Wpis z mikrobloga

O moim przyjacielu z liceum można powiedzieć że w swoim życiu kocha dwie rzeczy: zielsko i kawe.
Serio, nie wiem jak on to robi, ale nie potrzebuje nic innego do swojej egzystencji.
Jak jeszcze byliśmy w licbazie to bardzo dużo czasu spędzaliśmy razem, jaraliśmy i mieliśmy super rozkminy.
Niestety Marek (tak go nazwijmy na potrzeby tej historii) postanowił, oczywiście zjarany, że będzie studiował zielarstwo i #!$%@?.
Wszystko spoko, tylko że w naszym mieście nie było takiego kierunku i musiał się przeprowadzić, co się przyczyniło do tego że Nasz kontakt mocno się ograniczył od października.
Napisałem do niego po jakimś czasie i się okazało że tak jak ja trochę wydoroślałem, przestałem tyle palić i nawet zacząłem prace w jakiejś małej firmie (korpo to korpo tak?) Tak on zamieszkał z ziomkami ze swojego kierunku, gdzie jednego nigdy w domu nie było, a drugi siedział całe życie na kompie i zamawiał wszystko co potrzebował przez internet (ta informacja jest totalnie nieistotna).

Wracając do tego co Marek kocha: Postanowiliśmy że raz na dwa tygodnie będe do niego wbijał na kulturalnego lolka i kawę (to znaczy on pił kawę, ja tego gówna nie zdzierże, wolę herbatę), a spać mogę u tego ziomka co wiecznie go nie ma. Jak dla mnie bomba, bo mogę pozwiedzać trochę wielkie miasto (o Naszej wiosce tego powiedzieć nie można), poznać jakieś loszki, no życie jak życie.
Przyjechałem do niego i tutaj bardzo ważny szczegół: w mieszkaniu Marka tak jak wszystko się sypało, tak jego balkon to najlepsza rzecz jaką widziałem na oczy. rozkładane krzesła, stolik, roślinki, lapka, szafka, no ogólnie to wiszące tarasy Semiramidy to przy tym to #!$%@?.
Marek tak go niesamowicie urządził że zamiast mieszkać w pokoju to żył na balkonie. Widok z niego też zajebisty, wielka łąka z okazjonalnymi drzewkami, gdzieś tam dalej rzeczka, no po prostu raj (co najlepsze, Marek tak się dogadał z właścicielem że płaci 300zł za wszystko a jak ten będzie potrzebował jarania to Mareczek mu ogarnie xD).
Rozsiedliśmy się wygodnie wieczorem, zapaliliśmy jednego, drugiego, na balkonie był czajnik więc nie trzeba było chodzić do kuchni po kawę/herbatę, i tak siedzieliśmy cały dzień. Wieczorem Nas tak siekło, że zaczeła się faza pod tytułem "co by było gdyby". Nagle Marek wstał, jedną nogą stanął na krześle a drugą na barierce balkonu.
Myślałem że debil zaraz wyskoczy by sprawdzić co się stanie jak poleci z 8 piętra, mówie idiocie by schodził bo i tak do rzeczki nie doskoczy xD A ten nagle przyjął pozę niczym jakiś hiszpański konkwistador trzymając szluga w jednej ręce a kubek z kawą w drugiej i z poważnym wyrazem twarzy oznajmia:
-Stary skmiń. Co by było jakbym tak codziennie rano sobie wychodził na poranną kawę i szluga w takiej pozie, a podemną miliony osób patrzą na moją zajebistość.
A kiedyś wszyscy będą na mnie czekać, a ja się schowam i ich życie się pogrąży w chaosie, zaczną panikować, a jak wyskoczę i powiem że to był taki żarcik to będą wszyscy wiwatować.
Ale to będzie zajebiste
Pomyślałem oczywiście "#!$%@?, ale gościu jest zjarany, faza mu dobrze siadła". Wyjaraliśmy jeszcze bata i poszliśmy spać, a rano ja się zbieram na pociąg, a ten idiota rzeczywiście tak stał na balkonie przez 10 minut xD
Nie wiedziałem, że to dopiero początek.

Dwa tygodnie później przyjechałem do niego w dość podłym humorze, bo zerwała ze mną dziewczyna. Spotkaliśmy się od razu na mieście z zamiarem wyrwania jakiś loch, ale z racji tego że ani on ani ja nie byliśmy mistrzami podrywu skończyło się tak że #!$%@?śmy się w dwójke i wróciliśmy na mieszkanie koło 2 rano.
O 9 rano obudziły mnie jakieś głosy, więc wstałem i widzę, jak Marek stoi na barierce balkonu z kawą i szlugiem, tak jak ostatnio. Zaśmiałem trochę że cały czas to robi, podchodzę do niego, i w tym momencie zauważam grupkę 10 osób pod balkonem.
Takie totalne randomy, stoją i się na niego patrzą, rozmawiają, ktoś tam puszczał jakąś muzykę, no sytuacja trochę dziwna. Mówie mu "stary, masz swój milion, cieszysz się?" Oczywiście tyrałem beke, ale Marek odpowiedział mi poważnym tonem:
-To dopiero początek.
Tak, to był dopiero początek. To co się później zaczeło #!$%@?ć przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Co do Marka przyjeżdżałem, pod jego balkonem stało więcej osób. I więcej.
Rozbijali #!$%@? namioty, kąpali się w rzece, sklep był niedaleko więc jeszcze lepiej. Nie obyło się to bez problemów, bo sąsiedzi narzekali że głośno za oknem, policja przyjeżdżała by ogarnąć co się, że pozwolę zacytować, "#!$%@?", próbowali rozgonić tłum, ale z marnym skutkiem.
Coraz więcej osób się bawiło przez całe dnie, otwierali namioto-sklepy by móc zarabiać, wydawali to w innych namioto-sklepach.
Z bloku Marka wyprowadzili się wszyscy sąsiedzi, a na ich miejsca wprowadzili się przedstawiciele jakiś wielkich korporacji którzy płacili Markowi za to, że mogą tam mieszkać i zatrudniać ludzi z polany do korpopracy, jakby Marek był jakimś właścicielem tego wszystkiego xD Mareczek oczywiście się zgodził, ale z racji tego że tak jak mówiłem, do życia potrzebne mu tylko kawa i zielsko, wszystko co dostawał od korpo chował w szafie, "na czarną godzinę".

