Wpis z mikrobloga

#szycieastralne - część druga (część pierwsza pod tagiem)

TL;DR - czyli jak rzuciłam pracę w korpo, i sobie żyłam na skłocie

Szóstego dnia znudziło mi się takie życie. Co prawda umysł i ciało od razu poddały się nikczemnemu komfortowi i prostocie takiego stanu bytowania. Wtedy uważałam, że to jeszcze miotające się w środku mnie resztki korposzczura, pragnące natychmiast wydostać się na zewnątrz.

Oczywiście, nie. Był to czysty przypadek początku paniki. Ale jak pisałam wcześniej - komfort skłatowego życia skutecznie uciszał wszelkie wątpliwości.

Wyjaśnijmy sobie coś od razu: pankoćpuny, menelstwo, życie w komunie, alkohol - wiem jak to brzmi. Ale dla mnie to wyglądało tak: wstawałam rano, gnałam grać na gitarze wehikuły czasu, zbierałam drobne, szłam na obiad, resztkę popołudnia spędzałam w empiku czytając książki lub czasopisma. Wieczorami sztama ze skłotem. Szliśmy na miasto, piwo lub wino nad rzeką. Potem kto miał kasę szedł dopić się w knajpie, poznać nowych ludzi. Ci, co nie mieli, wracali do skłotu z jakimś tanim alkoholem. Jakkolwiek, wszystko rozgrywało się w luźnej atmosferze, choć nie raz rano ktoś dąsał się pod nosem lub rzucał #!$%@? na widok zarzyganej podłogi w łazience.

I tak naprawdę te rzeczy nigdy mnie nie wywaliły ze skłotu, zrobiły to dopiero relacje między ludźmi. Po dwóch miesiącach czułam się jak w pajęczynie, jak mucha próbująca przekonać pająka, że ten robak zaplątany obok stanowi o wiele smaczniejszy kąsek.

Ale o tym później.

Szaruch i pankoćpunki

Szybko wyjaśniła się tajemnica znikających drobnych z funduszu kawowego lub znikających telefonów lub jak w moim przypadku - laptopa. Szaruch. Nie! To znaczy, on nie kradł. Absolutnie, nie miał tego w zwyczaju. Ale facet po winie tracił głowę. Może dlatego pił często, ale mało.

Gdy go poznawałam był właśnie w takim okresie swojego życia, że odpuszczał włóczenie się po nocy, dopijał czwartego browara i grzecznie szedł spać do skłotu. Muszę też przyznać, że zawsze był dżentelmenem, wobec mnie i innych dziewczyn z mieszkania.

Ale miał trzęsawkę na widok nastolatek. A lato w takim mieście wprost w nie obfitowało. Młode, głodne życia, na gigancie. Nudne życie na skłocie nie było dla nich. O wiele ciekawszym przeżyciem było towarzystwo panków. Młodych, przystojnych, którzy oferowali rozrywkę, jakiej my, wpółbezdomni dwudziestolatkowie i trzydziestolatkowie nie potrafiliśmy im zapewnić.

Pankućpuny to niesamowicie hojna grupa - młode dziewczęta mają wszystko u nich za darmo. Wino, piwo, lolki, cięższe jazdy. Wystarczy dać im się poobmacywać, obciągnąć loda, lub ogólnie zostać na pół sezonu "damą" samca alfa w takiej grupce.

Potem bywa różnie. Nagle popyt na świeżą pankówę kończy się. Zazwyczaj to koniec przygody młodego dziewczęcia, które wraca ze skulonym ogonem do domu (często wioząc rodzicom "niespodziankę"). Ale pewna część tych dziewczyn zostaje - przepotwarzają się z niewinnych motylków naiwnej alternatywy w żeńskie wersje pankoćpunów.

A Szaruch był już po czterdziestce, ze złamanym, choć w sumie nawet jak na takiego menela, ułożonym życiem. I te pankoćpunki to same mu potrafiły gdzieś wieczorem wleźć w ramiona, gdy wracał z tego swojego czwartego krańcowego piwa. I gdy my siedzieliśmy gdzieś w plenerze z tanim winem czy w knajpowym ogródku popijając ukradkiem piwo kupione w dyskoncie, on dawał się omamić nie jednej Natalii z kolczykami w nosie i uszach, nie jednej Ance z irokezem wysokim jak wieża Ajfla, nie jednej Beatce ze skorupkami strupów na ramieniu.

Zabierał je na skłot i tam pieprzył. Potem szedł spać uwalony alkoholem, a Natalia/Anka/Beatka korzystając z okazji przetrzepywały cały skłot.

