Wpis z mikrobloga

Wyobraź sobie, że masz 24 lata i słyszysz diagnozę: nowotwór złośliwy, bardzo szybko dający przerzuty. Brzmi jak abstrakcja, prawda? Też mi się tak wydawało. Przecież nowotwory to domena ludzi starszych, że trzeba mieć wyjątkowego pecha żeby w młodym wieku zainteresował się nami jakiś rak. Że mnie to nie dotyczy, no bo jak? Takiego młodziaka, który może nie prowadzi najzdrowszego trybu życia, ale nie pali, pije okazjonalnie, nie żywi się śmieciami.

TL;DR na końcu

Zaczęło się niewinnie. Nieznacznie powiększone prawe jądro. Wiadomo, jesteśmy asymetryczni - kto by się tam tym przejmował. Tymczasem guz cały czas się powiększał. Miejscami wyczuwałem zgrubienia, a wielkość zaczynała już być niepokojąca. Zignorowałem - przecież to niemożliwe, żeby to był nowotwór, zresztą, wtedy jeszcze nie wiedziałem nic o nowotworach jądra. Przejdzie. Pewnie ciasne bokserki albo spodnie coś ucisnęły i stąd ten obrzęk.

Kiedy guz spowodował, że prawe jądro było prawie dwa razy większe od lewego, wybrałem się do lekarza rodzinnego. Ten debil bez oglądania stwierdził, że to wodniak i wypisał antybiotyk, a tydzień później nospę. Leczyć nowotwór nospą, rozumiecie to? Kiedy po dwóch tygodniach powiedziałem, że jądro cały czas rośnie, łaskawie wypisał skierowanie do urologa z dopiskiem PILNE. Pilne, #!$%@?, trzy miesiące oczekiwania. To i tak dobrze, jak na NFZ. Poszedłem prywatnie. Diagnoza: bardzo duży i wyjątkowo brzydki guz, do jak najszybszego wycięcia.

Ale jak to, do wycięcia. Przecież musi być jakiś inny sposób. Usuwać jądro? Po wyjściu z gabinetu załamałem się i rozpłakałem jak dziecko. Gdy mi przeszło, postanowiłem, że czas zacząć walczyć. Badania USG, krwi i markerów nowotworowych na własny koszt - oczywiście, bo inaczej czekałbym na to do końca roku. Z kompletem wyników stawiam się u urologa - mówi, że wygląda to całkiem dobrze. Kładzie mnie na oddział dwa dni później.

Tomografia pełna obaw - w końcu różnica między jądrami jest już prawie trzykrotna. Guz rozrasta się błyskawicznie. Wyniki - węzły chłonne niepowiększone, brak widocznych przerzutów. Uf, przynajmniej tyle dobrego. Na drugi dzień operacja - w znieczuleniu ogólnym. Humor nie opuszczał mnie nawet na sali operacyjnej. Zabieg przeprowadzony bezproblemowo - prawdopodobnie to nasieniak. Dobrze rokujący. Uspokajam się, to całkiem dobre wiadomości.

Kilka dni po operacji wypis ze szpitala, powrót do domu. Zaczynam zagłębiać się w tematyce nowotworów, zwłaszcza jądra. Wertuję wszystkie strony i fora. Pierwsze stadium, przeżycie pięcioletnie 95-100% - to naprawdę dobry wynik. To znaczy, że prawdopodobnie jeszcze trochę z wami pomirkuję ( ͡° ͜ʖ ͡°). Przychodzą wyniki histopatologii. To czysty nasieniak, najlepszy z możliwych nowotworów. Dostaję do wyboru: aktywna obserwacja z ryzykiem wznowy 20% lub dwie dawki słabszej chemioterapii, zmniejszające ryzyko nawrotu do 2%. Decyduję się na obserwację. Może mnie to ominie, a nawet jeżeli wróci, to rokowania wciąż są rewelacyjne, jak na nowotwór złośliwy. Dzięki wczesnemu wykryciu.

