Wpis z mikrobloga

#bezpieczenstwowprzemysle #chemiczneopowiesci

Dziś będzie długo, nudnie i technicznie.

Sercem instalacji był turbozespół, potocznie zwanym – maszyną. Zaś operatorem tego ustrojstwa, czyli maszynistą, był Rychu. Sama maszyna, jako taka, była dość skomplikowana. Szczególnie jeśli chodzi o turbinę parowa. Pomimo jednak dużego stopnia komplikacji jej obsługa była banalnie prosta i gdyby małpy potrafiły czytać instrukcje, to po kilku dniach mogłyby zostać maszynistkami.

Na czym polegała komplikacja? Było wiele „trudności”. Ot, weźmy na ten przykład uszczelnienie walu po stronie niskociśnieniowej. Turbin parowych było (jest) wiele typów. Ta nasza była turbiną kondensacyjną. Krótko mówiąc: po stronie niskociśnieniowej panowała jeszcze dość wysoka temperatura i niemalże próżnia. Problemem wiec było odizolowanie „świata” zewnętrznego (czyli zimnego powietrza) od tej próżni panującej na końcowych łopatach turbiny. Jak ten problem rozwiązano? Zastosowano tzw. zamkniecie labiryntowe (pic. rel. - to te jakby rowki). Działa to tak, ze na jeden z końców tego zamknięcia puszcza się gaz zaporowy. Czasami jest to gaz obojętny (np. azot), czasami powietrze sprężone a czasami zwykłą wodę, bo tego typu uszczelnienia stosuje się na większości „większych” maszyn. W naszym przypadku była to para. Dlaczego akurat para? Bo nawet jeśli się trochę tej pary przedostało do komory turbiny, to ciągle była to… gorąca para.

A co by się stało, gdyby przedostało się zimne powietrze zamiast pary? Tego nikt nie wiedział i nikomu nawet przez myśl to nie przeszło, żeby to przetestować.

Teraz jak wyglądało zatrzymanie maszyny (mówimy tu o normalnym wyłączeniu a nie awaryjnym). Cały turbozespół składał się z kilku części.

1. Turbina parowa. Obroty podczas typowego obciążenia instalacji – ok. 5500. Moc ok. 4 MW.
2. Sprężarka powietrza. Wydajność przy tych obrotach turbiny ok. 80 tys. m3. Ciśnienie na wyjściu 0.5 MPa.
3. Turbina ekspansyjna. Odzyskiwała energie z rozprężania gazu po absorbcji dwutlenku azotu. Odzysk energii c.a. 1 MW.
4. Przekładnia 1:5.
5. Sprężarka gazów nitrozowych. Obroty, jak nie trudno policzyć: 33 tys. Wyło to okrutnie.

Ręcznie maszyny zatrzymać się nie dało. Musiał przyjść impuls z zewnątrz (z systemu) na zawór szybkozamykający pary, który się zamykał i… to tyle. Jeszcze jedna, istotna tutaj, rzecz – cały turbozespół stał na własnym fundamencie, żeby nie przenosić wibracji na hale i sterownie.

Zadanie maszynisty, to stać jak kolek pod turbiną, gdzie był cały osprzęt. Dalej – obserwacja obrotomierza i odczekanie aż obroty spadną do poziomu ok. 1500 i obserwowanie, czy włączyła się pompa olejowa, która miała za zadanie przejąć smarowanie od pomy olejowej napędzanej od walu turbiny. Oprócz tego ciągła obserwacja temperatury oleju i ew. korygowanie jej na chłodnicy. W międzyczasie, jak się komuś chciało, mógł odciąć parę ręcznym zaworem (tak dla bezpieczeństwa). Przy spadku obrotów poniżej 100 można było w końcu „odciąć” kondensator, spuścić z niego „próżnię” i wyłączyć pompę kondensatu. Cały wybieg maszyny (czyli spadek obrotów do 0) trwał ok 15-20 min. Tak wiec przez tych paręnaście minut maszynista trwać musiał na dole, pod turbina. Dopiero na sam koniec szedł na górę i włączał obracarkę (o której kiedyś tez napisze…).