Po kolejnej takiej akcji byłam świadkiem wyjątkowo porannego spotkania skłatowego. Szaruch spał #!$%@? na swoim materacu, a my w kuchni tworzyliśmy plany - jak rozwiązać ową nieprzyjemną sytuację. Oczywiście najprostszym sposobem byłoby wyrzucenie Szarucha, ale jakoś nikt z nas na to nie wpadł (może dlatego, że Szaruch był niezwykle przyjazny, pomocny i nie miał po prostu wrogów).

Zanim ja przyszłam, znaczy z korpo do nich, skłot zdążył przetestować już kilka takowych planów:
- wysłanie Szarucha na AA (absurd w takich okolicznościach! potem i tak ktoś wołał "ej, ale Szaruch! ze mną się nie napijesz?"),
- dyżury, ktoś zawsze miał odprowadzić Szarucha do skłotu (kolejny absurd! bo Szaruch był odporny na swe żądze w towarzystwie znajomych, więc po tygodniu nudziło się ludziom stróżowanie),
- picie na skłocie (największy absurd! piękne letnie noce, a siedzieć na chacie tylko z powodu Szarucha? nie ma mowy!).

Więc i ja zostałam świadkiem przegłosowania jednego z równie absurdalnych planów. Że sami będziemy raz na tydzień przyprowadzać jakąś pankoćpunkę Szaruchowi na skłot, żeby sobie w spokoju poruchał, a my jeszcze rano odprowadzimy dziewczę do jej grupki.

Oczywiście głupota tego planu poraża. I śmieszy. Na tym polegał cały sens podrywania Szarucha przez pankoćpunki - szły z nim do wolnego skłotu by za krótki numerek #!$%@?ć kasę lub jakieś fanty - co by potem można ćpać na spokojnie, bez żebrania o działkę w swojej grupce.

Czasami jak o tym pomyślę, to mam wrażenie, że właśnie komfort i prostota takiego życia dawała nam prawo do niemożliwych wręcz intelektualnie rozmów o literaturze, filozofii, religii, nauce. A równocześnie to wszystko zabierało nam najzdrowszy ogląd sytuacji.

Teraz jak sobie to wspominam to śmieję się. To było dobre życie wtedy. Przynajmniej do jakiegoś czasu.

-----
/przepraszam, że dopiero teraz, ale ja już od dawna znów pracuję i jestem prawym człowiekiem, znów pracującym mającym swoje rzeczy - a to wszystko może zabierać czas, a wena i muzy to wredne stworzenia, nie zawsze chcą się uaktywnić ;) pozdrawiam Was serdecznie/
  • 18
@mcflypl:

- parę latek temu, myślę, że to nieistotne, ale jak umiesz liczyć, to rachunki się zgadzają, jestem już po trzysiestce teraz :)
- nie, mimo że wróciłam do przykładnego życia (na swój sposób) nie ciągnęło mnie w stronę związków (bardziej już friendswithbenefits) ani tym bardziej posiadania dzieci. I w czasach korpo i skłotu lubiłam byś sobie sama ze sobą i jakoś mi to nie przeszkadzało. Tak mi zostało.
@HetmanPolnyKoronny: Szaruch miał swoją "małą" renomę na mieście. Bezpieczniej było na pijaka z nim tam iść.

Szczególnie, że kiedyś jedna "Natalka" wróciła sama w środku nocy na przetrzepy - zazwyczaj drzwi zamykaliśmy, większość z nas miała klucze. Ale raz trafiła na otwarte. Taki koleś, co przyłaził w weekendy do nas spać, bo pracował ostro. I zapomniał zamknąć drzwi za sobą i poszedł pod prysznic. Następnie w ręczniku wlazł do kuchni by
@malutkaMi: Pierwsze zdanie przemilczę. A to trzeba być wyproszonym ze sklepu, żeby dopiero zastanowić się czy coś wypada, czy nie? Empik zaciśnie zęby i odpuści, żeby nie narobić sobie czarnego PRu w internecie, poza tym sami pracownicy mają wystarczająco roboty na głowie, co w żaden sposób nie usprawiedliwia samego procederu. Sklep prowadzi na tyle uprzejmą politykę, że nawet podstawi wygodne fotele by przeczytać kawałek zanim zdecyduje się na zakup, a tu
Empik zaciśnie zęby i odpuści, żeby nie narobić sobie czarnego PRu w internecie


@Tremade: to poczytaj jaki PR robią mu pracownicy i jak na to reaguje Empik ;)

Sklep prowadzi na tyle uprzejmą politykę, że nawet podstawi wygodne fotele by przeczytać kawałek zanim zdecyduje się na zakup, a tu zaraz zlatuje się tabun cebulaków, usadowi się na siedziskach i zajmują miejsce przez całe popołudnie. Ile razy wchodziłem i wszystkie fotele zajęte