Wpis z mikrobloga

Siemanko. Może mnie nikt tu nie zje xD Otóż mam wrażenie, że moje życie utknęło w miejscu.. ale od początku pewnego etapu. Mianowicie, dwa lata temu wziąłem się w garść, zacząłem dbać o siebie, dużo jeździłem na rowerku - moja ulubiona aktywność a zarazem pasja. Jeździłem wtedy na busach po Europie. Brałem ze sobą rower, w wolnych chwilach dużo jeździłem, zwiedzałem, robiłem zdjęcia i eksponowałem koleżankom siebie na nowo - było dużo akceptacji i podziwu. W końcu z 140kg zszedłem do 90kg, przy czym również dużo ćwiczyłem, więc trochę się wyrzeźbiłem. Wziąłem się mocno wtedy za jakiś biznesik, nie wypalił, to nic, jak amfibia po błocie wymyśliłem coś nowego, jakoś wyszło, z czasem porobiłem sobie kwalifikacje kat C, CE, itd. Zacząłem jeździć na zestawie, po znajomości znalazłem dobrą pracę, dużo płacili. Aż mi się to znudziło, poszedłem ostatnio gdzie indziej - całkowity niewypał. Prawdopodobnie wrócę gdzie byłem, lub pójdę spróbować gdzie indziej. Ale z czasem zaczynam myśleć na co mi to było to CE całe... Znowu się przytyło, z 90 do 108. Więc to prawie 20kg, brak ruchu. Myślę że brak sportu powoduje obniżony nastrój. Ale obecna kondycja i obecne pogody to dla mnie samobójstwo dosłownie. Wspomagałem się piracetamem, coś tam niby dawał, ale niewiele. Myślałem o modafinilu ale ostatecznie uznałem że przy obecnym stylu życia to nie ma za bardzo sensu. Był ktoś może w takiej sytuacji jak ja, że wie w czym tkwi problem lecz za cholerę nie jest w stanie wyjść z tego marazmu?

#wypalenie #depresja #brakmotywacji #smutnazaba
#piracetam #vege #fitness #modafinil