Nudy za nami, bo wracamy do pracy.

Przychodzę na nockę i dowiaduje się, ze nad ranem ok. 4 mamy zatrzymać instalacje i przygotować wszystko na godz. 7 do krótkiego postoju remontowego. Później zmiana dzienna miała rozpocząć uruchamianie tak, żeby zmiana popołudniowa dokończyła dzieła. Do kolejnej naszej nocki miało już wszystko hulać. Jak się później okazało, cały misterny plan w… wiecie w co. Ale dzięki temu będzie kolejny wpis i kolejna premia.

4 rano. I znów środek zimy, - 15 za oknem (tak, były kiedyś takie temperatury w zimę). Wszyscy porozstawiali się tam, gdzie być powinni. Zostałem sam na sterowni i czekam aż się amoniak odparuje i zadziała blokada technologiczna, która sama wszystko zatrzyma. W międzyczasie zabezpieczam swoje zdrowie. Wyłączam drukarkę (igłówkę), która drukowała każda zmianę na instalacji i każdy „ruch” sterowniczego. Przy normalnym wyłączeniu było tego kilka tysięcy linijek, wiec… wiecie, rozumiecie. Oprócz tego podkładam kawałek papierka pod brzęczyk mechaniczny, bo nikt, nigdy nie nadążyłby go kasować. Poza tym, tak, wiem #!$%@?, ze cos jest nie tak albo w pozycji alarmu, bo sam te instalacje właśnie wyłączyłem.

W końcu jest. Minimalny poziom amoniaku w odparowywaczach, szybkie przełączenie się przez system na drugi poziomowskaz, ta sama wartość - czyli minimalna – i zadziałanie blokady. Głębokie „westchniecie” i… stoimy. Cisza prawie idealna.

1 minuta (no, może 2) później.

Zaczynam wyczuwać na podłodze lekkie drgania, które się nasilają. Po kolejnej chwili, oprócz drgań, słyszę, jak „dzwonią” szyby w oknach sterowni… Krótko mówiąc – nie jest dobrze. Szybkie przejście w systemie na nitkę maszyny i oczom mym ukazał się las krzyży. I to dosłownie, bo w miejscu gdzie były wskazania drgań promieniowych i przesunięcia osiowego wału były wskazania: ###. Gdzie normalnym stanem było ok. 5-6 mikrometrów. Reasumując – projektant systemu, nawet w swym najczarniejszym jasnowidztwie, nie brał pod uwagę faktu, ze drgania mogą mieć wartość wyższą, niż 3 cyfrowa…

Teraz, to już nawet nie jest tak, ze jest niedobrze. Jest katastrofalnie!

Z systemu nic nie zdziałam. Trzeba sprawdzić wszystko organoleptycznie, wiec biorę tzw. dupę w troki, opuszczam swoje stanowisko pracy (co grozi śmiercią lub kalectwem) i wybiegam ze sterowni na hale, żeby: znaleźć przyczynę problemu i zdusić ja w zarodku, zanim wirnik turbiny przetoczy się przez hale, albo wyląduje na innym wydziale.
Stoję w drzwiach i tu następuje oczekiwanie, aż neurony w moim mózgu zbudują prawidłowe polaczenia, bo to, co widzę, jest nie do ogarnięcia.

Po pierwsze primo - widzę Rycha na górze (kiedy powinien być pod turbina). A dolecieć na górę przede mną nie miał szans.
Po drugie primo – Rychu podejmuje długie kroki i zastosował się do jednego z punktów w instrukcji stanowiskowej, który mówi: ł#!$%@?żenał.docx

Ułamki sekund później – ogarnąłem problem. Ten #!$%@?, Rychu, był od samego początku na górze. Ani na sekundę nie zlazł na dół. Co spieprzył? Co on mógł spieprzyć? Jedyne sensowne rozwiązanie, jakie mi w tym momencie przyszło na myśl, to: zamknął parę na zamknięcia labiryntowe, dzięki czemu do turbiny dostawało się zimne powietrze i – mówiąc kolokwialnie – cały wirnik zaczął się wypaczać i przez to wibrować.