Dzisiaj jestem lżejszy o jedno jądro i ogromnego guza nowotworowego. I wewnętrzny niepokój: wróci, czy jednak tym razem mnie ominie? Libido na podobnym poziomie, może odrobinę mniejsze, ale to nieistotne, wobec tego, co wygrałem: najlepszy z możliwych nowotworów złośliwych.

Po co to piszę? Żebyście się badali, #niebieskiepaski Żeby nikt z was nie przyszedł do lekarza za późno. Fakt, wizyta może nie jest najprzyjemniejsza, bo obcy facet dotyka naszych klejnotów no i przy okazji robi badanie prostaty. Ale to lekarz - taka jego praca, nie ma się czego wstydzić.

Nowotwór złośliwy jądra nawet z rozległymi przerzutami ma dobre rokowania, około 70-80% pięcioletnich przeżyć, gdzie taki rak trzustki ma rokowania co najmniej dziesięć razy gorsze. To prosty i łatwy do zdiagnozowania nowotwór. Widać go doskonale. Nigdy, przenigdy nie ignorujcie powiększonego jądra i od razu zapieprzajcie do urologa. Gdybym ja postanowił zwlekać z tym jeszcze tydzień, może dwa, trzy - możliwe że do teraz leżałbym na onkologii i walczył o pokonanie tego dziada.

Oczywiście, jest 20% szans, że i tak będę miał podawaną silną i trującą chemię, ale im wcześniej wykryje się tego guza, tym te prawdopodobieństwo spada. Piszę to ku przestrodze. Rak jądra dotyka coraz więcej młodych ludzi, a czynniki sprzyjające jego powstawaniu w zasadzie nie są poznane, więc tak naprawdę może to spotkać każdego z was. Tak jak i mnie.

Na końcu dodam tylko, że wcześniej ignorowałem wszystkie akcje typu Movember i inne, których jest jak na lekarstwo. Powtarzałem ciągle, że mnie to nie dotyczy. Gówno prawda. Dotyczy bardziej niż mogłem to sobie wyobrazić.

#medycyna #onkologia #rak #rakcontent w sumie xD #zdrowie #sluzbazdrowia #lekarz #nowotwory

TL;DR:

  • 74
@savanna: dzięki, będę!
@wsciekly_padalec: oby to było tylko to, ja też myślałem że to tylko wodniak jądra, a to był guz ( ͡° ʖ̯ ͡°) a przeżycie pięcioletnie to procent pacjentów, jaki przeżywa pięć lat od podstawienia diagnozy onkologicznej. Po prostu, jeżeli przeżyjesz pięć lat po usłyszeniu "ma pan raka" to zaliczasz się do tej grupy. Po pięciu latach od diagnozy (lub od operacji, nie pamiętam)
@norbeeek Na zewnątrz prawie nic nie widać, ale można wyraźnie wyczuć. Trochę poniżej samego jąderka jest twarda gula, która ciągnie się wgłąb ciała, coś na kształt walca xD Nie tylko samo jądro jest wtedy spuchnięte ale czuć to u mnie ogólnie na prawo od penisa, jakby się rozlegało
@sultanomariano: jestem 16 miesięcy po zabiegu, mój był troszkę gorszy bo mieszaniec chyba z 3 jak dobrze pamiętam, też zostało na obserwacji , markery, tomograf, RTG, ostatnio się przestraszyłem bo jeden marker wyskoczył poza normę ale że mam zajebistego urologa do którego mogę wysłać SMS z zapytaniem to mnie uspokoił, po 2 tygodniach wszystko wróciło do normy.
Ogólnie u mnie historia potoczyła się bardzo podobnie z tą różnicą że nie było
@Akira nie bawią się w żadną biopsję bo mogła by tylko zaszkodzić, jeżeli jest usunięte szybko i w całości znaczącą zmniejsza ryzyko przerzutów, w 100 % nie działa nic bo kij wje czy gdzieś sobie nie siedzi dalej i nie czeka.