Wpis z mikrobloga

W nawiązaniu do wczorajszego wpisu:

http://www.wykop.pl/wpis/10235740/czasami-natykam-sie-tu-na-mirko-w-oko-jakies-narze/

Witajcie Mirki i Mirkówny!

Tak tytułem wstępu:

Jak wczoraj zamieszczałam swój wpis, nie sądziłam, ze zaciekawi on więcej niż 20-30 osób, a tu ponad 1000 obserwujących mój tag przez 3 godziny. 0.0

Takiego zainteresowania spodziewałabym się, gdyby np. Pitrasia miała zrobić pokażcycki, a to tylko zwykły wpis o nauce angielskiego, a mirkowa gawiedź tak się rozpaliła( ͡° ͜ʖ ͡°)

Odpowiem też od razu na różne zarzuty, żeby znowu sie nie powtarzały:

Ale CAE na A to nie jest żaden native hurr durr, bzdury opowiadasz - czytajcie proszę ze zrozumieniem, nie napisałam nigdzie, że dobrzy zdany CAE to to samo, co bycie jak native. Po prostu pisałam, że zdawałam CAE, a mniej więcej w tym samym czasie byłam parę razy brana za nativa, np. na ulicy zaczepiła mnie raz pani z Ameryki, zapytała o drogę, a jak zaczęłam jej coś tłumaczyć, to powiedziała, że fajnie spotkać inną Amerykankę w Polsce i skąd dokładnie ze Stanów jestem :> Co zabawne, moja siostra miała identyczną sytuację, a też sama się uczyła angielskiego :>

Zapewne gdybym miała wygłosić jakiś elaborat po angielsku na poważny temat, to prędzej czy później zrobię jakiś błąd,nie jestem alfą i omegą, nigdzie tego nie sugerowałam. Z tym byciem braną za native'a miałam na myśli czyjeś pierwsze wrażenie.

Kłamiesz, nie startowałaś od zera, jakieś tam podstawy miałaś,uczyłaś się w szkole przecież - wkleję, to co już pisałam:

Uczyć się angielskiego to nie to samo co mieć go w szkole.

Nie wiem czy tak jest w całej Polsce, ale w moich okolicach było tak, że nawet w szkołach na wysokim poziomie, gdzie z innych przedmiotów "ciśnięto", angielski był traktowany po macoszemu, nauczały go Ukrainki czy Białorusinki, które ani angielskiego, ani polskiego nawet dobrze nie umiały, a wszystkim piątki i czwórki stawiały, mimo że nikt nic nie umiał.

I ja umiałam tyle co aj em, ju ar, łots jor nejm, aj em from poland. Oczywiście też z takim akcentem. Dla mnie to zero, obcokrajowiec by mnie nie zrozumiał, ani ja jego.

A jak się pisało z ludźmi przez internet, randkowało z Erasmusami, gadało przez skypa, to nic dziwnego, że się zna angielski - nie pisałam z ludźmi przez internet, nie znam żadnego Erasmusa, nigdy w życiu nie posiadałam Skypa, temat wyczerpany.

Teraz część właściwa:

Uwaga, to nie jest żadna cudowna metoda typu "Łykaj codziennie tabletkę SlimFast, a za miesiąc będziesz Adonisem o 30 kg chudszym". Ci, którzy spodziewali się czegoś takiego, czyli sposobu jak szybko i bez wysiłku coś osiągnąć, mogą się rozejść. Nie od razu przecież np. taki Kamdz stał się mikrokoksowym autorytetem, każdy wysoko postawiony cel ( niezależnie od dziedziny) wymaga pracy, sumienności i wysiłku. To chyba oczywiste, ale jak widać, nie dla każdego tutaj.

Ja zwyczajnie chcę opisać, jaka była moja droga od zerowej do dobrej znajomości angielskiego, co na mnie wpłynęło, na co zwracałam uwagę, nie jest to uniwersalna prawda, nie każdemu może podpasować, ale komuś na pewno się przyda.

