Wpis z mikrobloga

Oddział Leczenia Nerwic – day 9

Ostrzeżenie – dzisiejszy raport pisałem na ostrym #!$%@?. Znajdziecie w nim dużo emocji, ale tak mnie nosi że nie mogłem inaczej. No i jest długi, więc przygotujcie się na treściwą lekturkę.

Sen miałem wyjątkowo spokojny – żadnych drgawek ani nic takiego, choć stresowałem sję dzisiejszą prezentacją na zajęcia o zawodzie. Tylko tyle że nie chciało mi się wstać na śniadanie i gimnastykę, ale jakoś się przemogłem. Płatki na mleczku i ruch z rana jak śmietana.

Z takich ciekawostek oddziałowych to zasłyszałem dość ciekawą rozmowę jak się myłem pod prysznicem. Nie wiem do końca kto z kim konwersował, ale na pewno byli to dwaj osobnicy płci męskiej. Gadali w jakimś dziwnym slangu, coś chyba o skrętach i jakichś specyfikach. Nie wsłuchałem się dokładnie, ale wydaje mi się to podejrzane.

Przed południem czekała mnie dwugodzinna terapia grupowa. Standardowa gadka o samopoczuciach wszystkich pacjentów, przedstawienie się nowego z tatuażem i taka tam terapeutyczna gadka. Gwoździem dzisiejszej terapii była walka wewnętrzna człowieka ze swoimi barierami i myślami. Nawet aktywnie się udzielałem, opowiadając o swoich ograniczeniach i tym jak próbuję się przemagać mimo depresyjnych myśli oraz zawstydzenia czy strachu przed odrzuceniem. W końcu dyskusja zeszła na bardzo interesujący mnie temat, czyli jak nawiązać relację z drugim człowiekiem (czytaj: jak rozpocząć rozmowę). Normik z głębokim basem (którego znacie z poprzednich raportów) przytoczył bardzo istotną myśl w kontekście tego tematu, mianowicie uważa on, że ciężko w sytuacjach codziennych znaleźć osobę, która swoją mową ciała komunikuje innym, że jest chętna na rozmowę. Większość ludzi nawet jak nic nie robi istotnego to siedzi wgapiona w ekran smartfona, tym samym zniechęcając potencjalnego rozmówcę, który naturalnie nie chce przeszkadzać czy się narzucać drugiej osobie. A już w ogóle spławia nieśmiałych, którzy biorą do siebie każdą wymówkę, aby tylko nie poznawać nowych ludzi.

Jest to bardzo trafne spostrzeżenie, gdyż sam będąc „na wolności” w szkole na korytarzach nie miałem odwagi do nikogo podbić, bo każdy nawet niezajęty człowiek gapił się w telefon. A jak sam nie wyjdziesz z inicjatywą to nikt z normictwa się nie pokwapi na gadkę. W licbazie bardzo chciałem poznać nowych znajomych, co komunikowałem na korytarzu poprzez stanie przy oknie czy chodzenie sobie bez telefonu w ręku – ni #!$%@?, każdy ma w dupie przegrywa. A normiki dalej poszerzają swoje gargantuiczne grono znajomych poprzez innych znajomych. I tak się człowiek kisił w czterech ścianach aż do chwili w której nie trafił na ten wspaniały oddział.

Rozgorzała ożywiona dyskusja. Jedna dziewczyna z żywieniówki bez zaburzeń nerwicowych skwitowała spostrzeżenia moje, basisty i zioma z aspergerem mniej-więcej tak – „Owszem pewnie są takie osoby co mają trudności, ale to trzeba samemu mimo wszystko inicjatywę pokazać, zaczepić drugą osobę żeby zostać zauważonym.” I ma w tym laska trochę racji, lecz ja i moi kamraci w otwartym środowisku baliśmy się wyśmiania, odrzucenia i swojego zachowania. Brak obcowania z ludźmi i wstręt do normickiej muzyki, popkultury oraz rakowych trendów jutuby tworzy sporą barierę miedzy normalnymi ludźmi a nieśmiałymi przegrywami. Stąd ciężko było nam przełamać się i wykazać inicjatywę, czego wynikiem jest nasza obecność na oddziale leczenia nerwic.

