ciekawostka: po japońsku drzewo to "ki" (木), a dziecko to "ko" (子), "no" to partykuła oznaczająca przynależność, zatem "kinoko" to dosłownie "dziecko drzewa" czyli "grzyb"
dzisiaj będzie długo, będzie trochę faktów i garść sentymentów.
what you want to przedostatni utwór na loveless i tak się składa, że mój ulubiony z całego zestawu. gdy sprawdzałem statystyki przesłuchań na różnych platformach, z prostego rachunku wychodzi, że jest to też numer "najmniej lubiany"/najrzadziej odsłuchiwany z całej płyty. no cóż, znając samego siebie od ponad 30 lat jakoś
pozdrawiam gorąco wszystkich dobrych ludzi, w szczególności moją ukochaną, która wymieniła nam obskurny kalendarz na ładnie oprawioną okładkę loveless wiszącą i spoglądającą na mnie każdego dnia.
pozdrawiam też tych, którym chciało się symbolicznie klikać plusiki (mam nadzieje, że nikogo nie pominął).
@KurtGodel: już na wykop nie zaglądam, ale właśnie sobie z racji topu wszechczasów o nim przypomniałem, i miło zobaczyć #nothingbutdreampopdecember od ciebie, jak zawsze świetne rzeczy!
My Bloody Valentine - Feed Me with Your Kiss z płyty pt. Isn't Anything (1988)
Mimo statusu kultowości MBV, nigdy nie zaiskrzyło między nami. Niektóre piosenki, szczególnie te bardziej z pazurem i hałaśliwe całkiem mi jednak podeszły, no ale to wyjątki. Na dłuższą metę męczą mnie w każdej postaci.
------------ #cultowe - tag do śledzenia lub czarnolistowania przez tych którzy followują moją osobę z innych powodów niż muzyka.
zabawa dobiega końca, dlatego wyciągamy wszystkie asy z rękawa..
zagubiony b-side do City Girl, jednoznaczny hołd i laurka nie pozostawiającą żadnych wątpliwości co do inspiracji. do tego intrygujący tytuł, który wymownie dopełnia treść i stawia formalną kropkę nad i.
natomiast tym razem chciałbym skupic się i zawiesić akcję na nazwie projektu, nawiązującego do zmarłej dokładnie rok temu, 29 grudnia - Vivienne
nie jest to sztuka arcymistrzowska, lecz sprawiedliwa...
wybaczcie, ale jak śmignęła mi ta okładka, to nigdy w życiu tak szybko nie wcisnąłem play. a co my tu mamy? całkiem poprawny, japoński shoegaze z początku lat 90s. produkcja trochę kuleje, ale chłopaki nadrabiają szczerą prawdą podaną na dłoni i muzyczną zajawką (przypominam, że muza ma łączyć a nie dzielić).
nie mogłem odebrać sobie tej malutkiej przyjemności i musiałem to gdzieś wcisnąć.
mógłbym #!$%@?ć godzinami i sypać głupoty ścierając lakier na klawiaturze, opisując jakich rejonów sięga ten numer i co sądze o Gang Gang Dance. ale parafrazując nawiedzający mnie ostatnio cytat - "zamknij się i licz". zatem uściślając i syntezując - zredukuję myśli do absolutnego minimum.
nie wiem jakim cudem, ale niedzielawierczur wypadła we wtorek. zatem dzisiaj, z powodu tej zbiorowej halucynacji, przedstawiam loveless zgrabnie przefiltorwane przez negatyw i zniekształcone w IDMowej maszynce do robienia techno.
ciężko o lepszy soundtrack dla takich chwil, bo z jednej strony zupełnie bezbronnie pławimy się w terapeutycznie obezwładniającym ambiencie, a z drugiej z każdą minutą, sekundą i z każdą rozchodzącą się w słuchawkach
dzisiaj jeden z ciekawszych japońskich zespołów kojarzonych z naszym ukochanym gatunkiem.
COTD parali się i bawili dosłownie każdą znaną estetyką (tak, bossanova też się tam znajdzie), niemniej od zawsze fundamentem ich twórczości były mniej lub bardziej hałasujące gitary. niekiedy wręcz wymykające się shoegazowym/noisepopowym regułom gry, skręcając na tereny czegoś co najlepiej ogólnikowo mianować "alt-metalem". i niestety z
i ja też dołożę mikroskopijną cegiełkę do hajpu...
bo skoro jeszcze przez tydzień będę coś wrzucał, a chłopaki wręcz proszą się o znalezienie w tegorocznej edycji, to w sumie nie pozostaje nic innego jak zostawić im kciuk w górę. Ian Cohen ochrzcił jako BNM, Borys D. (i okolice) propsują, Marcin Prokop też (ciekawe jak z Tomkiem Wielbłądem?), to i ja
dzisiaj świeżynka, wydana zaledwie miesiąc temu (polecam zapoznać się z całą EPką).
tym razem żadnych wątpliwości być nie powinno. to zoomerska hiper-fantazja na temat defragmentacji dziedzictwa lat minionych. to transliteracyjna próba wyeksponowania tego, co w klasycznym shieldowskim shoegazie stanowiło o rdzeniu, o tożsamości tej stylistyki. to próba rozszczepienia i wtrącenia dźwięku w iluzję, do której nie został stworzony.
@drobne_na_taryfe: