Wpis z mikrobloga

Przynajmniej mecz był ciekawy do oglądania. Przynajmniej tym sezonie aż takiej przewagi jak w pierwszej połowie jeszcze nie było. Przynajmniej bez porażki. Echhh…

Już tydzień temu przerabialiśmy dobry mecz Legii, który mimo to nie zakończył się nawet remisem. Teraz ten remis jest, ale trudno go docenić. Mój nastrój jest zupełnie inny niż po meczu z Górnikiem, kiedy jeden punkt był zyskiem wyrwanym po słabym meczu. Tu niby wszystko układało się dobrze, a na koniec nie ma zadowolonych po tym meczu, oczywiście poza pozostałymi drużynami w lidze. A jeśli ktoś z tej dwójki, która grała, to prędzej Pogoń niż Legia.

I jakoś cała ta sytuacja nie jest dla mnie pocieszeniem. Co z tego, że Legia znowu zagrała dobrze, i to nawet jeszcze lepiej niż ostatnio. Przeważała z zespołem, który też znajduje się w czołówce, a przecież takie mecze na ogół nam nie szły. Efekt znowu jest o wiele słabszy niż powinien być. Teraz liczymy stracone punkty, ale wcześniej to my wygrywaliśmy te mecze, które niespecjalnie się pod to układały. Może teraz to się wyrównuje. W każdym razie po upływie tego tygodnia towarzyszą mi mieszane uczucia. Porażka, zwycięstwo i remis – niby ok, ale i jest niedosyt. Dobrze, że zwycięstwo akurat w tym meczu, gdzie ewentualna wpadka byłaby już nie odrobienia, ale i tylko jeden punkt na sześć w lidze.

W ostatnim czasie trener i zawodnicy wypracowali sposób gry, który zdecydowanie lepiej się ogląda. W meczach z niezłymi zespołami nie musieliśmy błagać o litość, tylko w najgorszym razie graliśmy jak równy z równym, a często przeważaliśmy. Kolejny raz w wysokim pressingu została wykonana dobra robota i znowu był konkretny efekt, który potwierdza, że warto w to iść dalej. Nie będzie odkrywcze stwierdzenie, że największy obecnie problem Legii to skuteczność. Mecz pucharowy nie odblokował napastników na tyle, żeby teraz szło całkowicie z górki. Najlepszym strzelcem jest lewy wahadłowy, a najlepszy zawodnik, mimo że teraz przesunięty bliżej bramki rywala, nie jest w stanie zrobić wszystkiego sam. Dziś, jak rzadko kiedy w tym sezonie, widać było kontrast między Josue a resztą. Czasami on daje takie piłki, że nie da się już tego zepsuć, ale czasami jednak się da. Nawet jeżeli tym razem miał niezłe wsparcie w środku pola, bo Slisz i Kapustka pracowali na bardzo ciężko na to, aby on miał łatwiej, to jednak zabrakło tego, aby strzelić więcej goli i ten mecz sobie ułożyć.

Carlitos od pewnego czasu gra słabo, ale ostatnio były pewne przebłyski. Asysta do Kramera w pucharze i teraz odbiór przy akcji bramkowej to były niezłe sygnały. Po efekcie widać, jak bardzo nietrafiony był pomysł z oddaniem mu rzutu karnego. Być może panowało przekonanie z tyłu głowy, że nawet jak się nie uda, to w drugiej połowie będą następne okazje, albo że po prostu uda się utrzymać to 1-0. W każdym razie przy jeszcze bardziej stykowym wyniku pewnie Josue by tego nie oddawał. Trudno o lepszą definicję skomplikowania sobie sprawy na własne życzenie, choć oczywiście nie wiadomo, co by było gdyby i tak dalej.

