Wpis z mikrobloga

Byłem na weekend w Karkonoszach. Taki jednodniowy, szybki wypad. Po powrocie ze szlaku do zaparkowanego auta (akcja dzieje się w Szklarskiej Porębie) ze zmęczenia zapomniałem, że przy wsiadaniu zostawiłem telefon na dachu samochodu. Zorientowałem się po jakimś kilometrze. Szybki powrót tą samą trasą: telefonu ani znaku, więc ktoś podniósł. Wbijam do Biedry niedaleko i pytam kasjera którędy na posterunek policji, a miły pan, który akurat odchodził od kasy powiedział, że mogę jechać za nim to mnie zaprowadzi. Po wyjściu ze slepu okazało się, że to złotówa :) Od słowa do słowa opowiedziałem historię ze zgubieniem telefonu no i zamiast jechać na policję najpierw dzwonimy czy ktoś odbierze. Po trzecim sygnale odbiera bardzo miła pani i mówi, że znalazła telefon i że jest do odbioru na recepcji w pensjonacie takim a takim. Rzuciłem gościowi coś około 9 zł za pomoc i uderzam na tę recepcję. Bardzo miła pani pyta jaki to telefon i jak wygląda. Odpowiadam, a ona do mnie, że jakieś znaleźne by się przydało, więc wyciągam 50 PLN z zamiarem ofiarowania w moich oczach jeszcze wtedy wybawicielce, a laska do mnie na to:


Mnie zamurowało, ale jako, że się spieszyłem i zależało mi na tym, żeby jak najszybciej wyruszyć w podróż powrotną to rzuciłem jej tę stówę i wyszedłem z telefonem i z niesmakiem.

Za telefon w styczniu zapłaciłem niecałe 600 PLN.

Co powinienem był zrobić w tamtej sytuacji? Czy jakbym przyszedł z policją to telefon odzyskałbym za darmo? Co sądzicie o zachowaniu tej kobiety? To normalne, żeby za znalezienie cudzego przedmiotu żądać zapłaty?

#zalesie #pytanie #kiciochpyta
  • 5
@Rozbrykany_Kucyk: znaleźne to gest, ale dobrowolny i moim zdaniem nie na miejscu (nagradzanie pieniędzmi uczciwość rodaka). To taki trochę okup - ktoś oddaje dokumenty tylko dlatego, że spodziewa się kasy. Ja bym chyba powiedział że w sumie ma rację i że należą się nawet 200 zł bo mi bardzo zależy i że idę do bankomatu. Poszedłbym zadzwonić na policję... a jak bym nie miał czasu to bym pani zrobił dziką awanturę