Rozmawiałem jakiś czas temu z koleżanką. To kobieta po pięćdziesiątce, rozwiedziona, z pełnoletnim synem. Przy okazji rozmowy z nią powiedziałem, że interesuję się ufologią. Powiedziała mi, że temat ten jest dla niej obcy i tyle wie o nim, co czasem usłyszy w mediach, przeczyta w internecie, czyli zasadniczo niewiele. Ale opowiedziała mi ciekawą historię. Otóż kobieta ta określa się jako niewierząca, której bliżej do ateizmu. Jednak wydarzenia, które ją spotkały, musiały wpłynąć na jej wyobrażenie o tym czy jest życie po śmierci.
Miało to miejsce kilkanaście lat temu, gdy zmarł jej teść. Bardzo go lubiła, bo według niej był to bardzo dobry, poczciwy człowiek, który wiele dobrego dla niej i jej syna, a swojego wnuczka, uczynił za życia. Co ciekawe po jego śmierci, główne przygotowania do pogrzebu i konsolacji przejęła właśnie ta koleżanka, czyli synowa, a nie któreś z jego dzieci. Nie chcę, żeby ten wpis zrobił się bardzo długo, dlatego w skrócie powiem, że w tym czasie przed i tuż po pogrzebie, koleżankę spotkało parę niezwykłych sytuacji, które były związane z tym zmarłym teściem, niemalże tak, jakby on tam skądś sam ingerował w te sprawy.
Znam
To terasz odsuń się od ekranu i zmruż oczy.
Widzisz buzię w tym tęczu?