O ile Pogoń zaczęła lepiej drugą połowę, o tyle stracony gol to też zbieg nieszczęśliwych wypadków. Z niegroźnej sytuacji był rzut rożny tylko dlatego, że Tobiasz pechowo nie dał rady schować rąk przed piłką. Normalnie też nikt by się tym nie przejmował, ale akurat teraz musiało się zdarzyć, że straciliśmy gola po stałym fragmencie, co do tej pory miało miejsce bardzo rzadko. Potem mecz się wyrównał i Pogoń była groźna po kontrach, ale my też. W tej fazie bardzo zabrakło lepszego wykorzystania przestrzeni, która się stworzyła. Sytuacje były, ale nie aż tak klarowne, jak mogłyby być. Nieatakowani zawodnicy podejmowali bardzo złe decyzje lub kopali piłkę byle gdzie. Mnie najbardziej szkoda sytuacji, której w skrótach raczej nie będzie, kiedy Muci szukał prostopadłym podaniem Josue, tam była otwarta cała prawa część boiska, ale piłkę zdążył przejąć bramkarz. Może Josue, gdyby dostał odpowiednie podanie, byłby w stanie coś z tym zrobić, bo cała reszta w podobnych sytuacjach po prostu głupiała. Mimo że mecz ogólnie był dobry, kontrast między pierwszą a drugą połową był widoczny. Za pierwszą należą się bardzo wysokie oceny, jednak w drugiej Legia nie była już w stanie nawiązać do tego poziomu. Nie da się grać na idealnie równym poziomie przez cały mecz, są różne fazy, bo nawet w pierwszej połowie było kilka minut lepszych w wykonaniu Pogoni. Dlatego tym bardziej widać, że pierwsza połowa nie była optymalnie wykorzystana, bo przez to Legia nie mogła sobie pozwolić na słabszy moment w drugiej. A gdy to już się stało, odbiło się na wyniku.

Rezerwowi nie pomogli. Z jednej strony zmiany były konieczne przy tym wyniku, ale i widać było spadek jakości, nawet jeśli ci, którzy zostali zmienieni, nie należeli do najlepszych w zespole. To o tyle przykre, że od Muciego, Kramera czy Augustyniaka możemy już czegoś wymagać. Tylko Baku powoli wydaje się stawać przypadkiem nie do uratowania, ale i tak zawiodła cała czwórka. Nie żeby byli głównymi winnymi, ale nie ukrywam, że ich postawa była co najmniej irytująca.

Patrząc trochę szerzej, musimy teraz wykorzystać to, że zespół zaczął grać lepiej i nie ma za bardzo kontuzji ani kartek. Gramy najlepszym możliwym składem, co jest bardzo istotne, bo większość rezerwowych wyraźnie odstaje. Teraz nie bardzo mamy margines błędu do końca roku, bo nawet każdy remis może poważnie komplikować sytuację. To oznacza, że trzeba wygrać np. w Białymstoku, gdzie nie udało się nam to od lat. W dodatku te mecze, jak rzadko które, potrafią zabić jakikolwiek entuzjazm w graniu i oglądaniu. Te mecze, które mieliśmy teraz, mogły nas napędzić i nie do końca wiadomo, czy to się stało. Ja zaś obawiam się, czy w Białymstoku się nie zatrzymamy, bo złapać tam rozpęd będzie niezwykle trudno. Nawet co do końcówki rundy nie mam teraz pewności, że się uda, bo niby powinno (dwa razy Lechia i potem Śląsk), ale można mieć wątpliwości, czy ten zespół wróci do regularnego punktowania. Na razie ostatnie punkty stracił zdecydowanie za łatwo.

Normalnie ten poziom punktowania Legii nie byłby taki zły, ale w obliczu tego, co robi Raków, każda wpadka kosztuje. Oni też miewają sporo meczów, które po prostu przepychają 1-0, ale na koniec nie ma to znaczenia. Dziś tak naprawdę też nie ma znaczenia, czy Legia pokonała np. Stal albo Radomiaka szczęśliwie, czy nie. Kilka tygodni po tamtych meczach zespół na boisku wygląda już o wiele lepiej, a punkty z tamtych meczów pozostały. Teraz potrzebne będzie najtrudniejsze, czyli połączenie dobrej gry z wygrywaniem. W dylemacie gra vs punkty zawsze wybiorę punkty, ale chyba przydałoby się teraz trochę konsekwencji. Skoro udało się znaleźć ustawienie i styl, który w miarę nieźle wygląda, to warto to kontynuować, byle tylko tak, żeby wreszcie dało to punkty w lidze.

#kimbalegia #legia
  • 2
W ostatnim czasie trener i zawodnicy wypracowali sposób gry, który zdecydowanie lepiej się ogląda. W meczach z niezłymi zespołami nie musieliśmy błagać o litość, tylko w najgorszym razie graliśmy jak równy z równym, a często przeważaliśmy.


@Kimbaloula: wiesz, mecz z Lechem nie był tak dawno, a był wyjątkowo słaby....Ta teza wydaje mi się, że jest na wyrost.
A wysoki presing z pierwszej połowy to był absolutny TOP.