Wpis z mikrobloga

✨️ Obserwuj #mirkoanonim
Witam, mam 35 lat i od kilku lat zacząłem szukać przyczyny, dlaczego mam mentalność przegrywa i jak próbować z tym walczyć.
Pod wpisem zamieszczę tl;dr dla osób, którym nie chce się czytać, a interesuje ich temat.

Tak jak napisałem wcześniej, mam 35 lat, a także żonę i dwójkę dzieci. Od zawsze byłem nieśmiały, nie miałem za dużo znajomych, trudno mi było nawiązywać kontakty międzyludzkie, wystąpienia publiczne były i są dla mnie mega wyzwaniem (łamanie głosu, drżenie rąk, zapominanie co się miało powiedzieć, poty oblewające całe ciało). W szkole byłem raczej tym z rodzaju popychadeł. Może nie byłem jakoś mocno gnojony, ale jak były jakieś patusy albo banany, to byłem tym najsłabszym ogniwem do ciśnięcia. Zawsze miałem niskie mniemanie o sobie. Gdzieś w okolicy jak miałem 13-14 poznałem smak alkoholu. Wtedy było to dla mnie zbawienie. Po nim wszystkie problemy znikały. Pod wpływem czułem się jak bóg. Wystąpienia przed dużą liczbą osób były łatwe i przyjemne, stawałem się duszą towarzystwa, żarty sypały się jak z rękawa. Bez alkoholu czułem się nikim, a po nim myślałem, że mogę zdobyć świat. Niska samoocena przeobrażała się w mega pewność siebie. Był to dla mnie lek idealny.
Dodatkowo w fazie dojrzewania coś się u mnie zje*ało i nie poszła chyba tak jak powinna. Mały członek (przez to mega kompleksy i trudność w nawiązywaniu kontaktów z kobietami), brak zarostu (trwa to do dnia dzisiejszego, jest tylko zarost typu Alvaro czyli wąsik i bródka), słaba mutacja głosu (przez telefon często jestem mylony z kobietą). Na te wszystkie problemy również pomagał alkohol. Wszystkie bliższe kontakty z dziewczynami/kobietami były zapoczątkowane i podtrzymywane w obecności alkoholu. Tak między innymi zapoznałem się z moją obecną żoną.
Do tego wszystkiego doszły kolejne problemy, c
zyli problem z utrzymaniem wzwodu, albo w ogóle jego osiągnięcie co było powodowane stresem przed kolejnym problemem czyli przedwczesnym wytryskiem, co jeszcze bardziej zaniżało moje mniemanie o sobie i strach przed zbliżeniem się nawet ze swoją żoną.

