Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
#anonimowemirkowyznania
Uwaga, długi tekst! ( ͡° ͜ʖ ͡°)-

Drodzy Mircy, Drogie Mirabelki!
Cześć. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Nazywam się Mirek, lvl 24, duże miasto, z wyglądu powiedziałbym 7/10, jakaś praca jest, samochód, rozwijam się zawodowo, ale introwertyk motzno + #!$%@? społeczna. Nigdzie nie wychodzę, nie lubię głośnych miejsc, nie mam przyjaciół, no i ogólnie ciężko mi się rozmawia z ludźmi (kontakt z innymi, niezależnie od płci rozmówcy, wymaga ode mnie ogromnych ilości energii i poświęcenia), czyli generalnie taki samiec #delta. No, ale jakoś trzeba żyć,


Jak można się domyśleć, późno zacząłem kontakty z dziewczynami - oczywiście wszystkie do tej pory były poznane przez portale typu #badoo czy #tinder albo inne gówna, bo łatwiej, no ale nieważne. Kiedyś jakiś tam emocjonalny związek nawet był, ale dawno temu się #!$%@?ło i oficjalnie od 3 lat singiel - no właśnie, oficjalnie. Wpadłem w serio dziwną relację z koleżanką z pracy. Ma lvl 35, urody 4/10, ogólnie nie porywa inteligencją ani wiedzą, pracuje na gorszym stanowisku niż ja (no i wiadomo - zarabia przez to mniej choć jest 11 lat starsza), pracy nie chce zmieniać, bo tak wygodnie itp. Ogólnie ona nie ma większych perspektyw, żadnych planów na życie, marzeń, nawet głębszych przemyśleń, ale też nie ma dzieci (i pewnie mieć nie będzie). Ja lubię rozmawiać na wszelkie tematy no i widzę, że potrafię ją często zagiąć jakimś argumentem, nierzadko nawet nie wynikającym z wiedzy lecz z samego logicznego rozumowania. Generalnie nic w niej specjalnego i w normalnych warunkach bym się nią nie zainteresował jako partnerką na dalsze życie, bo nie jest to typ jakiego szukam.
Sprawa komplikuje się jednak, bo można powiedzieć, że od dwóch lat jesteśmy w czymś w rodzaju quasi-związku, choć nikt o tym nie wie. Nie są świadome ani osoby, które znają mnie ani jej znajomi - nawet w pracy do której razem chodzimy nikt nie wie. Ja oficjalnie jestem wolny, a ona na potrzeby w pracy ma wymyślonego niebieskiego. Swoją drogą uwielbiam ją prowokować i zadawać w obecności innych pytania o jej wymyślonego Mirka np. o "ich" wspólny wyjazd, obserwując, jak musi się gimnastykować i na szybko wymyślać odpowiedzi ##!$%@? ( ). Wiem, trochę patologia, ale po prostu nie chcemy być kojarzeni jako para.
Przez te dwa lata wszystko między nami postępowało stopniowo. Zaczęło się od heheszkowania w pracy, potem raz na jakiś czas nocowanie i seksy, następnie wspólne spędzanie wieczorów, a nim się zorientowałem to pojawiła się szczoteczka do zębów, kapcie i komplet w szafie (za moją zgodą, bo mieszkanie moje). Wszędzie razem wyjeżdżamy, także zagranicę, czasem jakieś kino, wspólne zakupy, dzielenie się rachunkami itp. są też czułości, przytulanie, miśkowanie - czyli normalnie tak, jak w prawdziwym związku, z tym, że nie mówimy sobie #kocham ani nie obwieszczamy tego światu. Generalnie w sprawach codziennych dogadujemy się bardzo dobrze, typu podział obowiązków domowych itp., co ciekawe w ogóle nie kłócimy się pomimo przebywania w praktyce 24h/doba razem (bo przecież dom + praca). Sporo też szczerze rozmawiamy - ogólnie myślę, że niejeden "prawdziwy" związek by nam zazdrościł takiej zgodności.
Dlaczego na to się godzimy i trwa to tak długo? Nasza relacja rozwijała się na zasadzie równi pochyłej - po prostu nie było dobrego momentu na zakończenie tego dziwactwa, a każdy dalszy był tylko pogłębieniem relacji i w zasadzie jeszcze mniej odpowiedni (czyt. mniej bolesny) na zerwanie. Ani jedna strona ani druga nie chce też wracać do samotnego domu. W mniejszym stopniu do tego dochodzą jeszcze względy ekonomiczne, bo przecież razem łatwiej, taniej za zakupy, itp. no i tak to sobie wygląda.

