Wpis z mikrobloga

Na wstępie przepraszam czytelników #seansniezwyczajny za ten wpis - będzie bardzo odmienny od poprzednich: złośliwy, prostacki, buracki, pełen jadu, chamstwa i wulgaryzmów. Stąd 18+. Myślałem, że w 2 dni uspokoję się i jakoś składnie i zwięźle podejdę do tematu, ale nie... za każdym razem, kiedy przypomina mi się 8 godzin tej #!$%@? męki, dosłownie mną telepie.

ALTERED CARBON - SEZON 2

tl;dr


SĄ SPOILERY!

Obejrzałem s2, ponieważ wiedziałem, że to #!$%@?ą. #!$%@? tak bardzo, że s1, który uważam za tragedię może wydawać się nie aż tak #!$%@?

Wszystko, dosłownie wszystko w s2 jest koszmarne. I nie piszę tutaj o porównaniu do książki (chociaż bez porównań się nie obejdzie) bo z papierowego oryginału 3. tomu "Zbudzone furie" - nota bene najsłabszego z trylogii - zostało naprawdę niewiele: szczątki fabuły, miejsce akcji i kilka bohaterów. Żeby było śmieszniej z tomu 2. zapożyczono kilka mniejszych detali, jak postacie, wojnę w tle i kilka innych szczegółów. Całość oczywiście uproszczono łopatą, a potem dla pewności walcem, potem dla jeszcze większej pewności przemysłowym kafarem do wbijania falochronów. Żeby wszystko było jasne.

Ok. To co zrobili z AC2? Telenowelę. Kto to zrobił? Wychodzi na to, że jedna osoba - Alison Schapker. Nowa szołrunerka serialu. I tylko ona. Nigdzie nie ma informacji o jakichkolwiek innych scenarzystach. Sezon pierwszy miał siedmioro. Pytanie czy Schapker własnoręcznie dokonała tej #!$%@? trawestacji, czy - być może - pozostali scenarzyści jednogłośnie uznali, że nie chcą by ich nazwiska firmowały ten obsrany gównem chlew?

Pierwsze co rzuca się w oczy to oczywiście nowy aktor. Nie mam nic do jego koloru skóry, mógłby być nawet zielony - realia uniwersum tłumaczą to. Co nie zmienia faktu, że jako Kovacs jest do dupy. Kinneman zrobił z Taka parodię twardziela - idiotę bujającego się jak tępy dres na żylecie, bez mimiki czy jakichkolwiek odruchów emocjonalnych. Książkowy Takeshi taki nie był. Owszem miał maskę "wyjebka na wszystko", ale tak manifestował swoje motto: pragmatyzm uber alles. Niemniej pod tą maską jest postać rozumiejąca wszystko, odnajdująca się w każdej sytuacji i potrafiąca korzystać ze wszystkich środków dostępnych pod ręką. Motto książkowych Emisariuszy to "korzystać ze wszystkiego co jest dostępne", więc Takeshi Kovacs - wybitny manipulator - umiał zachować się w każdej sytuacji nie zdradzając swojego prawdziwego "ja". Jeśli trzeba było uśmiechał się, przetwarzał każdą reakcję, jeśli była potrzebna. Kinneman to zlał. Natomiast Mackie poszedł po bandzie w drugą stronę. Jego Kovacs to mokra klucha - jak rolka srajtaśmy, która wpadła do kibla. Reaguje emocjonalnie na wszystko, w każdej scenie z jego twarzy można czytać jak z książki. Koszmar jakiś. W dodatku dobijająco niekonsekwentny, bo jak to wytłumaczyć to w stosunku do poprzedniego sezonu? Zmieniając powłokę zmienił charakter, czy co? W związku z tym, że Mackie emocjonalnie angażuje się we wszystko co robi, gra jak skończona zapłakana ciota jeszcze gorzej wyglądają jego sceny akcji, kiedy to nagle staje się poważny i "złowrogi". 5-miesięczny szczeniak łajany za oszczanie dywanu ma w sobie więcej gniewu. Jakby ktoś się zastanawiał, skąd takie wysokie oceny krytyków, to m.in właśnie stąd: za wspaniałą emocjonalną grę Mackiego.