Dyskusja się zaogniła. Chłopak z aspergerem odpowiedział (oczywiście wszystkie cytaty nie 100% dokładne bo kto by to spamiętał, liczy się przesłanie) – „Może i masz racje X, ale my osoby nieśmiałe mamy duże uprzedzenia co do inicjacji rozmowy. Przemyka nam przez głowę tysiące myśli zniechęcających typu: co będę komuś przeszkadzał, dupę zawracał, a może on nie ma ochoty gadać itd. To nie jest wszystko takie proste. Ludzie byliby milsi, gdyby to oni chcieli z nami rozmawiać okazując to w formie spojrzenia czy niewerbalnego wyrazu przyzwolenia”. I tak sobie bardzo kulturalnie rozmawialiśmy, wymieniając się poglądami, aż lekarz nam przerwał i ogłosił ćwiczenie terapeutyczne na popołudnie. Szczegółów mieliśmy się dowiedzieć na samym spotkaniu po obiedzie. Oznaczało to, że nie odbędą się zajęcia o zawodzie – odetchnąłem z ulgą, bo nie byłem optymalnie przygotowany. Dzisiejszy dzień był chyba najobfitszym w zajęcia dniem odkąd jestem na oddziale.

Po całkiem niezłym obiedzie (kotlecik schabowy i zimiaki de besta) i chwili odpoczynku wstawiłem się wraz z resztą pacjentów na nadprogramowe zajęcia. Lekarz prowadzący nazwał je warsztatami kształcenia relacji międzyludzkich. Na czym one polegały? Cóż, było to dosyć spontaniczne przedsięwzięcie o czym poinformowal nas sam młody lekarz prowadzący. Celem warsztatów było pokazanie nieśmiałym że nie istnieje coś takiego jak straszak na rozmówcę i że do każdego można zagadać, nawet jak jest zajęty telefonem, rozmową z innym czy czymkolwiek co sobie wymyślimy.

Na początek zaprosił laskę z żywieniówki 9/10 oraz ziomka z aspergerem. Lasce dał telefon do ręki i kazał coś tam w nim dłubać. Ziomkowi kazał się oddalić i na jego znak podejść do laski. Tak też się stało. Lekarz zapytał się ziomka co on czuje. Asperger odpowiedział po chwili zawahania, że się mocno wstydzi i że czuje skrępowanie. Nie spodziewałem się, że za moment zobaczę coś strasznie smutnego...

Lekarz kazał ziomkowi by ten spróbowal zainicjować rozmowę. Ziomek bąknął, że nie wie jak to zrobić. Lekarz podpowiedział mu, żeby zaczął „Cześć, jak leci”. Laska chyba się zaczęła podśmiewać, a ziomo cały czerwony wyglądał, jakby zaraz miał się rozbeczeć. Asperger po kilku sekundach zawahania wydukał te „Cześć, jak leci”. Cisza. Laska nie zareagowała. Po kilku sekundach lekarz zwrócił jej uwagę, czemu nie zareagowała. Laska z pogardą i zdziwieniem odpowiedziała – „Jestem zajęta i nie mam ochoty na rozmowy, poza tym nie ma z kim rozmawiać”... Asperger nie wytrzymał, wybiegł zapłakany z Sali zajęciowej. Grubas z długimi włosami co lubi wychodzić z ciała krzyknął po chwili do lekarza – „hej, czemu go tak upokarzasz?”. Lekarz stanął jak wryty i po chwili zaniemówienia zakomunikował nam, że nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń i przerywa zajęcia. Na salę wbił ordynator, zapytał co tu się #!$%@? i czemu asperger wybiegł z Sali i beczy. Podszedł jak #!$%@? tyranozaur do lekarza i również zarządzilł przerwanie zajęć. Oj chyba młody dostanie reprymendę...

Po zajęciach podbiłem do ziomka. Siedział zapłakany na stołówce. Pogadaliśmy chwilę, pocieszyłem go żeby się nie przejmował i że lekarz to idiota jeśli myślał, że cokolwiek udowodni przy pomocy instagramowej zadufanej w sobie normiczki z jadłowstrętem, która zrobiła wszystkim na złość i przy tym utrwaliła tylko stereotyp. Ziom był wyraźnie rozbity, nawet powiedział mi że #!$%@? ten oddział i tą #!$%@?ą terapię bo żadna laska go nie zechce bo jest żałosny. To mu przytoczyłem szarą myszkę że się z nią dobrze dogaduje z mojej perspektywy. Uspokoił się. Zbiłem z nim pionę i poszedłem ochłonąć po tym spektaklu żenady.

