Słyszałam płacz. Z oddali. Dochodził wieczorem i trwał długo chyba bo nad ranem znowu przestraszył mnie ten sam obraz, jak małej dziewczynki z szeroko otwartą buzią aż kwadratową w sile emocji
Co tam znowu sierdzicie Gdy mnie tu boli Ktoś do mnie biegnie Czy mnie pier.oli Sama już nie wiem Jaka to gra Czy ktoś mnie kocha Czy na mnie s,ra Znaczy się nie wiem Jak pisać wiersze Bo co nie zacznę To zaraz spiep.rzę
@Roznepsy Żyję w świecie w którym brak mi sensu brak logiki brak kontekstu. Gasnę na niebie na którym nie ma gwiazd a te co zostały pochłania czas . Jestem drzewem usychającym pośród nowych pięknych kwiatów . Też chciałbym czasem byś kwiatem a nie mizerną topolą zjedzoną przez owady latem. I na co to wszystko , na co to istnienie zbiór przypadków czy wyższej siły pragnienie .
Gdy nie ma nic Nawet pragnienia To koniec stypy To podniebienia Pełne gorączki Spienionego lata W którym nic nie chodzi (nawet zegarek) A wszystko lata Lata po niebie Pustym jak ta lala A potem w potrzebie Tylko tralalala
( ͡°( ͡°͜ʖ( ͡°͜ʖ͡°)ʖ͡°) ͡°) Sandał na stole Potem pod stołem Na środku placu Przeleciał dołem Gdzieś koło Pani Pod niskim blatem Tak to się zdarza Na rynku latem Ręka za krótka By po nie sięgnąć Musiałam odejść By potem jęknąć
Na peronie są hultaje A ja nie wiem i przy nich staję Niby kupują niby pracują A tak naprawdę jak szajka lurkują Wydają instrukcje Jak robić obstrukcje Mają w tyle głowy Że to mają być łowy Na poszukiwania mojej osoby Pewnie nie od dzisiejszej doby A ja się wtem mocno dziwię Skąd znają moje imię Skąd znają pochodzenie Jak brzmi moje powiedzenie Kto dał im wskazówki działania Jak mają postępować wobec mego
Szłam bazarem Za losu darem Pastelowe klapeczki Bez żadnej sprzeczki Ale że nie byłam sama Nie zatrzymałam się jak dama Tylko prędzej prędzej dogonić towarzyszy Choć to jest jak dogonić myszy Gdy się wróciłam Wszystko zdaje się straciłam Znalazlam tylko obtarte kapcie Muszę odnaleźć babcię Bo pan jest bardzo niemiły Chcę mnie pobić i zabrać siły A jego syn Jeśli nie mylę się w tym W każdym bądź razie posłaniec Jest jak
Szliśmy z rodziną koło bazaru Pośród słońca i ciepła udaru Mój wzrok leciał bokiem Choć szłam szybszym krokiem I oto na placu samotnie leżały Letnie sandały Zdawało mi się że były w moim rozmiarze Co się rzadko zdarza Więc chciwie na nie spojrzałam Ale odejść szybko musiałam
Pastelowe klapeczki Bez żadnej sprzeczki Można wziąć jak swoje No ale jak jak to nie moje Leżą wyblakłe na piętach A ja mocno
Lubię śliwki Napiwki Gruszki Poduszki Ale skąd te zdziwienia Znikąd nie ma płacenia Tylko marzenia Nawet przytulenia Nie wolno mi
Ale cóż Zabroni mi któż Szczęśliwym być Po trochu sobie tyć Trochę podśpiewywać Wszystkie gry przegrywać A potem myśleć kto to był Kto piękne suknie szył Kto pieścił i podnosił Kto dobre rzeczy przynosił A potem odszedł w dym I tak złożył mi się rym
Komentarz usunięty przez autora
Komentarz usunięty przez autora