Wpis z mikrobloga

@szyderczy_szczur: Nic nie dostawali. Po pierwsze trzeba było mieć pewną informację w którym sklepie będą i o której. Dotrzeć tam grubo przed czasem dostawy/otwarcia sklepu. Stanąć w kolejce i odstać swoje. Patrzeć na ręce sprzedawczyni/wagowej żeby cię nie oszwabiła na wadze i przypadkiem zgniecionych albo spleśniałych nie nałożyła do torebki. Nie było lekko z pomarańczami, a dostawy były tylko raz w roku.
@misiafaraona: Mało tego, jak już taka pomarańczę obrano i zjedzono to skórka miała dwie drogi. Pierwsza, łatwiejsza, lądowała na piecu bądź kaloryferze, zależy co kto miał w mieszkaniu, i schła na wiór. Potem ścierana na tarce dawała zapach do ciasta. Druga, trudniejsza, była krojona w drobną kostkę i zasypywana cukrem obficie. Odstawiona w ciepłe miejsce w okolicach pieca lub kaloryfera, kandyzowała się. Również w późniejszym czasie dodawana była do ciast.