Wpis z mikrobloga

Gimbaza, I klasa, lekcja polskiego, nauczycielka ogłosiła zabawę językową, w której pierwsza osoba mówi dowolny rzeczownik, zaś każda kolejna musi powtórzyć słowa poprzednich osób i dodać swoje.

Leci już druga kolejka, wszyscy dzielnie powtarzają 30...40...50 słów. Lecz dwie prymuski za mną uknuły spiseg i dodały słowa które jak na trzynastolatka mogą być zbyt trudne.

- ....onomatopeja!
- ....onomatopeja, interlokutor!

Zanim znów przyszła ma kolej, większość klasy odpadła - oczywiście ostały się głównie dziewczyny. Czas na mnie.

ona ma tą peję (nie podobała mi się)
onomatopeja...
enter w lokalu
interlokutor...

Jakie słowo dodać? Wiedziałem, że kolejne podniesienie poprzeczki mnie wyeliminuje, bo zamiast śmiać się z przegrywających ciągle szeptały. Spojrzałem na kolegów, z którymi niedawno rozmawiałem o grach RPG. Chrząknąłem kilkukrotnie, przełknąłem ślinę i wyraźnie wymówiłem:


Śmiechy owych kolegów nikły w wybuchu dezaprobaty. Nauczycielka szybko zareagowała:

N: Proszę używać polskich słów!

Zagotowało mnie. Zapożyczenie, jak cała masa innych słów, ale niech jej będzie. Co było symbolem władzy wojskowej w średniowiecznej Polsce?


N: OP-ie, bo zaraz gra się dla ciebie zakończy!

Finał zapewne już znacie - wybrałem jakieś bardziej ,,polskie'' słowo i w następnej turze odpadłem.

To była pierwsza lekcja równouprawnienia.

#jezykpolski #logikarozowychpaskow
  • 4