Wpis z mikrobloga

Ten niezapomniany uczuć, gdy po męczącej dwugodzinnej telekonferencji, prowadzący wygłosi wreszcie z utęsknieniem wyczekiwane zdanie: "zatem przedyskutowaliśmy chyba wszystkie tematy, możemy zakończyć spotkanie". Wszyscy zaczynają już ściągać słuchawki ze spoconych uszu, palce już dygocą nad myszą, by na moment włączyć mikrofon i wypowiedzieć sakramentalne "bye" (często wraz z "hello, anon speaking" na początku jedyny wkład w całe spotkanie), a potem WRESZCIE się rozłączyć. Póki co jednak pada grzecznościowa formułka: "chyba, że ktoś ma jeszcze jakieś pytania".

I tu, kur...a, wyskakuje jak filip z konopii jakiś pajac i obwieszcza, że jego nie było na początku, bo miał inne, bardzo ważne (a jakże) spotkanie, a bardzo chciałby wiedzieć.... I cała pieprzona dyskusja zaczyna się w zasadzie od nowa. Bo #!$%@? nie mógł dołączyć o czasie, a jeśli nawet z ważnych powodów się spóźnił, to spytać kogoś na boku, kurna mailem poprosić o update, to nieeeee, będziemy siedzieć pieprzoną godzinę dłużej wszyscy, bo tłuścioch #!$%@?, musi być "involved" i to tak, żeby nikt nie miał wątpliwości, że on jest tak bardzo involved, że bardziej się nie da.

#pracbaza #korposwiat #homeoffice #szlagmnietrafia
  • 2