Wpis z mikrobloga

#carnivore

tldr Zawaliłlam kompletnie w najważniejszym momencie mojego testu, przez zero-jedynkową mentalność.

Chciałam zrobić apdejt karniworski. Przed świętami alergia uderzyła z pełną mocą, po miesiącach ciszy miałam trzy dni istnej męki, świąd twarzy, katar, kaszel, kichanie po 10 razy pod rząd. Interpretacja nasuwa się jedna - dieta nie ma jednak nic wspólnego z alergią wziewną. Natomiast popełniłam szereg błędów - po pierwsze przy gotowaniu dzień przed uderzeniem podjadałam - minimalnie, typu kawałek ciasta, które zrobiłam, wielkości paznokcia, ale kto wie - może to miało wpływ na to że rano zaczęłam kichać jadąc na śniadanie wielkanocne, może zjadłam więcej niż mi się wydawało...? Natomiast psychicznie dobiło mnie to do tego stopnia, że na śniadaniu wielkanocnym #!$%@?łam jak nienormalna, jakby jutra nie było, weszło wszystko i było to na tyle głupie, że potem spanikowałam, że dostanę śpiączki ketonowej, bo coś mi się obiło o uszy, ale nigdy jakoś nie zainteresowałam się tematem, więc w sumie nie wiem jaka jest na to szansa i jak to do końca działa. Koniec końców nie miałam żadnych skutków ubocznych, poza alergią i poczuciem winy, bo już po zorientowałam się, że to był właśnie idealny czas do testów, być może nie męczyłabym się aż tak, gdybym sobie zrobiła głodówkę, albo chociaż trzymała się diety. Natomiast że gotowałam do późna, spałam tylko z 5 godzin, to ciało bezapelacyjnie domagało się węgli.

Rozpusta trwała ze dwa dni, chociaż jeszcze jakiś tydzień potem z raz dziennie weszło coś nielegalnego, typu jajecznica z kromką chleba lub też porzucony przez dziecia naleśnik, którego było mi szkoda. Jako osoba, której wpojono szacunek do jedzenia, ta dieta jest o tyle trudna, że jak zrobię dzieciom coś pysznego, ale akurat nie zatrybi, to trzeba wywalać, nie mogę już być śmietnikiem i serce mi pęka, to mnie łamie najczęściej...
Tak czy inaczej - na pewno ten okres (ze dwa miesiące, ale z przerwami) w którym dość dobrze trzymałam dietę był za krótki, żeby zauważyć zmiany, jednak chcę jeszcze sprawdzić czy ścisła dieta przez trzy miesiące coś zmieni, ze względu na to, że dokarmiałam zaburzoną florę jelitową węglami w międzyczasie.

Zauważyłam na pewno - że jeśli zjem coś nielegalnego jednego dnia, nie ważne w jakiej ilości - następnego dnia mam wyraźne objawy, natomiast sama dieta mięsna nie eliminuje całkowicie alergii. Jest to o tyle trudne, że samo pylenie jest fluktuacyjne i ja jestem fluktuacyjna, tzn. przez cykl, a także przez prywatne emocjonalne zawirowania w niektóre dni dużo ciężej mi trzymać dietę. Pozwalałam też sobie na jaja i niestety mogę być na nie również uczulona.

Kolejny test w maju, chociaż co roku najgorszy jest jednak kwiecień. Obawiam się, że będę musiała pociągnąć do przyszłego roku. Jestem załamana jak niewielką posiadam dyscyplinę. Będę nad tym pracować. Natomiast tych prób nie żałuję, bo przynajmniej mocno schudłam i nauczyłam się, że zachcianki nie trwają wiecznie, że mogę racjonalnie nakarmić ciało czymś zdrowym i ciało przestanie wołać i mnie nękać. Ja naprawdę kiedyś marzyłam tygodniami o jedzeniu, wzdychałam do piekarnianych witryn, co doprowadzało mnie do szału, nie mogłam się pozbyć tych myśli z głowy. Znudzony facet myśli podobno o seksie - ja o pitcy, ptysiach z kremem, o soku z mango, o świeżej bułeczce z serem żółtym i masłem 82% tłuszczu, albo z rukolą, serem Gorgonzola i żurawiną. A propos, zwiększone libido, które tak mnie koszmarnie męczyło pierwszy miesiąc diety teraz z jakiegoś powodu wróciło całkowicie do normy, może pierwsza reakcja organizmu po ograniczeniu insuliny, to zwiększenie hormonów płciowych dla zachowania równowagi hormonów katabolicznych i anabolicznych, ale teraz jak już zobaczył, że wysoka insulina już nie wróci to uspokoił też hormony płciowe...? Do przemyślenia.

Dalej tylko vent w tematach #damskiprzegryw #logikarozowychpaskow
No więc chudłam i zbudziła się moja atencjuszka wewnętrzna, ale morda ta sama, wciąż niereprezentacyjna, skóra mi wisi na brzuchu i wgl, z resztą nie lubię robić sobie zdjęć, nie lubię czuć się obserwowana, więc te dwa sprzeczne uczucia kołtunią się we mnie i doprowadzają mnie do szału, jak mówi klasyk - raz gruby zawsze gruby. Jak byłam młoda i gruba, to nie miałam motywacji do zmian, bo mi się wydawało, że skórę i tak mam taką jaką mam, mam brodę i w ogóle kształt ryja jakbym była jakąś oświęcimską ofiarą, stopy jak u krasnoluda, cycki oklapłe, a jedzenie to jedyna moja życiowa przyjemność.

A jednak dziewczyny - wyglądam mimo wszystko dużo lepiej niż za czasów grubości. Ogólnie polecam, 10/10, zwłaszcza mnie jara jak uda nie ocierają mi się o siebie nawzajem i jest to po prostu fizycznie przyjemne jak sobie tak chodzę bez wysiłku i bez irytacji nim. Czuję, że panuję nad swoim ciałem. No w ogóle myślę, że warto i szkoda, że nie schudłam wcześniej, bo człowiek czuje się lepiej. Śmieszne, że podobam się sama sobie, gdzie jak miałam 2x lat, nienawidziłam siebie i z pewnością wyglądam gorzej niż kiedyś.
  • 2
  • Odpowiedz