Wpis z mikrobloga

Trip report po pierwszej przygodzie z DMT

Ostatnio opisywałem swoje doświadczenie po 4 karmelkach THC (tutaj) a pod tym wpisem obiecałem, że zrelacjonuję swoją przygodę z DMT. Wołam zainteresowanych.

Pomimo dosyć bogatych i licznych doświadczeń z innymi klasycznymi psychodelikami takimi jak LSD czy grzyby w dużych ilościach sporo czasu zajęło mi przełamanie się i spróbowanie DMT. Częściowo było to związane z trudną dostępnością tego środka a częściowo wynikało z obaw związanych ze stopniem intensywności doznań i często wspominanym przez innych podróżników całkowite utracenie kontaktu z rzeczywistością.

Ostatecznie do spalenia DMT przekonał mnie znajomy, który ma bardzo dużo doświadczenie z tą substancją i kilkadziesiąt tripów za sobą. Stwierdził, że wysokie dawki grzybów prowadzą w podobne rejony świadomości i jeśli brałem spore ilości łysiczki to nie powinienem czuć strachu przed spróbowaniem i tego środka.

DMT, któro otrzymałem było w formie ciemnożółtego proszku. Znajomy, który miał pełnić rolę tripsittera odmierzył na wadze 50mg i wsypał do waporyzera. Poinstruował mnie jak to palić po czym przekazał w moje ręce.

Przy pierwszy podejściu serce mi wariowało a ręce się trzęsły, ale starałem się zgodnie z jego radą wciągać jak najwięcej i jak najdłużej trzymać dym w płucach. Prawdopodobnie przez zbyt długie podgrzewanie dym był mega ostry i trudny do opanowania, jednak udało mi się ściągnąć 2 solidne buchy jeden po drugim, które trzymałem po ~20 sekund w płucach. W tym momencie poczułem się już "zabierany" i wszystko zdawało się zlewać w całość, ciężko było o zabranie trzeciego bucha mimo, że słyszałem jakby w oddali słowa znajomego, którzy dopingował mnie słowami "DRZYJ, DAJESZ DAJESZ JESZCZE JEDEN" xD Pomimo chęci nie udało się trzeciego, ale patrząc wstecz po tym co działo się dalej chyba nie było takiej potrzeby.

Po przekazaniu waporyzera w ręce kumpla, zgodnie z jego radą, położyłem się na łóżku i zamknąłem oczy. Szybko w mojej głowie zaczęła robić się pustka i wrażenie niesamowitej przestrzeni. W uszach słyszałem wysoki, wibrujący dźwięk, który sprawiał wrażenie zapętlonego a każde kolejnego jego odtworzenie zabierało mnie w głąb samego siebie i intensyfikowało chwilę obecną z niesamowitą mocą.

W nowo utworzonej przestrzeni zaczęły się mienić różne kolory, miałem wrażenie przemieszczania się tunelem i bycia wystrzeliwanym w #!$%@? na zawsze. Czułem jak zanika moje ego, ale nauczony wcześniejszymi doświadczenia nie trzymałem się go kurczowo i dałem DMT robić swoje. W pewnym momencie cały strach, który mi do tej pory towarzyszył zanikł całkowicie razem z resztą mojej osobowości a w to miejsce pojawiło się uczucie niesamowicie przyjemnych ciepłych wibracji w całym ciele. Myślałem, że to już peak doznań jednak byłem w błędzie.

Wibracje w moim ciele stale narastały a z czasem otaczająca mnie rzeczywistość także zaczęła wibrować i falować a "ja" wpadłem w jednakowe frekwencje xD W tym momencie zlałem się z resztą otaczającego świata i przestałem istnieć jako odrębny byt. Granice pomiędzy mną a czymś innym zostały całkowicie wymazane.

Odczucia te ciężko opisać w słowach, które im umniejszają. Wrażeni wzrokowe pod zamkniętymi powiekami były niesamowite, widziałem kolory, których wcześneij nie mogłem sobie wyobrazić, wszystko miało ultra podkręconą jakość i kontrast, 8k. Zdawałem się przemieszczać po hiperprzestrzeni #!$%@?ącej jak kalejdoskop połączony z karuzelą i wędrowałem po różnych światach, w których nie czułem się jak gość tylko jako ich mieszkaniec, który wraca do siebie i jest tam zawsze mile widziany i ciepło przyjęty.

W momencie gdy zaniknęła moja osobowość i byłem w trakcie "falowania" stałem się częścią tego co obserwuje a samo zjawisko obserwowania i podziału zaniknęło, zostało tylko "bycie". Pojęcie czasu, miejsca i tym podobnych w tym momencie nie istniało, byłem dosłownie #!$%@? na atomy i nie miałem ku temu nic przeciwko.

Stan taki utrzymywał się realnie może 10 minut, jednak w moim odczuciu trwał od znacznie dłużej a chętnie pozostałbym w nim jeszcze trochę.

Wracając do rzeczywistości czułem się przepełniony spokojem, miłością i wewnętrzną akceptacją na poziomie jakiego nie doświadczyłem nigdy wcześniej ani na trzeźwo ani po innych psychodelikach.

Znajomy doradził mi, żebym wytarł sobie twarz i wtedy zorientowałem się, że w trakcie tripa płakałem ze szczęścia. Po zrelacjonowaniu podróży powiedział od razu "a nie mówiłem" ( ͡º ͜ʖ͡º)

Przez resztę dnia czułem się świetnie i miałem wrażenie, że wszystkie moje problemy to błachostki, które łatwo można rozwiązać, nabrałem też chęci aby powrócić do medytowania. Moim zdaniem jednak DMT to środek, który powinien być stosowany przez osoby posiadające jakieś doświadczenie z psychodelikami, bo odpuszczenie gdy zaczyna działać nie jest prostym zadaniem a myślę, że walka z taką "armatą" nie jest dobrym pomysłem xD Z drugiej strony strach jak i inne emocje czy myśli szybko znikają po zapaleniu a krótki czas trwania całej akcji sprawia, że nie jestem pewny czy takie LSD (w wysokich dawkach) nie jest trudniejsze do ogarnięcia.

W każdym razie to doświadczenie na długo zachowa się w mojej pamięci i gdy trochę zbiorę się do kupy to pewnie za jakiś czas je powtórzę ( ͡° ͜ʖ ͡°) W międzyczasie podejrzewam, że spróbuję coś innego więc jak ktoś jest zainteresowany to pod spodem zostawiam komentarz do plusowania i zawołam do następnego wpisu.

Poprzednie wpisy dla zainteresowanych poniżej:
- trip report po 10g łysiczki
- trip report po 400ug LSD
- trip report po 4 karmelkach THC

#narkotykizawszespoko #psychodeliki #podroze #tripreport #grzyby #dmt #lsd
grr193 - Trip report po pierwszej przygodzie z DMT

Ostatnio opisywałem swoje doświ...

źródło: comment_16235122445ohuAQ6M0OysSSxFbyERJt.jpg

Pobierz
  • 122