Z racji tego że kontakt Marka z tłumem ograniczał się do 10 minut na balkonie, z czasem powstało forum internetowe "Polana". Ludzie tam promowali swoje sklepiki, mówili gdzie ktoś będzie coś robił czy to grał na gitarze czy mył się w rzece, tam było dosłownie wszystko. Marek raz na jakiś czas sobie otwierał to forum, czytał jak tam się "Polanowiczom" wiedzie, ale nigdy nic nie postował.
-Stary, to by wszystko #!$%@?ło - tłumaczył mi. Trudno mi było zrozumieć jego zamiary, ale był zjarany więc nie kwestionowałem. Wszystko się zmieniło gdy jakiś facet wrzucił post że jego córka bardzo zachorowała (myślicie że skąd się wzieło "mam horom curke"?) a leczenie jej kosztuje bardzo dużo. Marek napisał wtedy jedyne zdanie na tym forum: "Przyjdź jutro pod balkon z czerwoną czapką na głowie".
Nie było mnie wtedy u Marka bo szef się na mnie #!$%@?ł że zamiast pracować to oglądam mode na sukces (dobry serial tak?). i musiałem weekend nadrobić przy papierach. Natomiast słuchając sobie wiadomości w radiu usłyszałem, że "Człowiek z balkonu rzucił torbę pełną pieniędzy dla mężczyzny z chorą córką, która dzięki temu wyzdrowieje." Mareczku, szacun.

Pewnego razu przyjeżdżam z rana do Marka, otwieram drzwi (dał mi zapasowe klucze żebym mógł wejść jakby stał zajebiście na balkonie xD), i widzę jak debil siedzi sobie na balkonie na ziemi i jara bata.
Na mój widok zrobił wielkie, przerażone oczy i pokazuje mi ręką bym był cicho i przyszedł na czworaka. No zjarał się chłopaczyna, ale go słucham i pełzam do niego jak jakaś #!$%@? gąsienica, musiało to wyglądać przekomiczne. Wpełzuje na balkon, a ten do mnie szeptem:
-Dzisiaj jest ten dzień.
"Jaki #!$%@? dzień?" Pytam zdziwiony. Ten mi pokazuje zegarek, 8:59, według schematu za minutę powinien wyjść na barierkę. Tłum powoli ucichał. Godzina 9:00.
Mareczek siedzi i pali bata. Nagle usłyszałem wielki ryk za balkonem, nigdy w życiu czegoś takiego nie słyszałem. Prawdziwy dźwięk nędzy i rozpaczy. Chciałem wstać i zobaczyć, ale Marek pociągnął mnie na dół, włożył bata do gęby i szeptem mówi żebym siedział i się nie ruszał.
Krzyki trwały przez jakieś 20 minut, stopniowo przemieniały się z jeden zbiorowy płacz. Gdy tylko było słyszeć marne zbiorowe łkanie Marek nagle wstał i wskoczył na barierkę. I stoi. Zapanowała niesamowita cisza. Wstałem i zobaczyłem tysiące twarzy ze wzrokiem wbitym w Marka.
Ten za to nabrał tyle powietrza w płuca jakby miał zaraz pęknąć i wydobył z siebie jedno słowo:
-SIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEMAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
To co się po tym #!$%@?ło, tego się nie da opisać słowami. Ludzie zaczeli drzeć się jak #!$%@?, skakać, wiwatować, bić się, całować, #!$%@? wszystko na raz.
Odwrócił się do mnie i powiedział:
-Stary....ale ja byłem zjarany że to rozkminiłem, odpalaj bata
Zaśmialiśmy się, chociaż widziałem w jego oczach że to było to, w czym się czuł najlepiej.

Później wszystko poszło jak lawina: Jurek (bo tak miał naprawdę na imię) założył fundację charytatywną, ochrzcił tą całą zgraje ludzi "brudasami", powiedział że od teraz taka akcja będzie miała miejsce raz w roku w wakacje, a wszystkie pieniądze które zebrał oddał ludziom na chore córki i synów.
I pomyśleć że wszystko zaczeło się od tego że zaczął studiować #!$%@? zielarstwo w Kostrzynie.

#pasta #heheszki
  • 1