Dla wielce hardkorowych anglistów będzie to oczywiście żenada, bo piszę rzeczy oczywiste. Ale na pewno wielu osobom z tych chyba już 1300 obserwujących tag coś z mojego elaboratu się przyda. Jeszcze raz podkreślę, że spodziewałam się maksymalnie kilkudziesięciu zainteresowanych, a tu tyle osób zaplusowało i zaobserwowało, i oczekiwania stały się strasznie wywindowane.

Zaczęło się to wszystko od parotygodniowego pobytu w pewnym anglojęzycznym kraju, gdzie mam rodzinę od wielu lat. Miałam wtedy trochę ponad 14 lat.Trzecie pokolenie w tej rodzinie na obcej ziemi z trudnością mówiło już po polsku. Ja angielskiego za to nic. Nawet pamiętam taką sytuację, jak kolega mojej kuzynki zapytał mnie, czy chcę też gumę, gdy częstował moją kuzynkę, która tam mieszka. Ja nawet tak prostej rzeczy nie zrozumiałam, kuzynka musiała mi tłumaczyć.

Miasto, w którym byłam, zafascynowało mnie, oszołomiło wręcz. Ale co z tego, jak do porozumienia się z kimkolwiek potrzebowałam innej osoby. To trochę jak lizanie lizaka przez papierek. Dlaczego o tym piszę? Bo gdyby nie to doświadczenie, to nigdy pewnie bym się nie zainteresowała angielskim. A ten wyjazd pokazał mi, że angielski jest czymś konkretnym, rzeczywistym, namacalnym, wartym uwagi. Każdy potrzebuje takiego momentu, nazwę go momentem zero, który uświadomi mu, że chce się uczyć angielskiego.Dla każdego ten moment może wyglądać inaczej, ale ważne, żeby był. Bez tego nie powstanie żadna motywacja, a nauka bez przekonania o słuszności jej sensu jest nic niewarta.

Zatem po niedługim czasie od powrotu z zagranicy wzięłam się do roboty. Poświęcałam na to zazwyczaj sporą część weekendu, bo w tygodniu zajmowałam się innymi przedmiotami.Jeśli chcecie być w czymś dobrzy, pamiętajcie - doba nie jest z gumy, nie rozciągnie się. Zaczniecie na poważnie zajmować się angielskim, to trzeba będzie obciąć czas poświęcany na inne czynności - mniej spotkań z różowym/niebieskim paskiem (o ile macie, ja nie miałam), mniej wyjść ze znajomymi, picia, ćpania, spania do południa, siedzenia na pudelkach srelkach, mirko czy innym efuckt, co kto lubi :> Musicie być na to gotowi i tego świadomi, że niektóre rejony waszego życia na tym ucierpią. Zrozumienie i zaakceptowanie tego faktu to pierwszy krok do sukcesu ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Warunek konieczny, aczkolwiek niewystarczający: musi się wam podobać brzmienie angielskiego. Jeśli tak nie jest, to niestety nigdy dobrze się go nie nauczycie, bo tam gdzie niechęć, tam nigdy nie będzie dobrych rezultatów.

Ważna rzecz - systematyczność. Ustalacie sobie, ile godzin i w jakie dni poświęcacie na naukę i trzymacie się tego, choćby się waliło i paliło.

Kolejna ważna rzecz - absolutny zakaz multitaskingu ! Zajmujecie się tylko jedną rzeczą naraz - nauką.Musicie być maksymalnie skupieni.Jak już do niej siądziecie, to:

-telefon zamykacie w szufladzie i nie zaglądacie tam co chwila;

-w miarę możliwości pozbywacie się domowników/współlokatorów z najbliższego otoczenia

-muzyka nie gra na kompie, nie bawimy się w dj-a na youtubie czy soundcloudzie

-żadnych otwartych okien w tle, czytania mirko, facebooka, czy różnych newsów, nic!

-psa, kota, różowego/niebieskiego paska uwiązujecie na smyczy czy wyganiacie za drzwi, nie może rozpraszać

Niby oczywiste, ale kto tak robi? Chyba nikt. A potem mówisz,że uczysz się codziennie przez godzinę, a 3/4 tego to tak naprawdę inne czynności. Tak jest, nawet nie zaprzeczaj.