Reszta aktorów nie wygląda wcale lepiej. Poe mnie #!$%@?ł już w pierwszym sezonie. On i cały związek zawodowy bezrobotnych SI. Tandetnie i tanio sportretowanych, jak w jakimś serialu o hakerach dla niedzielnej kablówki. Jakbym miał jedno życzenia u złotej rybki, zrobiłbym jak w tym dowcipie o wrednym prosiaku "a teraz żryj".

W każdym razie kosmicznych rozmiarów dramaturgia biednego Poe, który #!$%@? i nie chce się resetować, bo straci pamięć jest dobijająca i równie dobijająco wałkowana. W każdym odcinku do zasranego końca oglądamy to samo, wciąż i wciąż. I do niczego to nie prowadzi. Po prostu w epilogu się resetuje i koniec. Fascy-#!$%@?-nujące. Jakby ktoś się zastanawiał, skąd takie wysokie oceny krytyków, to m.in właśnie stąd: za wspaniałą, wielowymiarową grę Poe i jego historię, tj. o SI chcącej być człowiekiem.

Danica Harlan to pieprzona karykatura karykatury. Bancroft z s1 jedną sceną wciąga ją nosem. Wielka królowa świata zachowująca się jak rozkapryszona 15-latka, ciągle tylko gada kim ona jest, co to ona może... no i jedyne co może, to łazić z buta w te i we w te.

Najmniej tragicznie wypada Trepp, jakoś gra, ale co z tego skoro jej wątek nie ma praktycznie nic wspólnego z historią. Postać totalnie na #!$%@?, tani substytut pierwszosezonowej Ortegi - przewodnik dla widza po świecie. Jej zawodowe umiejętności najbardziej przydają się, kiedy okrada sklep własnego ojca - ponoć najlepsza łowczyni nagród na planecie.LOL. Kwestia jej drutów którymi kontroluje marsjańskie orbitale ma tyle sensu, co kot napłakał. Jak i skąd? W książce to jest wyjaśnione i w cholerę istotne. W serialu ani słowa.

Quell... na macki Cthulhu.
Tyle dobrze, że w przeciwieństwie do sezonu 1. przestała machać grabiami, jakby jej ktoś wsadził gniazdo szerszeni w dupę. Poza tym zrobili z niej najbardziej dopakowaną istotę we wszechświecie. Nie dość, że jej filozofia porwała tłumy do wojny domowej; nie dość, że ma kosmitę w mózgu i sama biega po mieście w nocy #!$%@?ąc najpotężniejszych ludzi na planecie; nie dość że wyuczyła w #!$%@? najgroźniejszych komandosów w uniwersum, to teraz jeszcze jest twórczynią stosów. W 3. sezonie - jeśli będzie, w co wątpię - pewnie dołożą do tego wynalezienie napędu międzygwiezdnego. Do pełni supermocy brakuje tylko jej biseksualizmu i nirvany. Jakby ktoś się zastanawiał, skąd takie wysokie oceny krytyków, to m.in właśnie stąd: za wielowymiarową postać silnej kobiety. xD

Doprawdy fascynujące postacie. Oczywiście ci bohaterowie muszą przekładać się na iście fascynujące relacje i historie.
Poe przez 8 odcinków smęci, że się psuje. Trepp szuka swojego brata, który ma jakiś tam związek z pseudo głównym wątkiem. Kovacs #!$%@? jakiś szajs dla Quell bo ją kocha, ale ona tego nie pamięta. Quell nic pamięta i nic nie wie. xD

Fabularnie to wygląda tak, że głównym wątkiem jest odnalezienie Quell, potem ogarnięcie jej amnezji, a jak już to zrobią, to w 2-3 ostatnich odcinkach materializuje się normalny wątek. Ale to już koniec, więc rach-ciach-ciach zamykamy. Oczywiście wszystko po macoszemu. Cała otoczka też na #!$%@?. Sezon 1 miał jakiś pazur - były nowe technologie i szczątki przemyśleń z nimi związanymi. To było w tle i minimalne, ale było. W sezonie 2. nie ma nic takiego, jest po prostu powtórka z rozrywki. Co dziwne, bo technologia w 3. tomie cyklu gra ogromną rolę i poświęcono jej mnóstwo papieru, ale żeby to pokazać trzeba by sypnąć groszem, czego netflix oczywiście nie zamierza robić. To jest biznes. Reklamowanie 1. sezonu miało sens, bo przyciągało nowych subskrybentów. Kontynuacja kogo przyciągnie? Wzięli ograne schematy z poprzednika, do tego kilka innych utartych z gatunku i tyle. Po co się wysilać?