Dochodzimy do sedna. Na czym polegają główne problemy? Na tym, że po tych prawie 2 latach mieszkania/bycia razem czuję, że w rzeczywistości wyrządzamy sobie ogromną krzywdę. Ja w praktyce jestem z kimś, z kim w zasadzie nie chcę i nie potrafię tego zaakceptować. Nic z tego, że się nie kłócimy o pranie czy zmywanie a na co dzień jest dobrze, skoro zbyt wiele cech takich jak intelekt czy ogólna zaradność mi w niej nie odpowiada. Na dłuższą metę nie jestem z nią szczęśliwy. Co prawda czasem jeszcze wchodzę na #tinder i z kimś popiszę, a raz na kilka miesięcy nawet się spotkam na randkę, ale wszyscy wiemy jaka jest skuteczność szukania trwałego związku na tym gównie. Z kolei samych seksów nie szukam, bo te potrzeby zaspokojone ( ͡ ͜ʖ ͡), więc tinderowanie zupełnie się nie sprawdza. Nawet nie chce mi się z nimi pisać, natomiast podrywanie w realu mnie trochę przeraża i zostawiam to samcom alfa. Na zasadzie transparentności, różowy rzecz jasna wie o tych sporadycznych randkach i nie jest tym zachwycony, ale toleruje i nie trzyma na smyczy.

Teraz jeszcze gorsze. Różowa będąc w wieku 35 lvl, jeśli teraz nie odetnie się ode mnie, nigdy już nie znajdzie sobie faceta - jestem tego pewien. Pomijając już fakt, że ma ostatnią chwilę na ewentualne zrobienie sobie guwniaka. Wiele razy jej to mówiłem, żeby w końcu znalazła sobie jakiegoś dobrego, odpowiedniejszego dla niej Mirasa, to ona twierdzi, że większość facetów to się do niczego nie nadaje i że z nikim się tak nie dogaduje jak ze mną. Kiedyś faktycznie szukała, ale teraz już nawet nie próbuje. Po prostu za dobrze jej ze mną, aby szukała jakiejś zmiany.


Jedynym rozwiązaniem tej dziwnej relacji byłby moment, w którym to ja bym sobie znalazł kogoś faktycznie mi odpowiadającego. Tylko, że:
a) nie jest to łatwe, a może nawet nigdy nie nastąpi (#!$%@? społeczne + brak znajomych = 0 na atencjometrze)
b) nawet już zakładając, że bym znalazł ten swój #biglove - na tyle głęboko tkwię w obecnej relacji, że nie będę potrafił tak po prostu zerwać z różowym. Może też nawet nie będę w stanie zaangażować się w nowy związek. To naprawdę nie jest proste. Podzielcie przez 2 lata z kimś całe swoje życie, w tym łóżko i nagle wyrzućcie go do kosza mówiąc - "sory, znalazłem sobie kogoś innego na twoje miejsce". Nie potrafiłbym się zachować jak ostatnia ku#wa, bo jednak przez ten czas pojawiła się chęć dbania o tę osobę, poczucie odpowiedzialności za nią. Naprawdę chciałbym dla niej dobrze i nie chciałbym jej skrzywdzić. Wiem natomiast, że im dłużej to będzie trwało tym gorsze może mieć skutki i tym bardziej bolesne będzie rozstanie. Z drugiej strony sam nie potrafię dobrowolnie z tego quasi-związku zrezygnować. Już nawet myślałem o wariancie "stopniowego wygaszania" relacji, ale coś mi się zdaje, że to też by się nie sprawdziło. ()

Wiem, że sam nawarzyłem piwa i mogłem nie wchodzić w takie bagno, ale tak naprawdę ani ja ani ona nie przewidywaliśmy, że aż tak to się rozwinie. Myśleliśmy o #fwb, a wyszło coś na wzór związku.
Drodzy Mircy i Mirabelki, jesteście poniekąd pierwszymi osobami, które dowiadują się, że nasz #tajnyspiseg istnieje i w tym miejscu prośba - co Wy o tym myślicie? Jakie widzielibyście/widziałybyście rozwiązanie tej sytuacji? Co mogę zrobić? Piszcie! ( ͡° ʖ̯ ͡°)

#milosc #zwiazki #fwb

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: kwasnydeszcz
  • 23
  • Odpowiedz
OP: >kwasnydeszcz i to ma niby usprawiedliwiać wykorzystywanie kogoś? bo boisz się być sam? ty się źle z nią czujesz, ona z tobą dobrze. pewnie myśli, że cię uszczęśliwia, bo nie dajesz jej powodów, żeby myślała inaczej - tak, samo to jest okłamywaniem kogoś. dlaczego ma sobie szukać kogoś innego, skoro ty jej pasujesz i myśli, że ona tobie też skoro nawet razem mieszkacie? od ciebie zależy decyzja tutaj i
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Masakra. Weź to przerwij, zanim spotkasz kogoś, kto zawróci ci w głowie i brutalnie wykopiesz tamtą kobietę ze swojego życia. I ni mów, że jej też jest dobrze etc. Bo nawet nie jest świadoma, w jakim gównie właśnie utkwiła. Jestem pewna, że gdyby miała świadomość, co tak naprawdę o niej myślisz, sama zniknęłaby z twojego życia.
  • Odpowiedz