Jak już macie odpowiednie podejście, to powiem o nie do końca oczywistej rzeczy, o bardzo ważnej bazie pod angielski:

Musicie dobrze znać język polski i jego gramatykę, znać części mowy, pojęcia z zakresu gramatyki!

Bez tego będzie słabo.

Przykłady z życia: próbuję coś komuś wytłumaczyć z angielskiego, używam pojęć typu dopełnienie bliższe, dopełnienie dalsze, przydawka, zdanie podrzędne złożone dopełnieniowe, mowa zależna, orzecznik itd. i patrzą na mnie oczy pełne zdziwienia i niezrozumienia Jak ktoś nie uważał na polskim i nie wie, co takie różne pojęcia znaczą, to wtedy nauka angielskiej gramatyki nie ma sensu, trzeba na początku chwycić za podręcznik z polskiego albo poszperać coś w internecie i dokształcić się na ten temat.

Kolejny przykład: pomagam komuś pisać jakąś pracę, używam jakiegoś słowa angielskiego, osoba prosi mnie o przetłumaczenie na polski, ale niestety nie rozumie polskiego odpowiednika.Czyli bez dużego zasobu słownictwa w języku polskim daleko się nie zajdzie. Masz ubogi język polski, to będziesz mieć też ubogi język angielski. Dlatego trzeba kurczę czytać, czytać i jeszcze raz czytać dużo po polsku, żeby ten polski dobry był i było na czym budować angielski.

Uwaga do mających problem z brzydkim pismem: musicie się zawsze starać, żeby słówka, które sobie zapisujecie, były wyraźne. Bo potem dzieją się takie rzeczy, jak u mnie, przykładowo: na początku swojej nauki zapisałam słowo betray tak niewyraźnie, że jak potem uczyłam się go z zeszytu, to przeczytałam jako befray , i tak się go nauczyłam, dopiero po paru miesiącach przypadkowo odkryłam swój błąd, a to nieistniejące słówko zdążyło się już mocno zadomowić w mojej głowie, i trudno je było wyplenić. A więc to jest ważna uwaga moim zdaniem.

Przejdę do wymowy:

Po pierwsze - porzućcie wstydu okowy! ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Na pewno część z was, którzy wiedzą co nieco o wymowie, wstydzi się poprawnie wymawiać słowa po angielsku, stosować odpowiednią intonację, bo koledzy/koleżanki w pod-/gim-/lic-/stud-/pracbazie mówi po angielsku z całkowicie polskim akcentem.Więc wy nie chcecie się wyróżniać, bo to przecież głupio będziecie brzmieć, będą sobie robić z was jaja za plecami albo śmiać prosto w twarz. Musicie z tym skończyć. Zastanówcie się , co ważniejsze, bycie akceptowanym przez sebixów i karyny, czy wasze dążenie do celu - prawidłowy angielski. Bo jeśli świadomie zaniedbacie prawidłową wymowę, to potem zarówno wy nie będziecie rozumiani przez obcokrajowców, ani sami ich nie zrozumiecie.A nawet, jak was zrozumieją, to podświadomie będą uważać za mniej inteligentnych.Co jest niesprawiedliwe, bo wcale tacy nie musicie byc, ale tak to działa.

A jeśli nie macie jeszcze pojęcia nawet o prawidłowej wymowie, to wchodzicie sobie na jakiś słownik internetowy, np. http://dictionary.cambridge.org , i wyszukujecie różne słowa, np. dictionary, patrzycie na te śmieszne znaczki, których nikt nigdy w żadnej szkole nie uczy nie uczy -/ˈdɪkʃənəri/ , odsł#!$%@? brzmienie słowa, i robicie tak z dziesiątkami słów, aż zaczniecie kojarzyć, który symbol odpowiada jakiemu dźwiękowi w języku angielskim. I potem zawsze jak poznacie nowe słówko, to zapisując je w zeszycie (bo dla mnie zeszyty to podstawa, lepiej się zapamiętuje, samemu coś pisząc), przepisujecie obok jego wymowę w tych symbolach, i przy każdym powtórzeniu słówek wystarczy zerknąć, czy dobrze pamiętacie tez jego wymowę. Bo co mi z miliona nowych słówek, jak nie znam ich wymowy, albo, co gorsza, myślę że znam wymowę, i nigdy się nie dowiem, że jest błędna.

