Wpis z mikrobloga

Jestem głęboko przekonany, że po ostatnim miesiącu wysunąłem się na prowadzenie pod względem liczby odtworzeń legendarnej, syntezatorowej, więziennej produkcji Vikernesa pt. „Dauði Baldrs” – jeśli nie na świecie, to z pewnością w Polsce. Nie wiem, czy nie powinienem się już martwić o swoje zdrowie psychiczne. Co gorsza, mimo tej horrendalnej liczby odtworzeń dalej nie kojarzę trzech czwartych tego albumu, jedyne, co bowiem zapisało się w moim umyśle, i to już za pierwszym razem, to początkowy, ośmiominutowy utwór, zatytułowany tak jak całe dzieło. „Dauði Baldrs” świetnie wprowadza w album złowieszczymi trąbkami i bębnami (fejkowymi oczywiście), które wyobraźnia zestawia z okładką albumu, tak że przed oczyma staje zaraz obraz knowań jakiegoś truciciela na dworze królewskim (choć Vikernes konceptualnie sięgał tu do mitologii nordyckiej, a nie stricte średniowiecznej, z którą nie do końca mu po drodze) – mieści się w tym cały swoiście obskurancki prymitywizm, za który wielu, w tym ja, lubi #dungeonsynth i który równie dobrze mógłby stanowić ścieżkę dźwiękowej retro cRPG. Ale potem jest już o wiele nudniej, kolejne utwory nie wytrzymują repetytywnej formuły. Dziwny to albumik, jedyny taki w ramach projektu Burzum, bo reszta to jednak albo BM, albo atmosferiki, albo dark ambienty, a i chyba jakiś folk metal jest – według wielu „Dauði Baldrs” to największa muzyczna aberracja, z jaką mieli do czynienia, a ludziom od jej słuchania powinny więdnąć uszy, ja jednak przez ten pierwszy utwór mam do niego sporo sympatii, i jak już zacznę słuchać, to zwykle jestem w stanie dotrwać do końca.

#vargvikernes #burzum #darkambient #muzyka #muzykaelektroniczna #muzyczneimpresje
podsloncemszatana - Jestem głęboko przekonany, że po ostatnim miesiącu wysunąłem się ...
  • 3
@pod_sloncem_szatana: na swój sposób jest to bdb album. O ile praktycznie nieistniejąca produkcja i brzmienie niektórych instrumentów faktycznie przyprawiają o ból zębów, to myślę, że jest to jedna z fajniejszych rzeczy od Krystiana. Niezaprzeczalnie jeden z głównych wzorców gatunku, bo jest tu wszystko, co definiuje dungeon synth: lapidarność formy, transowość, budowanie albumu wokół konceptu, czy – i to ważne – spartańskie warunki powstawania. Obserwując scenę ds-ową da się zauważyć wielu twórców,
@psychodeliczny_jezus: Jedyne, co wydało mi się niedeesowe, to narzucający się przez melodię, szczególnie z pierwszego utworu, średniowieczny kontekst, który mimo wszystko wydobywa bardziej na powierzchnię to, co jak sama nazwa wskazuje, powinno być właśnie w piwnicy czy innej krypcie, zresztą zgodnie z jedną z tych znanych definicji gatunku: Dungeon synth is the sound of the ancient crypt. The breath of the tomb, that can only be properly conveyed in music that
podsloncemszatana - @psychodelicznyjezus: Jedyne, co wydało mi się niedeesowe, to nar...