Wpis z mikrobloga

Przeczytałem artykuł o pracy, sponsorowany chyba przez Hays (https://www.wykop.pl/link/4734089/9-na-10-pracodawcow-uwaza-ze-nadchodza-trudne-czasy-na-rekrutacje/) i lekko się zbulwersowałem.

Kilka lat temu miałem do czynienia z wieloma pośrednikami i moje doświadczenie z nimi było prawie zawsze takie samo - konsultanci/rekruterzy nie mieli pojęcia jakie kandydat miał kwalifikacje!

Z całej grupy tychże, działających na niemieckim rynku, chyba tylko jeden w miare ogarniał co ja tak właściwie potrafię, i tutaj propsy idą do rekrutera, którego profil był mniej więcej taki sam jak i reszty w innych firmach, ale po prostu mu się chciało i zwyczajnie umiał dopytać i zadać konkretne pytanie gdy czegoś nie rozumiałw moich kwalifikacjach. Zetknąłem się z około 30-stką rekruterów-pośredników (nie 30 firm, tylko 30 osób) w samym 2015 roku.

Napomnę w tym momencie, że z tych 30, ponad 20-stu nie próbowało dokładniej porozmawiać z kandydatem, tylko szło według sztywnego szablonu/skryptu rozmowy i próbowało przypisać umiejętności do szablonowych kategorii, a gdy nie wiedziało dokąd pasuje np. miernictwo, to koniec końców prosili by samemu wypełnić formularz i zaznaczyć kategorie, które odpowiadają najlepiej aktualnym umiejętnościom. Nie mam nic do takiej kategoryzacji, ale jeśli ktoś przez kilka lat zajmował się badaniami i rozwojem technologii i ma tylko 'badania i rozwój' do wyboru, potencjalnie pasuje 50% pracodawcom, którzy nie wiedzą jednak dokładnie w jakiej dziedzinie te badania były prowadzone, gdyż, jeśli się mówi rekruterowi, że pracowało się przy miernictwie i badaniach nieniszczących z zastosowaniem mikrofal, chyba z 5-ciu rekruterów pomyślało, że pracowałem nad udoskonaleniem kuchenek mikrofalowych, inni nie wiedzieli, po krótkim wytłumaczeniu, że telefony komórkowe używają fal radiowych do komunikacji, jedna specjalistka myślała, że zajmowałem się fizyką nuklearną (bo przecież promieniowanie).

Zwykle bywało tak, iż czytałem ofertę pracy, która była przecież pisana przez pracodawcę, i jeśli widziałem jakieś punkty zaczepne, to aplikowałem zgodnie z moimi umiejętnościami. Denerwowało mnie, że przecież wysłałem w CV moje kompetencje, które pasowały pod aktualną oferte, ale i tak musiałem czasem omawiać moje CV dwa lub trzy razy. Rozumiem, że rekruterzy próbowali znaleźć jak najwięcej ofert, które pasowałyby chociaż trochę, by móc sobie zjednać kandydata, ale czasem oferowano mi pozycje, które miały kilka słów kluczowych zgodnych z moimi OGÓLNYMI kwalifikacjami, a nic wspólnego z tymi "szczegółowymi" (np. jeden miły pan raz zadzwonił do mnie z "bardzo radosnymi wiadomościami", gdyż ktoś zgłosił się do nich z ofertą "idealną dla mnie", a po szybkim wybadaniu okazało się, że ktoś szuka elektryka wysokich napięć, kiedy ja zajmowałem się elektroniką wysokich częstotliwości).

To był 2015 i 2016 w pigułce.

W ubiegłym roku próbowałem zmienić pracę (poprzednia praca to kwintesencja niemieckiego januszostwa) i też spotkałem się z kilkoma rekruterami (tym razem znaleźli mnie sami). I tutaj mam historię z innej beczki: pewna firma miała faktycznie ofertę, która pasowała nawet nawet, rozmawiałem z dwoma rekruterami, i jeden z nich umówił się ze mną na kolejną rozmowę, gdzie mielibyśmy ustalić kilka detali i umówić się z faktycznym pracodawcą. Było to w marcu 2018. Pan rekruter niestety nie zatelefonował, więc napisałem mu wiadomość, by ustalił nowy termin rozmowy, gdyż wciąż szukam zmiany, i odezwał się, przedwczoraj (07.01.2019) ... jego kolega! Z wiadomością, że oo pewna fajna firma szuka kogoś o moich kwalifikacjach!

Wytłumaczyłem krótko i uprzejmie (bo w końcu ten człowiek niczego złego mi nie uczynił), że na ten telefon czekałem obiektywnie prawie 9 miesięcy, a subiektywnie 2 tygodnie, ponieważ w marcu 2018 podpisałem nową umowę z inną firmą i póki co jestem zadowolony i z zarobków i z obowiązków. Więc jego oferta musiałaby bić na głowę to, co mam aktualnie a w to wątpię. Spytał, czy może próbować za jakieś pół roku - zobaczymy czy zadzwoni :). Zastanawia mnie jednak, jak oni sie jako firma finansują, jeśli olewają kandydatów w taki sposób!

A co do samego rynku pracownika - mam wrażenie, że działy HR w firmach nie potrafią sprostać wymaganiom stawianym im przez kandydatów ani przez wewnętrzne działy tych samych firm. I potem podnosi się larum o braku wykwalifikowanych pracowników. Może nie działa to w przypadku "klasycznych" umiejętności jak IT, obsługa klienta, elektryka, automatyka, ale jesli jakaś firma lub dział potrzebuje kogoś z "hybrydowym" zestawem (takie, hehe, multi-kulti), to HR i pośrednicy wymiękają. Przynajmniej pozwoliło mi to wynegocjować nienajgorszą stawkę!

Pozdrawiam tych, którzy doszli aż tutaj i nie znudzili się.

#niemcy #praca #pracbaza #rekrutacja
  • 1
@rhund: W Niemczech nie udalo mi sie nigdy pracy przez rekrutera znalezc, zawsze robilem to bezposrednio w firmie.
Poki co rekruterow uzywam tylko, zeby podbic sobie stawke w obecnej firmie:)

Wydaje mi sie, ze takie podejscie jest najlatwiejsze, bo pomija sie posrednika, firmy tez sa w miare zadowolone, bo nie musza mu placic.