Jeśli nie chcecie sami uczyć się alfabetu fonetycznego, a jesteście jeszcze w szkole, to poproście nauczycielkę/nauczyciela w klasie o parę lekcji na ten temat, samo wałkowanie tego alfabetu.

Jak jestem przy wymowie, to zwrócę uwagę na nazwy własne, zazwyczaj są kompletnie nieintuicyjne!

Więc zawsze przy nauce jakichś nazw własnych, pięć razy upewnijcie się, że je dobrze wymawiacie!

Przykłady, które mnie podczas nauki zaskoczyły:

Leicester - /ˈlɛs tər/ - cała sylaba zjedzona

Lincoln - /ˈlɪŋ kən/ - w ogóle "el" drugiego nie ma

Roosevelt - /ˈroʊ zəˌvɛlt / - to podwójne o nie czyta się jak u, tylko jak o w home

i wiele innych. Więc trzeba się cały czas mieć na baczności przy nazwach własnych.

Kolejne, co mi przychodzi do głowy, to określenia, które macie przy słówkach - np. obsolete, pejorative, offensive itd.

Jak się uczycie nowych słówek, to razem z wymową też je wpisujcie do zeszytu, żeby wiedzieć, w jakich okolicznościach można ich użyć, żeby np. nie zabrzmieć archaicznie czy obcesowo.

I jak uczycie się nowego słowa, to od razu szukajcie też jego "rodziny", czyli np. zgoda - zgadzać się, zgodny itd.

Zwracajcie przy tym uwagę na to, że często ten sam człon w rodzinie wyrazów może być wymawiany odmiennie,

przykład felony /ˈfɛl ə ni/ - felonious /fəˈloʊ ni əs/ (pozdro @Felonious_Gru). Nawet jeśli nie rozumiecie jeszcze tych znaczków, to i tak widzicie, że samogłoskom w członie felo odpowiadają zupełnie różne dźwięki w obu tych wyrazach.

A jeszcze co do tego, jak przebiegał proces mojej nauki, to wyglądało to tak, że na początku uczyłam się sama w domu, czytając na początku najprostsze artykuły w internecie, siedząc żmudnie nad słownikiem długimi godzinami, żeby cokolwiek zrozumieć.I wpisywałam do zeszytów miliony słówek, razem z wymową, i potem wiele razy je powtarzałam.Było bardzo ciężko, strasznie zniechęcające jest, jak nic się nie rozumie na początku. Gramatyki uczyłam się, guglując po prostu różne strony na ten temat, konkretnych już nie pamiętam, zresztą i tak pewnie są już jakieś nowe. Było to tak trochę na chybił trafił, bez konkretnego planu, po prostu w w każdy weekend niemało godzin poświęcałam na angielski, byłam systematyczna, skupiona i uparta.Zaczęłam czytać po jakimś czasie książki po angielsku, na początku najłatwiejsze, bez większej wartości artystycznej, potem coraz trudniejsze. Oglądałam oczywiście filmy angielskie z napisami, żeby się osłuchać i zacząć rozumieć, robiłam też darmowe słuchanki z różnych stron - jest ich multum. Ale nadal nie umiałam mówić, bo z kim miałam rozmawiać? Więc znalazłam native'a z Anglii, przyjechał za kobietą do mojego małego miasta, więc miałam szczęście, bo zazwyczaj native'ów można spotkać tylko w dużych miastach. Chodziłam do niego przez jakieś półtora roku aż do CAE, godzinę tygodniowo, na konwersacje głównie.Na początku było strasznie, bo nie umiałam w ogóle ust otworzyć do niego i słabo rozumiałam co mówi. Nie pomagał też mój introwertyczny charakter. Ale potem się rozkręciłam,