Strona wizualna leży i kwiczy. Świat Harlana niczym nie różni się od poprzedniego świata, niczym. Znowu to samo miasto, z tymi samymi slumsami, tymi samymi światełkami, wałkowanie stylistyki blade runnera, oczywiście bez żadnych podtekstów czy pomysłów, po prostu tanie i tandetne rekwizyty. Od czasu do czasu rzucone w szerszym ujęciu, które zmieści więcej neonów i innych światełek. Najwięcej CGI włożono w statyczne rendery panoramy miast. Scena kiedy w "Blade Runnerze" Deckard wcina makaron ma więcej treści niż wszystkie sceny z całego sezonu. Poza tym 95% sekwencji nakręcono oczywiście w 4 ścianach. Pseudo futurystyczne, bo z przyszłościowego designu jedyne co jest to kolorystyka i szajsowne zabawki. Albo, #!$%@?, w Sherwood* (znowu).

*na Świecie Harlana nie było lasów.

Jak to połączyć w całość wychodzi niemal porno parodia. Niemal, bo seksu generalnie nie ma (podobnie jak białych pozytywnych postaci) Cały sezon sprawia wrażenie pg13. Ma być emocjonalne i wykastrowane z podtekstów. Każdą postać widz zna po góra 5 zdaniach i nie będzie żadnych zaskoczeń. To że Danica zabiła ojca jest wiadomo w momencie, kiedy córka mówi, że ojciec zniknął, ale będą z tym czekać do finału. xD

Jakby tego było mało każdy odcinek ma jeszcze jakieś rodzynki, które powodują, że człowiek musi iść pobiegać, bo rozchodzenie żenady po domu nie wystarcza. Jak pokazać zgraną ekipę wojskowych? Aaa będą se skakać i rzucać do siebie pistoletem i łapać go w zajebistych pozach. Jak pokazać, że Quell to nowa kpt Marvel? Będzie odbijać kule łopatą. #!$%@?, łopatą. Albo w finale, kiedy Takeshi może nagle tłuc Carrerę, mimo wbudowanych ograniczeń powłoki. A to wszystko poprzecinane głębokimi dialogami, typu "nic nie wiesz / nie masz pojęcia / walczę o lepszą ludzkość"

Paradoksalnie to nie całe ogólne #!$%@? mnie bolało najbardziej, na to byłem w miarę przygotowany, tylko bezsensowne wypaczenia względem książek. Jak plucie w twarz. Brali elementy - pasujące bądź nie - i przetwarzali po swojemu. Postacie z imionami papierowych bohaterów, które nie mają nic wspólnego z książkowymi. (Chociaż ktoś kto wpadł na pomysł zrobienia kobiety Psa Vautina chyba nie odrobił pracy domowej) Kosmici, którzy zamiast książkowej oryginalności znowu zostali sprowadzenia do ludzkiego poziomu. Wojna domowa, która nijak nie wpływa na historię, bo tylko o niej gadają i gadaniem się kończy. Religia wciśnięta na 4 sekundy. Technologia bo jest i już.Targ Dusz i Semeteire wepchnięty na 2 minuty jako zwykła lokacja. "Wielka i zjawiskowa" egzekucja sprowadzona do bójki na arenie. Bójki tak samo pociętej jak każda inna - 2 sekundy i cięcie, kolejne 2 sekundy i kolejne cięcie. Geniusz reżyserski. xD

Wszystko, każdy jeden element wypłaszczony na amen - obejrzeć i zapomnieć, zero podtekstów, filozofii i przemyśleń. Zero intrygi.
Jak można tak oryginalny i bogaty w treści świat sprowadzić do poziomu ckliwej opery mydlanej przechodzi wszelkie pojęcie.

