Wpis z mikrobloga

210 104 + 42 + 38 = 210 184

Czasem tak bywa, że coś się psuje,
Czasem tak bywa, że człowiek chce to naprawić,
Czasem tak bywa, że walczy z tym i nie wychodzi,
Czasem tak bywa, że potrzebuje pomocy,
Czasem tak bywa, że ma ochotę rzucić czymś o ścianę,
Czasem tak bywa, że odpuszcza i idzie przemyśleć,
Czasem tak bywa, że doczytuje i podejmuje drugi raz działanie,
Czasem tak bywa, że to naprawi mimo wcześniejszych porażek.

Wczoraj był międzynarodowy dzień dojazdu do pracy rowerem, dojeżdżałem po próbie naprawienia hamulca hydraulicznego w rowerze. Ocierał cały czas, denerwowało ucho ale wzmacniało kondycyjnie, trudności wzmacniają. W czwartek na wieczór próbowałem usunąć usterkę, spędziłem z dwie trzy godziny na walce z tym. A wczoraj ledwo co dojeżdżałem do roboty, trach. Kawałek metalowej rozpinki klocków hamulcowych się wygiął, szybki demontaż. Po powrocie gruntowne porządki i udałem się na spotkanie nałogowców, poprosiłem o pomoc. Majster, podszedł, nie chciał uwierzyć na początek że to hydrauliczne hamulce w rowerze. Jak to powiedział ja robię takie, że jeden waży 26 kilo.. Zobaczył, dopiero przewód hamulcowy to zrozumiał, że mam rację. Raz mocniej lewy się wysuwa, raz prawy, zrobiło się szybko ciemno. Zagadka trwała, z powodu słabego oświetlania na ośrodku poszedłem spać. Jeszcze poczytać o tym hamulcu, obejrzałem filmiki z platformy ogólnoświatowej. Rano jeszcze zadzwonił, myj denaturatem te zaciski eee raczej chyba tulejki. 

Ja i tak, srebna strzała i odjazd do Kielc, w poszukiwaniu nowych klocków i płynu do nich. Mój mtb, dopompowałem koła, hamulce szczękowe dobrze ustawione no i nie ma jakiś błotników itp. Lubię dlatego czasem nią pojechać i cel na serwis. Po drodze zajeżdżam do ciucholandu, kupiłem koszulkę rowerową, fajnie bo ma z tyłu kieszenie. Przydatna rzecz, już druga z tego ciucholandu i druga w ogóle. Spojrzałem jeszcze spodnie krótkie z pampersem na szelkach od razu w koszyk i do kasy całe 30pln wydałem. Szkoda że napisy niemieckie mają, ale cena robi swoje. Wyruszyłem na sklep z częściami, srebrna strzała pomknęła jak szalona. Bzium, bzium, między autami w korku, fajnie zwrotna jest i nie martwię się pedałami spd. Na serwisie, też polecił posmarować tulejki zacisków spirytusem, powrót tą samą drogą.

Po dojechaniu, czarny mustak na stojak, od razu ściągam koło. Wduszenie hamulca, czyszczenie, przytrzymywanie drugiej tulejki, czyszczenie pędzlem od farbek. Raz mocniej wychodzi ta raz druga. Zaczeło mnie zalewać, czasem myśli złapać za ramę i o mur. Pewnie bym tak zrobił w moim starym życiu będąc po denaturacie, ale teraz ze spokojem. Pomyślałem szukaj równowagi, by razem jednocześnie wychodziły, pobawiłem się z godzinę, dychając przez noc wypuszczając ustami powietrze. Powtarzając, że szczękowymi też miałem takie problemy o i te rozpracujesz. Udało się, drobnymi kroczkami i zwycięstwo poczułem, założyłem koło . No nawet po zaprzestaniu kręcenia się wokół osi, robi obrót o kilka stopni w drugą stronę. Poczułem satysfakcję, dumę, że dałem radę to naprawić. Dobiłem koła powietrzem, ustawiłem się z nowym znajomym na mieście. Szybki dojazd, pogadaliśmy trochę o życiu naszym. Zobaczył moje buty, buciory spd, klejone butaprenem, obdarte, dziurawe. Ale moje i na razie wolę zęby dwa zrobić, zawsze je jeszcze trochę podkleić będę mógł. Zaproponował mi swoje, jak moja noga wejdzie w nie. Jakieś pięcioletnie, nie za świeże, ale podobno bardzo dobry stan. Tak gadaliśmy dobre dziesięć minut, nagle mustaczek zbuntował się. Strzelił, jak ja po pierwszej dawce substancji psychoaktywnych . Zrobił bum i pstttt... zeszło powietrze, akurat kolega miał odjeżdżać, pomógł jeszcze wymienić dętkę i każdy w swoją stronę. Ja na ośrodek, się udałem. Do szafki, złapałem dętkę, coś zjadłem i dalej, zapomniałem licznika włączyć.. cóż kilometrów nie dobije i tak bardziej dla siebie jeżdżę niż dla cyferek, chyba bo jednak lubię jechać ponad 300km...Udałem się jeszcze na kółko, pędziłem wyjazd z podporządkowanej, patrzę szosówka, oj gonię. Włączyło mi się współzawodnictwo... Goniłem go, kilka kilometrów udało się wyminąłem, dzień dobry powiedziałem z dumą. Cóż, chyba się zdenerwował, że gościu z koszem z tyłu i na oponach 40tkach, wymija go. Dał w palnik, całe szczęście nie w moją głowę, nie alkoholu siebie, a na swoje nogi. Odstawił mnie, na początku obtłumaczyłem sobie oponami swoimi, ale stwierdziłem to nie rower ma do powiedzenia a kierowca jego. Zaraz podjazd pod zamek, zjazd i dom.

Pozdrawiam

#rowerowyrownik #orlenbikechallenge

Skrypt | Statystyki
  • Odpowiedz