Co do szkoły jeszcze, uściślę - w podstawówce i gimnazjum nauczycielki to były dno i wodorosty, nic nie potrafiły nauczyć, same średnio znały angielski. W liceum już anglistka była dobra, można też było z lekcji sporo wynieść, ale gdybym nie doświadczyła wcześniej swojego momentu zero, o którym mowa była wyżej, to nie wiem, czy kiedykolwiek bym się zmotywowała do angielskiego na poważnie.

A, i zalecam dużo youtuba, np. wywiady z kimś, kogo lubicie, dokumenty, np dokumenty VICE wymiatają,

http://www.youtube.com/user/vice, dużo fajnych jest też na documentaryheaven , polecam!

RANDOM INFO NA KONIEC: wiele osób źle wymawia podstawowe słowo - says /sɛz/ , np. He says coś tam.

Na pewno jest wiele ważnych rzeczy, o które chcecie spytać, więc do dzieła.

I wiele osób tez nie wie, że słowa they're - there - their wymawia się identycznie /ðɛər; a w pozycji niekacentowanej ðər/ . Sprawdźcie, czy to nie jesteście wy.



#muzykablackorchid


#kotyblackorchid


#mojasiostracontent



#angielskizblackorchid #angielski #naukajezykow #truestory
  • 95
O, COŚ NOWEGO. Nie znałem wcześniej takich sposobów na naukę języka ( ͡° ͜ʖ ͡°)

By the way:

mniej więcej w tym samym czasie byłam parę razy brana za nativa, np. na ulicy zaczepiła mnie raz pani z Ameryki, zapytała o drogę, a jak zaczęłam jej coś tłumaczyć, to powiedziała, że fajnie spotkać inną Amerykankę w Polsce i skąd dokładnie ze Stanów jestem :>


@blackorchid: To wrzuć
@blackorchid: Co tylko dalej potwierdza, że to powód z dupy i raczej dużo osób nie uwierzy Ci w Amerykankę pytającą się Ciebie skąd ze Stanów jesteś :)

Dalej nie twierdzę, że nie umiesz angielskiego, ale są przypadki, że ludzie dobrze znają słownictwo, gramatykę, a mówią kiepsko. Skoro już się chwalisz CAE, olimpiadami, sposobami na naukę, pochwal się też wymową, bo skoro jest taka zajebista, to raczej też warto się pochwalić, a
Co tylko dalej potwierdza, że to powód z dupy i raczej dużo osób nie uwierzy Ci w Amerykankę pytającą się Ciebie skąd ze Stanów jesteś :)


Dalej nie twierdzę, że nie umiesz angielskiego, ale są przypadki, że ludzie dobrze znają słownictwo, gramatykę, a mówią kiepsko. Skoro już się chwalisz CAE, olimpiadami, sposobami na naukę, pochwal się też wymową, bo skoro jest taka zajebista, to raczej też warto się pochwalić, a nie opowiadać
@blackorchid: o, wróciłem z techbazy i akurat wrzucone ( ͡° ͜ʖ ͡°) dzięki.

U mnie problemem jest systematyczność i lenistwo :P Motywacje już mam, też byłem na wakacje u rodziny, i jedyne co mi przeszkadzało to niemożność wysłowienia się, niby coś tam powiem, ale będzie to 10% tego co chcialem przekazać.

Ale w sumie, wydaję mi się że najbardziej pomógł, i najwięcej nauczyłaś się z tym gościem,
Nic tu specjalnego nie ma. A wymowa, o której piszesz to chyba typowa w USA, bo w Anglii jest tyle akcentów, że głowa mała.


@ktojestkto:

No bo się wytworzyły nie wiadomo jakie oczekiwania, przez to że tyle osób się zainteresowało.

W ogóle w temat akcentów nie wchodziłam, bo to jest temat na oddzielny post jak już coś.