Wlazłem na pomost, gdzie stała maszyna (jak wspomniałem wcześniej – na własnym fundamencie) i poczułem, co to są prawdziwe wibracje. Szczękały mi zęby…

Zawory były pozamykane. Szybkie otwarcie i po chwili drgania ustały i zrobiło się cicho, cichuteńko. Turbina tylko lekko szumiała na wybiegu. Jedyne, co mi teraz pozostało, do dorwać Rycha. I dorwałem. Stał chyba ze 100 m od hali z rozdziawioną japą. Następnie została mu udzielona instrukcja prawidłowego zatrzymywania maszyny. Przy czym: „ty jesteś #!$%@?, czy wszystkich w domu nie masz?”, to są te jedyne delikatniejsze sformułowania, które można tutaj zacytować. Te gorsze pominę.

Przez następne kilkanaście tygodni Rychu po instalacji chodził tylko i wyłącznie na „smyczy”, czyli albo ze mną, albo z Zygą.
verruct - #bezpieczenstwowprzemysle #chemiczneopowiesci

Dziś będzie długo, nudnie ...

źródło: comment_Zs4q5ExejTqPhKdUOnny4aZTnynu8z3B.jpg

Pobierz
  • 34
  • Odpowiedz
@pestis: Jak wspomniałem we wpisie: sprężarkę powietrza, turbinę ekspansyjna i sprężarkę gazów nitrozowych. Wszystko na jednym wale (plus przekładnia). ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz
@verruct: Tu francuskie Alstom, obecnie GE. Co słyszałeś? Że na każdym kroku spółki i pranie pieniędzy a sam dyrektor wyleciał natychmiast za sprzedaż obrabiarki za milion cebulionów?
  • Odpowiedz
@Stulejusz_Wielki: Z tej strony nie znam sprawy, wiec ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Przewinąłem się przez parę wydziałów w za zakładzie, które wysyłały turbiny do remontu do Elbląga. I to właściwie tyle. ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz
@Angel_of_death: Jak zwał, tak zwał. Musisz wiedzieć, ze na zmianie było nas 8 osob. Dzień w dzień, rok w rok, przez 8 godzin dziennie. Jak wypad na wódkę, to zawsze w ośmiu i bez wyjątków. Byliśmy prawie jak rodzina. Kłóciliśmy się czasami, czasami ocierało się o rękoczyny (do których nigdy nie doszło) itd. itp. I wszystko w tej rodzinie musiało zostawać. Nawet, jak były to głupie rzeczy. Gdyby jednak doszło do
  • Odpowiedz
1. Turbina parowa. Obroty podczas typowego obciążenia instalacji – ok. 5500. Moc ok. 4 MW.

4. Przekładnia 1:5.

5. Sprężarka gazów nitrozowych. Obroty, jak nie trudno policzyć: 33 tys. Wyło to okrutnie.


@verruct: 5,5 x 5 to mi wychodzi 27,5 do 33 tys obrotow musiala by miec przelozenie 1:6 ;)
  • Odpowiedz
via Android
  • 11
@Kreation: Jak odchodziłem w 2001 roku, to było jakieś 2300 na rękę. Niby nic, ale wtedy była trochę inna siła nabywcza. Dodatkowo dochodziły (dość często) nadgodziny. Czyli plus 500 - 600. Jestem po polibudzie (chemia nieorganiczna). Jako ciekawostkę dodam, że u nas na zmianie było tylko dwóch "chemików". Reszta, to: operator koparki, rolnik, student prawa ( ͡° ͜ʖ ͡°) wiecznie zaocznego itd. Tak że ten tego...
  • Odpowiedz