze sowieckie, nie podając jednak narodowości ofiar. Drugi pomnik stanął tam po wielu latach starań ze strony ocalałych z Huty i ich rodzin - w 2005 roku. Władze ukraińskie długo blokowały możliwość jego postawienia.
Członkowie ultranacjonalistycznej partii ''Swoboda'' oprotestowali pomnik i w jego pobliżu postawili tablice ''informacyjne'' w j. polskim, ukraińskim, rosyjskim i angielskim, w których zaprzeczali przebiegowi zbrodni, zrzucając winę na bliżej nieokreślonego ''okupanta''. Wielokrotnie wzywano do usunięcia pomnika, a samej zbrodni zaprzeczano, uważając, że to wymysł sowieckiej propagandy.

W 2017 roku krzyż z pomnika został wysadzony przez ''nieznanych sprawców'' w powietrze, a tablice - zdewastowane i pomazane w barwy OUN i runy SS. Okoliczna ludność ukraińska i władze zebrały jednak pieniądze i własnym sumptem odbudowały pomnik i odnowiły tablice.

W 2013 roku ksiądz Jarosław Bordiuch z nieodległej od nieistniejącej Huty Pieniackiej przekazał ocalałą z kościoła monstrancję rodzinom i ocalałym z Huty. Odprawiona wówczas Msza stała się symbolem pojednania.

I przed tymi właśnie Ukraińcami, którzy chcieli przeprosić - chylę dziś czoła i dziękuję.

''Nie o zemstę, lecz o pamięć wołają ofiary''...

Na zdjęciu: pomnik w Hucie Pieniackiej.

* * *

Mój fanpage na Facebooku: https://www.facebook.com/WojnawKolorze2.0/

Jeśli macie ochotę mnie wspierać, zapraszam do odwiedzenia profilu na Patronite, lub BuyCoffee i postawienia mi symbolicznej kawy/piwa za moje teksty. Za każde wsparcie dziękuję - motywuje mnie do dalszej działalności.

https://patronite.pl/WojnawKolorze
https://buycoffee.to/wojnawkolorze

Zdjęcie kolorowane dla mnie przez: https://www.facebook.com/KolorFrontu

#iiwojnaswiatowa #gruparatowaniapoziomu #qualitycontent #historiajednejfotografii #historia #ukraina #kresy #polska
IIWSwKolorze1939-45 - Witam wszystkich po przerwie na tagu #wojnawkolorze, następcy #...

źródło: 425370777_828857545921795_1029774638640611920_n

Pobierz
  • 23
@IIWSwKolorze1939-45: Siema, dlaczego rozpowszechniales propagande rosyjskiego historyka, ktory jest persona non-grata w europie, ktory ma powiazania z FSB? Wiesz ze historyk ten klamal w sprawie wywozki Polakow na syberie oraz dzialan NKWD w europie wschodniej?
Moze cos z russia today podaj jako fakt historyczny?
aha. A jesteś w stanie wskazać, kiedy rzekomo powoływałem się na tego całego Diukowa? Skoro tak potrafisz wszystko udowodnić. ( ͡° ͜ʖ ͡°)


@IIWSwKolorze1939-45: Dawno temu cie przeswietlilem i zniknales z wykopu po tym.
No to kiedy z RT cos wkleisz? A moze bedziesz relatywizowal slowa putina, ze Polska wywolala 2 WS?
@IIWSwKolorze1939-45: Musisz zrozumieć, że jakakolwiek dyskusja z tymi osobnikami jest bezcelowa, bo to zwyczajne trolle bojowe doświadczone w swoim fachu, ponieważ nikt normalny nie spędzałby całych dni na pisaniu gównopostów na wykopie, bo po prostu zabrakło by czasu na pracę, dom, rodzinę.
A tak poza tym dziękuję za twoją aktywność, przynajmniej jest co poczytać pożytecznego.
@BayzedMan: gościu, weź się lecz, serio jesteś stuknięty. xD

Wszystkim pozostałym powtórzę, że nie mam bladego pojęcia kim jest Aleksandr Diukow, nie znam jego tez, więc co za tym idzie - nie mogłem się na niego powoływać. Z tego co widzę, to jakiś nawiedzony rosyjski historyk, który ma obsesję na punkcie Polaków. A już przypisywanie mi pro-rosyjskich, neosowieckich inklinacji świadczy o ciężkim gwoździu w mózgu.