Żeby #!$%@? i zażenowania było mało, zadzwoniła moja matka z którą mam kosę lekką. Oczywiście pytała się o wszystko. Przekazała mi iście zaskakującą i „ważną” dla mnie wieść, że stawiany mi za przykład brat cioteczny (starszy ode mnie o 10 dni btw) nie zdążył wyjąć na czas cocka z cipy i będzie ojcem. Gość szkoły nawet nie skończył i jechał na dwójach jak szkolny seba, ale był za to ekstrawertyczny i miał kaloryfer, więc juleczki lgnęły do niego jak muchy do gówna. Na wiosce to był playboy że hoho. Starzy mu załatwili łatwą robotę i sobie zarobił kilka tysi + jeszcze mu dołożyli i miał w przeciwieństwie do mnie dobry start. A ja? Gówno, matka miała mi lokatę założyć i #!$%@? z tego. Moi rówieśnicy pierwsze co po osiemnastce zrobili to poszli na prawko i kupili samochód, a ja walczyłem z depresją po raz 1333.

Ale nie to przelewa czarę goryczy w porównaniu ja przegryw vs mój cioteczny brat wygryw. Ja po pierwsze nie miałem ojca, a po drugie wraz z matką 15 lat się tułaliśmy po różnych mieszkaniach. Rodzinka mojego wujaska w tym czasie sobie domek pobudowała przy wsparciu rodziny ze strony ciotki (bo rodzina z której pochodzi moja mama i jej rodzeństwo utopiła bogactwa w alkoholiźmie dziadka, który zmarł na raka żołądka). Wyrzucenie na ulicę w zimę czy mieszkanie z największą patolą w baraku nie są mi obce, zaś mój braciak miał cieplutki kącik w domu jednorodzinnym. Ale nie, on jest lepszy bo pracuje na tirach #!$%@? i rucha jakąś karyne. A ja to śmierdzący leń który wymyśla sobie choroby i idzie do wariatkowa... Po dłuższej sprzeczce jebnąłem telefonem o łóżko. Cały dzień #!$%@?.

Koniec końców nie poszedłem na Psy. Jak się okazało tylko 15 osób było zainteresowanych seansem. Z rudą spotkałem się dopiero przy kolacji, porozmawialiśmy chwilę. Pocieszyła mnie troszkę po sprzeczce ze starą i standardowo powiedziała bym to olał, bo ona ma podobnie. Oj mireczki jak dobrze mieć jakąś zaufaną osobę spoza rodzinki. Ufam tej dziewczynie, choć znamy się dopiero 9 dni. Może to do bólu naiwne, ale mam dość trzymania wszystkich uczuć i myśli w sobie.

Przed 20:00 ordynator zwołał spotkanie na stołówce wraz z tym młodym lekarzem. Przekazali nam, że jutro znowu wrócimy do tych idiotycznych warsztatów, bo obaj sobie przedyskutowali plan na te zajęcia i będą one bardziej skoordynowane, żeby nikogo z zaskoczenia nie męczyć odgrywaniem sztucznych scenek. Dzisiejszy teatrzyk miał się już więcej nie powtórzyć.

No i tyle na dziś. Więcej nic nie pisze, bo się dzisiaj #!$%@?łem i zażenowałem tak mocno jak nie wiem. Bez odbioru.

#naoddzialenerwic #depresja #przegryw #zdrowie #psychika #fobiaspoleczna #nerwicalekowa #wychodzimyzprzegrywu
  • 30
Przeczytałem z zaciekawieniem. Dobrze że masz przyjaciółkę. To buduje. Ale zawsze zachowaj część siebie dla siebie.
Moja ukochana żona na wieść o depresji reagowała AGRESJĄ. Jeszcze gorzej niż twoja matka. Mówiła: jak jesteś psychiczny psycholu to sie lecz psycholu i bierz tabletki psycholu!
@mirekzwirek8: Mam wrażenie, że w tym ośrodku macie tylko zapełniony plan dnia, aby się nie nudzić. Masz tam ustalony jakiś cel terapii? Jakas terapię indywidualną w konkretnym nurcie?

Wszystko fajnie, pięknie. Twój stan psychiczny na pewno się poprawia tylko co z tego zostanie, po powrocie do domu, do szarej rzeczywistości.
@mirekzwirek8 Bardzo fajnie czyta mi się Twoje wypowiedzi, w sumie kazdego dnia czekam na Twoją relacje i Ci kibicuje. Może trochę wyjdę " przed szereg" ale na wykopie już chwilę siedzę i pewnie zostałbym uznany za "normika", jednak opowiem coś ze swojej perspektywy.

W liceum zawsze miałem masę znajomych, imprezy ze starszymi rocznikami, sporo dobrych kumpli i koleżanek w klasie, a do tej pory jedną dobrą przyjaciółke. Chyba tak się definiuje tutaj