1/10

#seriale #netflix #scifi #cyberpunk #alteredcarbon

Następne wpisy #seansniezwyczajny będą normalne. Obiecuję. Po prostu musiałem to siebie wyrzucić. Pzdr :)
s.....a - Na wstępie przepraszam czytelników #seansniezwyczajny za ten wpis - będzie ...

źródło: comment_1583232835iyY2wVcPyEPgpSJlc9HAD8.jpg

Pobierz
  • 26
@sejsmita: niezwykle się z tym zgadzam. Nie czytałem książki, pierwszy sezon mi się podobał (chociaż po drugim w to już nie wierzę), a drugiego nie zmęczyłem, gdzieś po wejściu do jaskini (wtf?) już machnąłem ręką "nie no dalej tej kupy nie zmęczę" i wyłączyłem. Potem przyszła refleksja że rzeczywiście, ten serial jest mierny, bardzo mierny, straszliwie słaby... Nie dokończyłem a i tak jestem wkurzony że tak można zepsuć fajny pomysł...

Także
@sejsmita: Zostawię taktyczny komentarz, żeby wpis przeczytać jak skończę serial. Obejrzałem 5 odcinek, a w zeszłym tygodniu odłożyłem ostatnią książkę z cyklu. Nie podoba mi się tak, jak pierwszy sezon, ale jest o tyle zabawnie, że w sumie nie wiem czego się spodziewać - tak pomieszali bohaterów, miejsca i wydarzenia xD
@Schwarzenberger: Pojawienie się jego siostry to właśnie inwencje netflixa. xD

są chyba pisane przez jedną osobę


Nie zdziwiłbym się. Nie zależy im, 2. sezon serialu jest z ich punktu widzenia bezcelowy. Z "Wiedźminem" może być podobnie, ale tu przynajmniej jest Cavil i Chalotra.
@sejsmita: Szefie, spoko tekst, w większości się zgadzam, tylko jedno mi siedzi ciągle w głowie. Przeczytałem książki, jako trylogia podobały mi się mega mocno, Morgan nie robił wszystkiego na jedno kopyto i spokojnie można sprowadzić Modyfikowany Węgiel do kryminału/detektywistycznej, Upadłe Anioły do trochę military Sci/Fi, a Zbudzone Furie do przygodowej z fajną intrygą.

Jednak nadal mnie nurtuje jedno, mianowicie gdzie niby Kovacs był regularnym, zwyczajnym ziomkiem, który jak twierdzisz uśmiechał się
@westsider: Nigdzie nie napisałem, że był regularnym, zwyczajnym ziomkiem. Nadinterpretujesz moje słowa. Odświeżyłem tylko 2. i 3. tom i jest tam kilka sytuacji, gdzie się zwyczajnie uśmiecha. Zresztą w tomie pierwszym też kilka kojarzę, ale minęło trochę lat odkąd czytałem. Szczery uśmiech u niego był rzadki, ale gdzieś na pustyni przy bramie pijąc ze "swoją drużyną" uśmiechnął się, i w kilku innych miejscach. Nieszczerze na potrzeby sytuacji też parę razy.

Pewnie
@sejsmita: Dzięki za wyłożenie mi twojego punktu widzenia. I faktycznie masz rację, że było kilka osób, które go obchodziły, nie zgodzę się jedynie co do Oshimy. Uważam, że chciał ją odbić nie dlatego, że mu na niej zależało, ale bardziej z powodu danego słowa. Wydaje mi się, że inaczej odbieram jego postać, jako totalnego antybohatera, który martwi się tylko o samego siebie (i to też nie do końca).

Co do drugiego
który martwi się tylko o samego siebie (i to też nie do końca)


@westsider: To jest myślę główny zamysł. Nie miał celu i łapał się tego co mogło mu go dać, a w 3. tomie już mu totalnie #!$%@?ło, co zresztą Viadura mu wytknęła.

Trepp widzę trochę inaczej. Jak na to, co jej napisali to grała nawet ok, ale to nie zmienia faktu, że jej postać razem Poe są całkowicie zbędnego
@sejsmita: Pytanie techniczne. Osoba która zginęła a nie wykonała kopii swojego stosu nie powinna mieć pamięci ostatnich wydarzeń tak? Bodajże cała fabuła pierwszego sezonu się na tym opierała?