Moje życie toczyło się tak do mniej więcej wieku 29-31 lat (przez picie nie pamiętam sporo ze swojego życia, więc gubię się trochę czasowo). Jak łatwo wywnioskować, picie które mnie jakoś podtrzymywało (tak przynajmniej myślałem przez te wszystkie lata), stało się moim uzależnieniem, w które zatracałem się coraz bardziej i bardziej. Po tylu latach w uzależnieniu (w sumie to prawie 20 lat, w wieku 34 lat, bo wtedy mniej więcej przestałem pić) alkohol przestał już działać tak jak wcześniej. Przestał dawać takiego pozytywnego kopa jak wcześniej, albo zdarzało się to bardzo rzadko. Piłem już nie tylko na imprezach i spotkaniach towarzyskich, ale sam w zaciszu domu, najczęściej ukrywając się przed żoną i dziećmi, co często i tak wychodziło jak nagle o godzinie 12:00 w weekend ledwo stałem na nogach i bełkotałem. Ten, jak to nazwałem wcześniej "kop", występował na bardzo krótki czas, albo nawet w ogóle go nie pamiętałem bo urywał mi się film. Po takich, najczęściej, weekendowych pt-nd wojażach następował mega kac i to nawet nie fizyczny, ale psychiczny. Doszło coś a la depresja. Nie chciało mi się nic, a rzeczy które sprawiały mi przyjemność były dla mnie psychiczną męczarnia. Przestałem widzieć sens w swoim życiu, stwierdziłem, że swoim zachowaniem nie daję nic swojej rodzinie, a tylko przeszkadzam i utrudniam im życie. Wtedy przyszły pierwsze myśli samobójcze i poszukiwanie informacji jak to zrobić najłatwiej i najmniej boleśnie. Do prób jako takich nie doszło. No ewentualnie możnaby jedną sytuację pod to podciągnąć.
Znalazłem w internecie węzeł na szubienicę i gdy byłem sam w domu i pod wpływem dużej ilości alkoholu, napisałem na komputerze list pożegnalny do żony i próbowałem zamontować linę z tym węzłem gdzieś w garażu i założyłem sobie ją na szyję. Stałem z nim kilkanaście minut, ale nie miałem jaj żeby wykonać ostateczny krok (nawet ostatnio przy sprzątani uw garażu znalazłem tę linę z węzłem gdzieś na pułkach).
Po tej akcji picie nasilało się jeszcze bardziej, aż w końcu żona nie wytrzymała i powiedziała, że albo idę coś z tym zrobić albo do widzenia, bye bye, auf Wiedersehen. Najpierw zapisałem się prywatnie na terapię, co trwało kilka miesięcy. Szedłem na nią z myślą, żeby zapanować nad piciem. Po zakończonym "szkoleniu" próbowałem wrócić do kontrolowanego picia, co się nie udało.
Więc wróciłem do punktu wyjścia i tym razem zapisałem się na terapię z nfz (prywatnie miesięcznie kosztowało mnie to około 1000 zł/msc za jedno spotkanie w tygodniu). Było to mniej więcej półtora roku temu. W tym momencie jestem półtora roku czysty i uczę się życia na nowo.
Dlaczego na nowo. Ano dlatego, że wszystkie uczucia jakie umiałem okazywać najczęściej wychodziły ze mnie pod wpływem. Na trzeźwo byłem całkowicie zamkniętym w sobie człowiekiem. Uczuć, czy miłych czy nieprzyjemnych, na trzeźwo nie okazywałem za bardzo nawet swojej żonie czy dzieciom. Na terapii dowiedziałem się że jest to częste u alkoholików, ale u mnie było to spotęgowane, bo okazywanie uczuć uczyłem się praktycznie przez całe życie po alkoholu. Może ciężko to zrozumieć niealkoholikowi, ale na trzeźwo jest się zupełnie innym człowiekiem niż po alko i te życia są zupełnie inne.

Mając całe moje doświadczenie, zacząłem doszukiwać się przyczyn moich problemów, które wcześniej opisywałem. Po przeczytaniu ton artykułów wyszło mi, że mogę mieć problemy z hormonami a najbardziej z testosteronem. Wykonałem też test ADAM (jest to ankieta dostępna w neci), w którym tylko jedna odpowiedź była na nie (chodziło o zmniejszenie się wzrostu), a reszta była twierdząca. Znalazłem lekarza androloga, zrobiłem badania i zapisałem się na konsultacje. Jestem już po pierwszej i dostałem dodatkowe skierowanie na usg jąder, rezonans przysadki mózgowej i test 10 dniowy lekiem Clostilbegyt. Mój poziom testosteronu przed tym testem wynosił ok. 400 ng/dl, a po teście 722 ng/dl. Czekam jeszcze na wizytę u endokrynologa, żeby przepisał mi skierowanie na usg i rezonans. Nie robiłem prywatnie, bo to dodatkowe koszta, a że mam legitymację zasłużonego krwiodawcy, to za każdym razem przy zapisywaniu się do lekarza lub badania ją okazuję i działa ona cuda. Z terminu na 2025 rok robi się termin marzec 2024. Po tych dwóch badaniach, mam się umówić na wizytę, po której najprawdopodobniej wejdę w terapię zastępczą testosteronem TRT.

Dla zainteresowanych, będę co jakiś czas wrzucał pod tagiem #alkoprzegryw info jak to wszystko przebiega i czy w ogóle coś pomogło na moje problemy.

TL;DR
jako 35 letni alkoholik i przegryw próbuję znaleźć źródło swoich problemów i spróbować terapię hormonalną testosteronem.

#przegryw #przegrywpo30tce #alkoholizm #alkohol #testosteron #wyjsciezprzegrywu #zdrowie #depresja #samobojstwo



· Akcje: Odpowiedz anonimowo · Więcej szczegółów
· Zaakceptował: RamtamtamSi
· Autor wpisu pozostał anonimowy dzięki Mirko Anonim

  • 5