Wpis z mikrobloga

Pani Esmeralda Krupnik prowadziła rodzinny, szacowny interes, znaczy się punkt zaopatrzenia ludności okolicznej w warzywa i owoce. Była to w istocie buda z płyty pilśniowej pomalowanej na wściekle zielony kolor, skrzynki z towarem zajmowały też kawałek chodnika przed owym pałacem warzywnym. Podchodziła do tego nawet z pewną starannością, nie sprzedawała na kredyt, miała zaopatrzeniowca w postaci sąsiada dysponującego własnem samochodem, który jeździł na targ po towar. W pracy pomagała jej córka, Eleonora. Córka była przeciwieństwem matki, o ile pani Esmeralda przy wzroście metr sześćdziesiąt dysponowała 140 kilogramami cielesności, to Eleonora przy wzroście ponad metr siedemdziesiąt tych kilogramów miała 45. Podział pracy między matkę i córkę był taki, że matka siedziała przy kasie i przyjmowała pieniądze od klientów, córka zaś pakowała i podawała towar. W wolnej chwili od klientów pani Esmeralda zajmowała się konsumpcją prowiantu przyniesionego z domu, a to dobrze wypieczona golonka, a to pyzy, a to miska pierogów. Owego dnia akurat przyniosła golonkę i do tego 5 kajzerek, bo jak się prowadzi taki punkt, to trzeba odżywiać się odpowiednio.
Towar wbrew twierdzeniom pani Esmeraldy nie był, aż taki prima sort. Jednak sprzedawał się. Do większego sklepu było daleko więc emerytki i rencistki odwiedzały ów przybytek marchwi i śliwek. Czasami zdarzył się i zabłąkany klient przypadkowy. Takim klientem, w dodatku jak się okaże pechowym był tego dnia pan Remigiusz Zając, z zawodu rycerz kielni i młota. Stałe klientki wiedziały, że nie należy krytykować towaru pani Esmeraldy, ponieważ dysponowała ona głosem równie dostojnym co jej postura. Dodatkowo dysponowała bogatym słownictwem na określenie wybrednego klienta. Pan Zając jednak o tym nie wiedział. Przebierał warzywa, wyszukując indegriencje do zupy. Jednakże żaden z zestawów włoszczyzny nie wydał się odpowiedni, marchewka także wyglądała na zwiędłą, no w każdem razie na taką, której czas świetności przeminął. Nie omieszkał więc poinformować właścicielki warzywniaka, że ciężko coś wybrać, co by miało wygląd na tyle reprezentatywny by być godnym zagoszczenia w garnku pana Remigiusza. Na odpowiedź pani Esmeraldy nie trzeba było długo czekać, była głośna na tyle, że zagłuszyła nawet przejeżdżający obok samochód z zepsutym tłumikiem.
- Znalazł się wybredny mastier szief, spodnie jak z lumpeksu, a konesera odstawia. Jak się nie podoba to niech idzie w cholerę, a nie obraża porządny interes z tradycjami.
Pan Remigiusz jednak nie na jednej budowie cegły kładł, więc nie speszony odparł – Gdyby te warzywa miały taki wygląd jak właścicielka to byłoby dobrze, a są zwiędłe jak pomocnica, znalazła się prezesowa pilśniowej budy, co odgrywa hrabinię z melodramatu dla kuchty. Pan Zając jako murarz był też uczulony na wszelkie budowle, które nie były porządnie murowane.
Właścicielkę aż zamurowało, nikt jeszcze nie odważył się do niej tak odezwać. Podkręciła więc regulację głosu na całość, co spowodowało, że słychać było ją nawet ulicę dalej.
- Ty nygusie obszarpany, kalarepy od buraka nie odróżniasz, a będziesz się wymądrzał, ryj jak konia, a krytykuje innych. Dalszych słów pani Esmeraldy nie można zacytować ze względu na paragrafy dotyczące moralności publicznej. Poderwała nagle swoje 140 kilogramów dostojności, chwyciła dość okazałą białą rzepę i przeprowadziła zamach na nos pana Remigiusza. Zamach był na tyle silny, że rzepa się złamała. Pan Remigiusz postanowił nie być długo dłużny i chwyconym pęczkiem wspomnianej wcześnie kalarepy zamalował w facjatę właścicielkę interesu. Jako, że dysponował tężyzną fizyczną dość pokaźną efekt był zaskakujący, pani Esmeralda przetoczyła się i wpadła głową do beczki z kiszonymi ogórkami. Widząc taki obrót sprawy w córce zawrzała krew, była absolwentką szkoły fryzjerskiej, więc obraza mamusi i misternie ułożonych włosów spowodowała chęć odwetu. Jednak widząc przewagę fizyczną przeciwnika postanowiła skorzystać z asortymentu konfesjonowanego, trafiło na słoik buraczków z firmy Grządek i Syn. Uderzyła niczym komandos od tyłu, złość dodała siły. Szkło słoika rozprysnęło się, dodatkowo buraczki ozdobiły wszystko dookoła plamami. Pan Remigiusz zachwiał się na nogach, stał oszołomiony. Pani Esmeralda wydobyła głowę z beczki, jej włosy zdobiły koper z ogórków, sok zaś rozmył starannie umalowane oczy. Widząc, że klient chwilowo nie może przeprowadzić skutecznego ataku chwyciła pokaźną dynię i nasadziła na głowę przeciwnika. Pan Remigiusz aż usiadł osłabiony jeszcze poprzednim atakiem buraczkami rozgniatając towar importowany w postaci pojemników z winogronami Popełniła jednak błąd, ponieważ sięgnęła po spory kabaczek i uderzyła znów pana Zająca. Dynia zadziałała niczym średniowieczny hełm i osłabiła uderzenie, zaś rozbicie dyni spowodowały, że rozeźlony klient odzyskał wgląd na sytuację. Jednym ogórkiem posłał córkę na równie brzoskwinie czyniąc dalsze straty w towarze importowanym. Potem garścią pomidorów udekorował twarz właścicielki. Eleonora postanowiła zadawać ciosy z bezpiecznej odległości, chwyciła więc ananasa i próbowała trafić, ale chybiła szpetnie i trafiła akurat w nadbiegającego policjanta. Pani Esmeralda nie widząc przez sok pomidorowy władzy podejmującej interwencję zamachnęła się znów kabaczkiem, ale trafiła w oko policjanta, wzbogacając asortyment o pokaźną śliwkę.
Drugi policjant z patrolu jednak pozwolił opanować sytuację i obsługa sklepu jak i krewki klient trafili na komisariat gdzie mogli ochłonąć.
Sąd był bardziej wyrozumiały dla pana Remigiusza, no cóż, wśród sędziów też są weganie, skazał go na miesiąc aresztu w zawieszeniu, zaś właścicielka z córką otrzymały po 3 miesiące aresztu i grzywnę.

#heheszki #opowiadanie #humoreska
  • Odpowiedz