Wpis z mikrobloga

#film Locke (2013). Przed chwilą skończył się seans tegoż na TVP Kultura. Rzadko oglądam w telewizji randomowe filmy, tylko gdy zjeżdzam od święta do domu i to też tylko przypadkiem. Jestem pod niesamowitym wrażeniem. To nie lada wyzwanie, by nakręcić dobry "One-Man Film". W takich filmach oprócz dobrego aktora liczy się tak naprawdę TYLKO pomysł i fabuła. O ile "127 godzin" (2010) był filmem na podstawie faktów, kojarzę jeszcze film "Pogrzebany" (2010) - oba te filmy są filmem z "prawie" wyłącznie jednym aktorem, oba zrobiły na mnie spore wrażenie.

Do rzeczy jednak. Opowiem o czym jest film Locke i nie będzie to chyba spoiler. Nie da się zaspoilerować filmu, w którym fabuła od samego początku jest jasna, a świetność filmu nie polega na wprowadzaniu nowych wątków czy zaskakiwaniu widza (o efektach specjalnych nie ma tu nawet sensu mówić). Bohaterem jest świetny inzynier budownictwa, którego następnego ranka czeka - powtarzane wielokrotnie w trakcie filmu - największe wylewanie betonu w Europie. Jest więc to bardzo ważne dla bohatera. Bohater ma żonę i dzieci. Ma też dobry samochód, dobrą pracę - ogólnie, żyć nie umierać. Dostaje jednak telefon od smutnej, samotnej kobiety, z którą 7 miesięcy wcześniej zdradził żonę. Wsiada w samochód i jedzie, aby byc przy niej w trakcie porodu. Wsiada w samochód i jedzie. Przez cały film jedzie, wykonując kilkadziesiąt telefonów. Jasne, wiem jak to brzmi w sposób jaki to opisuję. Nie ma brzmieć rewelacyjnie, bo nie ja jestem scenarzystą tego filmu. Ten opis nie jest rewelacyjny. Film - jest.

Niesamowicie poruszył mnie sposób, w jaki bohater radzi sobie, lub raczej próbuje poradzić sobie, ze wszystkimi rzeczami. W jednym momencie dzwoni do swojej żony, aby powiedzieć, że ją zdradził i że jedzie na poród jego dziecka, by po chwili rozmawiać z rodzącą, smutną kobietą, która liczy, że jej samotne życie zmieni się za chwilę, po porodzie. Do tego dochodzi praca, gdzie dzwoniąc do szefów i współpracowników stara się sprawdzić każdy szczegół dotyczący wylania fundamentów pod wieżowiec.

W tym filmie nie jest ważne co się dzieje, to jest przewidywalne i oczywiste od samego początku filmu. Ważne jest to w jaki sposób główny bohater radzi sobie ze wszystkimi sprawami, które musi wykonać. Niesamowicie dokładnie przedstawiony jest w filmie jego perfekcyjny, racjonalny, skupiony, melancholiczny charakter. Sceny, w których rozmawia z kobietami - raz z żoną, raz z tą, która jest w ciąży - to majstersztyk pod kątem przedstawienia melancholijnej, introwertycznej racjonalności i logiki w przeciwwadze #logikarozowychpaskow. Sposób, w jaki działa i rozmawia ten człowiek to po prostu genialne przedstawienie opanowania, racjonalizmu i inteligencji.

Film wygrał jakies tam nagrody. Wiem też, że zdecydowanie nie jest to film dla każdego. Ba, pewnie nawet nie dla większości. Ten film jest raczej wyłącznie dla osób takich jak główny bohater: racjonalnych, logicznych, uporządkowanych. Dla perfekcjonistów, którzy chcą zobaczyć, jak inny perfekcjonista radzi sobie z stopniowo acz intensywnie rujnowanym życiem.

Moim zdaniem jest to film psychologiczny. Bardzo dobry film psychologiczny, pokazujący jeden z typów osobowości introwertycznej. Ale tak jak mówię - wydaje mi się, że mało kto, kto nie identyfikuje się z takim typem osobowości, jest w stanie go zrozumieć. Sangwinicy śmiało powinni pominąć ten film i przełączyć na jakąś radosną, gówno-komedię.

#recenzja #psychologia #introwertycy
  • 8
@ziuaxa Locke oceniam na 6/10. Fajne są takie filmy, gdzie jest tylko jedna osoba cały czas. Jest dużo lepszych filmów w podobnych klimatach. Nawet Drive, ale tu już nie jest jeden bohater cały czas, ale klimat i tak podobny.
@medykydem: zdaje się, że napisałem w kilku akapitach co wyniosłem. W skrócie: świetne i rzadkie przedstawienie osobowości regionalnego, perfekcyjnego melancholika zmagającego się na swój własny, okrutnie dokładny i uporządkowany wg swoich zasad sposób z problemami.
@ziuaxa: (Spoiler) Obejrzałem przed chwilą. Bardzo dobry. Nie powiedziałbym, że jest oczywiste co się stanie. Bo mi ciągle coś mówiło, że jednak nic się nie uda. Beton nie przyjedzie, dziecko umrze. Tylko, żona sie wywiązała ;)