Wpis z mikrobloga

No i zdałem. Jestem pilotem zawodowym. Posiadającym tajemną wiedzę, równym bogom awiatorem, patrzącym z góry na problemy zwykłych śmiertelników, otoczonym wianuszkiem fanek spijających z mych ust mrożące krew w żyłach lotnicze historie... bezrobotnym. ;)

Jak wyglądał egzamin? Dzień wcześniej zadzwoniłem do egzaminatora, żeby zapytać co mam przygotować, a on odpowiedział - lecimy do #lodz No to lecimy. Wieczorem przygotowałem trasę, wyrysowałem na mapach, złożyłem plan lotu, sprawdziłem Notamy (czyli takie informacje z lotnisk), żeby nie zrobić babola i nie polecieć na zamknięte lotnisko. Teraz w czasach #koronawirus to wcale nie jest takie oczywiste, bo są skrócone godziny pracy/remonty itd. Po prostu rzetelnie przygotowałem się do lotu, żeby dać sobie szanse.

No i okazało się, że dobrze zrobiłem, bo był to jeden z najbardziej wyczerpujących lotów w mojej krótkiej karierze.Egzaminator wsiadł do samolotu i powiedział - "Ty lecisz, ja się nie odzywam, będę tylko robił notatki". Wystartowałem, pożegnałem się z wieżą, przywitałem z Informacją, parametry lotu bardzo dobre, cały czas wiem gdzie jestem i dokąd lecę, mimo turbulencji utrzymuję zadaną wysokość. TOP OF THE GEJM. Człowiek urodzony po to, żeby latać.

No... Do Łodzi mieliśmy wlecieć przez punkt Xray- czyli węzeł drogowy w Strykowie. Największe skrzyżowanie w Polsce. Nie sposób przegapić. Czyżby? W pewnym momencie myśl - nie widzę tego węzła! a już powinienem. A egzaminator zerka mi przez ramię na mapę... kurde... czyżbym zgubił się na locie egzaminacyjnym pomiędzy Modlinem a Łodzią? To nieprawdopodobne. To jak zgubić się pomiędzy kuchnią a dużym pokojem. Totalny fail. Coś jak podtopić się na rozmowie o pracę na ratownika, albo zrobić duży serwis internetowy bez działających tagów

Na szczęście okazało się, że po prostu tego dnia widać zdecydowanie mniej niż zwykle i po po kilku minutach idealnie przed dziobem pokazał się Stryków. Stamtąd już bez problemów - Łódź, kontakt z wieżą, upewniają się że chcemy lądować (bo będzie za to faktura i 99% lotów robi tylko low-pass), krótka akcja, ładne lądowanie (takie, że aż popatrzyłem na egzaminatora, żeby upewnić się czy to widział... a on milczał) i wylot do Modlina.

Jakoś w połowie drogi powrotnej Egzaminator się odzywa i pyta mnie - a gdybyśmy chcieli teraz polecieć do takiej jednej radiolatarni to czy możemy? Rzucam okiem na mapę, nie ma po drodze stref, mówię "Możemy" - "No to lećmy", ustawiłem częstotliwość, dostroiłem radial i lecę po kresce. 15 mil przed polecenie powrotu na starą trasę. Podkręcona piłka, gdybym poleciał na krechę to władowałbym się w strefę Kampinosu. Trzeba omijać. Potem już w rejonie Modlina krótkie zadanie w strefie - czyli odpowiednik placu manewrowego na egzaminie na prawo jazdy. Ale tym razem w okularach ograniczających widoczność tylko do tablicy przyrządów. Głębokie zakręty, przeciągnięcia w konfiguracji gładkiej i do lądowania. Wszystko co tylko można sobie wymarzyć. Nie było idealnie, ale chyba zmieściłem się w widełkach.

Egzaminator robi jakąś notatkę, ja zauważam że już powoli zaczynam czuć się zmęczony - zbliżamy się do drugiej godziny lotu. Zazwyczaj nie było to problemem bo i po 6 godzin się latało, ale tutaj mówimy o pełnych dwóch godzinach totalnego skupienia, bez podziwiania widoczków i przerw na kanapkę. Zostaję "za samolotem" czyli zamiast przewidywać i kreować to co ma się wydarzyć to zaczynam reagować na wydarzenia które już mają miejsce. A tutaj jeszcze czekają trzy lądowania na ocenę. Pierwsze idzie jako-tako a nawet całkiem nieźle, drugie słabo a trzecie niby nawet nieźle, ale z przelotem.

Kołujemy pod hangar, wyłączenie. Egzaminator - jak zwykle bez słowa - idzie pisać papiery a ja nie wiem czy zdałem czy oblałem. Dostałem tonę papieru do skserowania, wszystko w czterech kopiach. Powstaje protokół. Zaliczony. Egzaminator omawia ze mną uwagi, które sobie zapisywał, a ja słyszę co drugie słowo czując jak schodzi ze mnie ciśnienie. Pewien etap został zakończony.

Fotka z Nowego Targu, ze szkolenia, bo na egzaminie jakoś nie było kiedy zrobić. #lotnictwo #odzeradoatpla
Pobierz popovonkox - No i zdałem. Jestem pilotem zawodowym. Posiadającym tajemną wiedzę, równ...
źródło: comment_1588915667ZiIUocQwmo7m9IkFL97d50.jpg
  • 160
@frontindy: ej. jak w ogole zaczac zabawe z takim lataniem na kakuterku jesli nie ma sie o tym zupelnie pojecia? w sensie, zeby nauczyc sie podstaw jakichs procedur czy nomenklatury?

tak w ogole, lotnictwo zawodowe to jest zajebiscie dziwna sprawa. chyba wielu ludzi do tego ciagnie a co najlepsze finansowa bariera wejscia jest nieosiagalna dla wielu ludzi a mimo to chetnych jest tak wielu i sporo ludzi idzie w ten 'biznes'.
@MirekWyznajeAnonimowo: Latanie samo w sobie jest przyjemne, więc nawet perspektywa robienia tego jako hobby mnie nie przeraża. Natomiast co do latania na komputerze to najlepiej zaopatrzyć się np. w X-Plane albo poczekać na Microsoft Flight Simulator 2020. A potem można wydać jeszcze jeden mały majątek na joysticki, panele, pedały itd.
@invictus-: @ochar: Pierwszy lot 27 października 2018.
@Malganis: Na pierwszą klasę musisz być zdrowy. W normalnym tego słowa
@Gon70: 1500, obojętnie czy koparka, kop-ład, spych czy walec. Jak robisz więcej na raz (bo można), to są zniżki.
A jak robisz z III/II klasy na I (czyli usuwasz sobie ograniczenia na DMC maszyny), to właściwie tylko egzamin, trochę ewentualnej papierologii, praktykę możesz w sumie odpuścić - byle zaznajomić się z wnętrzem sprzętu i tym, co za co odpowiada. I tyle. Jak ja zdawałem na III to ludzie zdający na I
. Tak po cichu liczę, że może by się kiedyś udało zrobić licencję na coś latającego, ale to melodia przyszłości i znacznie zasobniejszego portfela


@buczubuczu: szybowce to opcja budżetowa, za ~5000 zrobisz kurs podstawowy. Ew. jak coś z silnikiem to UACP za kilkanaście tys. i potem latasz na Pb95 :).

Myślisz że jest szansa zacząć kursy/uprawnienia w wieku 33 lat żeby liczyć na godziwą pracę ?


@Carlos_Irwin_Estevez: przed kryzysem tak.